13 grudnia elektorzy zbiorą się w stolicach swoich stanów i będą głosować na prezydenta oraz wiceprezydenta, a opieczętowane wyniki głosowań prześlą do Waszyngtonu władzom federalnym.
Wprawdzie nie istnieje żadne prawo federalne, które nakazywałoby elektorom głosować zgodnie z wynikami głosowania powszechnego w danym stanie, ale wypadki naruszenia przez nich zasad lojalności i dyscypliny partyjnej zdarzają się niesłychanie rzadko. W całym XX wieku nielojalnych elektorów było tylko sześciu, a ich głosowanie miało charakter czysto symbolicznej demonstracji i ani razu nie wpłynęło na ostateczny wynik pojedynku.
6 stycznia koperty z głosami elektorskimi zostaną otwarte na wspólnym posiedzeniu obu izb Kongresu USA, po czym nastąpi obliczenie głosów. Aby wygrać, kandydat na prezydenta musi otrzymać co najmniej 270 z 538 głosów. Nie musi jednak mieć większości w głosowaniu powszechnym. Cztery lata temu Bush uzyskał o 540 tysięcy głosów mniej niż jego rywal Albert Gore, ale dzięki pomyślnemu dla siebie rozkładowi wyników głosowania powszechnego w poszczególnych stanach, zdobył 271 głosów elektorskich, cztery więcej niż Gore, i został prezydentem. Gdyby głosy elektorskie rozłożyły się po równo między dwóch współzawodników (269:269), prezydenta wybiera Izba Reprezentantów, a wiceprezydenta - Senat. Ponieważ w obu izbach większość mają Republikanie, impas w Kolegium Elektorskim oznaczałby zwycięstwo Busha i Dicka Cheneya, kandydującego po raz drugi na urząd wiceprezydenta.
Powrót do "Forum" / Do góry