Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 19.04.06 / Powrót

Kukułcze jajo
Dział: O rządzie

Z zainteresowaniem czekałem na to, co rząd Kazimierza Marcinkiewicza zaproponuje polskiemu społeczeństwu w kwestiach ekonomicznych. Ile w tym będzie PiS-u, a ile prof. Zyty Gilowskiej, która przecież prezentowała zupełnie odmienne niż PiS spojrzenie na problemy finansowe i gospodarcze. To co w końcu przedstawiła pani wicepremier budzi, nie tylko moje, zdziwienie i rozczarowanie. Być może jednak w tym szaleństwie jest metoda?
Jej propozycje są, po pierwsze, chaotyczne, psują i komplikują system podatkowy. Po drugie, szczytny cel, jakim miało być obniżenie kosztów pracy, a tym samym walka z bezrobociem gdzieś się rozmył. Po trzecie, zmiany uderzają w przedsiębiorców. Wreszcie po czwarte, to wszystko się nie bilansuje.
Komplikacja systemu podatkowego polega m.in. na wprowadzeniu ulg rodzinnych – najpierw dla rodzin z co najmniej 3-ką dzieci, a w następnych latach z 2-ką, a nawet z jednym dzieckiem. W Polsce istnieje system zasiłków rodzinnych. Otrzymują je – bez względu na liczbę dzieci – rodziny, których dochody są niższe od pewnego pułapu. Nie tak dawno min. Gilowska krytykowała podwójne becikowe przyznane również rodzinom o wysokich dochodach i twierdziła, że pieniędzy na ulgi rodzinne nie ma. Nagle pieniądze się znalazły. Podobnie, jak w przypadku becikowego, dostaną je zarówno ludzie bogaci, jak i biedni. Jest to wyraźna niekonsekwencja pani wicepremier i marnowanie środków publicznych. Trzeba będzie przy tym coś zrobić z bezrobotnymi, którzy nie płacą podatku dochodowego oraz z rolnikami, którzy nie są nim objęci. A także z rodzinami, których dochody są tak niskie, że ulgi nie ma od czego odpisać. Trzeba będzie im te pieniądze wypłacać poprzez urzędy skarbowe. Taka ulga rodzinna nie ma nic wspólnego z państwem solidarnym, podobnie zresztą jak zapowiedź waloryzacji progów podatkowych. Podatnicy z I grupy skorzystają na niej ok. 60 zł rocznie, a z II i III– po kilkaset a nawet kilka tysięcy.
Jeśli chodzi o obniżanie kosztów pracy, propozycja pani minister jest bardzo skromna – wynosi łącznie (licząc składkę rentową i chorobową) 2,65 proc. Trudno sądzić, że to zachęci kogoś do zwiększenia zatrudnienia. Przy czym dla dokonania tej obniżki będą potrzebne dość skomplikowane operacje (przerzucenie składki chorobowej z pracownika na pracodawcę). Tymczasem gdyby zrezygnować z ulgi rodzinnej, waloryzacji progów podatkowych i skoncentrować te środki na kosztach pracy, można by je pomniejszyć o 7,5 proc. (służę wyliczeniami) a to już byłaby rewolucja. Wszak sama pani minister twierdzi, że najsilniejszą barierą dla rozwoju rodziny jest bezrobocie.
Uderzenie w przedsiębiorców – a zarazem kolejna komplikacja systemu podatkowego – nastąpi przez likwidację uproszczonych form opodatkowania (karty podatkowej i ryczałtu ewidencjonowanego). Rekompensatą za to ma być zryczałtowany podatek VAT. To dobry pomysł, tyle że skorzysta z niego maksymalnie ok. 100 tys. firm, a kartę podatkową i ryczałt straci 800 tys. Kto pani minister podpowiedział te rozwiązania? Przy okazji zgłoszona też została propozycja podwyżki akcyzy na olej opałowy. W poprzednim Sejmie minister finansów mało co nie został odwołany za taki pomysł, przy czym PiS krzyczał najgłośniej.
Obniżenie składki, waloryzacja progów podatkowych, ulga na dzieci i inne drobniejsze propozycje będą kosztowały budżet ok. 15 mld zł. Dodatkowo pani minister chciałaby o 5 mld zł obniżyć deficyt budżetowy. Trzeba więc gdzieś (czytaj: w kieszeniach podatników) znaleźć 20 mld zł. Podwyżki akcyzy (benzyna, olej, papierosy), likwidacja ulgi remontowej, większa ściągalność VAT pozwolą uzyskać połowę z tego. Reszty nie ma.
Jaki jest cel takiego działania? Podejrzewam, że mamy tu do czynienia z pułapką zastawianą przez PiS na rząd, który przyjdzie po wyborach na jesieni tego roku. Uważam, że Jarosław Kaczyński takiego wariantu nie wyklucza. PiS znajdzie się w opozycji, ale zostawi następcom kukułcze jajo w postaci złych ustaw i budżetu, który jest nie do zbilansowania. Nowa ekipa będzie musiała albo wycofać się z tych wszystkich darowizn, albo ostro ciąć wydatki, co wywoła duże niezadowolenie społeczne. A PiS będzie „dobrym wujaszkiem”, który chciał jak najlepiej, tylko inni mu przeszkadzali.

Marek Borowski

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry