Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 04.01.06 / Powrót

Inaczej się je, niż się gotuje
Dział: O polityce i politykach

Końcówka 2005 roku upłynęła w Polsce pod znakiem pożegnań i powitań. Najważniejsze miały miejsce w Pałacu Prezydenckim. Pożegnaliśmy Aleksandra Kwaśniewskiego, który przez 10 lat pełnił najwyższy urząd w państwie. Powitaliśmy Lecha Kaczyńskiego, który tuż przed świętami Bożego Narodzenia został zaprzysiężony przed Zgromadzeniem Narodowym. W prasie i mediach elektronicznych zaroiło się z tej okazji od podsumowań, porównań i prognoz. Niektórzy uważają, że 23 grudnia zmienił się nie tylko lokator Pałacu Namiestnikowskiego, ale skończyła się też pewna epoka. Pytanie tylko, czy to dobrze, czy źle.
Ogólny bilans prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego oceniam dobrze, choć jak każdy polityk miał on swoje wpadki – do niektórych, np. przyczyn swojej niedyspozycji w Charkowie sam się ostatnio przyznał, a także kontrowersyjne decyzje, np. niestawienie się przed Komisją śledczą do spraw Orlenu, choć zapowiedział, że się stawi. O jego działalności międzynarodowej można mówić w samych superlatywach. Największe sukcesy Kwaśniewskiego to skuteczne wsparcie procesu demokratyzacji na Ukrainie – przyznają mu to nawet przeciwnicy polityczni, wejście do NATO i Unii Europejskiej oraz uchwalenie konstytucji, którą jego następca chciałby, niestety, radykalnie zmienić, a najlepiej wymienić na nową. Do zalet jego prezydentury zaliczyłbym także pewien klimat, jaki stwarzał w stosunkach wewnętrznych. Był człowiekiem kompromisu, umiał być ponadpartyjny. Musiał współżyć z rządem AWS-owskim, nie doprowadził jednak do „wojny na górze”, którą zafundował nam wcześniej Lech Wałęsa. Przez dziesięć lat krzewił w Polsce kulturę polityczną.
Za rzadko może sięgał po inicjatywę ustawodawczą. Za rzadko też zabierał publicznie głos w ważnych dla kraju sprawach. Szkoda np. że nie wystąpił silniej wtedy, gdy zaczęły wychodzić na jaw różne patologie w życiu publicznym, patologie władzy na różnych szczeblach. Nie wiążę ich z prezydenturą Kwaśniewskiego, lecz z niedojrzałością polskich partii politycznych i generalnie – polskiego systemu politycznego. Gdyby jednak szybciej i zdecydowanie zareagował, to pewne niedobre procesy uległyby z pewnością zahamowaniu. Myślę, że udałoby się także nie dopuścić do rozpadu lewicy. To nie on jest jednak sprawcą klęski tej formacji, co niektórzy byli koledzy usiłują mu teraz przypisać. Ludzie lewicy muszą uderzyć się w piersi własne, a nie cudze. Po prostu jego koncyliacyjność i pewnego rodzaju układność, która gdzie indziej była dobra, akurat tutaj się nie sprawdziły.
W sumie bilans prezydentury Kwaśniewskiego jest z całą pewnością dodatni. W skali szkolnej, oceniam ją na czwórkę z plusem. Myślę, że z upływem lat będzie ona coraz wyżej oceniana, także przez dzisiejszych prześmiewców i generalnie ludzi mu niechętnych. Wielu jego następców będzie się do tej prezydentury odnosić.
Czego możemy się spodziewać po Lechu Kaczyńskim? Niestety, różne jego wypowiedzi, z kampanii wyborczej (wizja IV Rzeczypospolitej) i późniejsze, rodzą wiele obaw. Na pewno będzie miał trudny start na arenie międzynarodowej, gdzie uważany jest za polityka zaściankowego. Prasa zagraniczna ironizuje, że widzi demony czające się w kraju i za granicą,
pisze o jego uprzedzeniach anty-gejowskich, fobiach w stosunku do Europy, a zwłaszcza Niemiec i Rosji.
Na szczęście, zgodnie z powiedzeniem, inaczej się je niż gotuje. Nie tak gorąco. Kiedy się obejmuje wysokie stanowisko i uświadamia sobie ogrom obowiązków z tym związanych, kiedy przychodzi podejmować decyzje, które mają doprowadzić do pozytywnego zakończenia konkretnej sprawy, to wtedy trzeba trochę odpuścić. Głowy państwa dotyczy to w szczególności. Może się więc okazać paradoksalnie, że jeśli Lech Kaczyński nie będzie realizował niektórych swoich zapowiedzi, np. zaniecha przedstawienia Niemcom rachunków krzywd za II wojnę światową i nie będzie oczekiwał od Władimira Putina, że pierwszy przyjedzie z wizytą do Warszawy i nisko mu się pokłoni, to ci co dziś mają obawy stwierdzą, że jednak… nie jest tak źle.
Życzę Lechowi Kaczyńskiemu, by nie upatrywał w Niemczech czy w Rosji przyczyn różnego rodzaju problemów, które mamy w Polsce. To są nasze problemy i sami musimy je rozwiązać.

Marek Borowski

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry