Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 05.10.05 / Powrót

TKM, czyli Teraz Kolega Marcinkiewicz
Dział: O polityce i politykach

Po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach zastanawiałem się, jak szybko stanie się aktualne słynne powiedzenie TKM ukute przez Jarosława Kaczyńskiego, gdy prawica w 1997 r. obejmowała władzę. I oto już dwa dni po wyborach oznacza ono: Teraz Kolega Marcinkiewicz. Równocześnie na tle kandydatury Kazimierza Marcinkiewicza na premiera mamy poważny konflikt między dwoma koalicjantami – Platformą Obywatelską i PiS - połączony z czymś czego nie zawaham się nazwać oszukiwaniem wyborców.
Wszyscy pamiętamy deklarację Jarosława Kaczyńskiego, że w tych wyborach głosuje się nie tylko na partie polityczne, ale także na programy i premiera, który będzie realizował te programy. Było jasne, że premierem ma być szef zwycięskiego ugrupowania. Dlaczego więc zamiast Jarosława Kaczyńskiego mamy Kazimierza Marcinkiewicza?
Myślę, że za tą zmianą miejsc – formalną, bo kto zna Jarosława Kaczyńskiego nie wątpi, że to on by rządził z tzw. tylnego siedzenia - kryje się coś więcej niż gra na prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, która dla jakiejś części wyborców mogłaby być nie do przyjęcia w sytuacji, gdyby jego brat-bliźniak został premierem. Moim zdaniem Jarosław Kaczyński zakładał, że to PO a nie PiS wygra wybory, dlatego jego partia bez większego skrępowania składała Polakom wiele obiecanek. Mam specjalny tytuł, żeby o tym mówić, dlatego że jako jedyny polityk zwracałem uwagę, że zobowiązania PiS są kompletnie nierealne. To co obiecało Polakom ugrupowanie braci Kaczyńskich to lepperyzm do kwadratu a nawet sześcianu. Fakt ten udało się jednak PiS skrzętnie ukryć, kampania toczyła się bowiem głównie między PO i PiS - wokół podatku liniowego. Na nic zdały się apele m.in. Socjaldemokracji Polskiej do mediów, żeby dopuścić do głosu przedstawicieli innych ugrupowań i zwrócić uwagę na inne elementy programowe.
W sumie spełnienie wszystkich obietnic PiS musiałoby kosztować, licząc skromnie, ok. 20 mld zł, a tych, które powinny być realizowane od przyszłego roku – 9 mld zł. Ponadto PiS zapowiada zmniejszenie deficytu zaplanowanego w budżecie Belki o ok. 2 mld zł. A zatem trzeba znaleźć 11 mld zł albo podwyższając podatki – a chce się je przecież obniżać, albo tnąc wydatki. Pytanie - które, obiecano bowiem znaczący wzrost wydatków na obronność, naukę, drogi i koleje, płace nauczycieli, kulturę i sport, co razem daje ok. 3 mld zł. Dalej - po 1000 zł miesięcznie premii dla każdej firmy, która zatrudni nowego pracownika, zwolnienie z ZUS dla nowo zatrudnionych – ok. 1,5 mld zł, likwidację podatku giełdowego i podatku od lokat – 1,7 mld zł, szybką likwidację zadłużenia służby zdrowia – co najmniej 1 mld zł w 2006 r., itd. Tymczasem Kazimierz Marcinkiewicz trzymając w ręku jakiś tajemniczy dokument pt. „Poprawki do budżetu” zdradził tylko, że zamierza oszczędzać na administracji. To jest już nudne. Na administracji wszyscy chcą oszczędzać, a cała administracja w Polsce – rządowa i samorządowa - kosztuje ok. 8 mld zł. Zaoszczędzić można nie więcej niż 500-600 mln zł a Kazimierz Marcinkiewicz nawet tyle nie uzyska, chce bowiem połączyć 2 – 3 urzędy i jeden zlikwidować. To jest raptem 10 mln zł oszczędności.
Mamy zatem do czynienia z grubym żartem ze społeczeństwa. Nic dziwnego, że Jarosław Kaczyński stara się przejść do tzw. wewnętrznej opozycji, by uciec od odpowiedzialności za zobowiązania, które zgłosił. To jest zresztą postawa, którą niejednokrotnie prezentował w przeszłości.
Chciałbym wobec tego zapytać kandydata na prezydenta, Lecha Kaczyńskiego, czy o tej całej kombinacji wiedział? Czy od początku było jasne, że mówi się o premierostwie Jarosława, prezydenturze Lecha, ale tak naprawdę będzie się proponowało na premiera kogoś innego, a być może w ogóle się ucieknie od odpowiedzialności za rząd próbując go oddać PO z żądaniem, by realizowała obietnice PiS? Jeżeli o tym nie wiedział, co byłoby dziwne - podobno bracia nie mają między sobą tajemnic - to jaki jest jego stosunek do tej zabawy państwem?
Wszystko wskazuje na to, że czekają nas ciągłe spory i podchody między PO i PiS. Dlatego potrzebny jest prezydent spoza tego układu, który zadba, aby nikt nie traktował państwa jak rodzinnej albo partyjnej własności.

Marek Borowski

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry