Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 10.07.07 / Powrót

Awantura brukselska
Dział: O rządzie

W kwietniu pisałem, że rządy PiS marginalizują nasz kraj, sprawiają, że Polska jest dziś hamulcowym Unii Europejskiej, choć miałaby szanse stać się jej liderem. Na szczycie w Brukseli rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza niż myślałem. Wyszło na jaw, że polski rząd nie ma żadnego pozytywnego programu dla Unii. Liczy się dla niego jedynie siła głosu i możliwość blokowania decyzji, przy czym w walce o te cele pokazaliśmy się jako kraj, który sam nie weźmie (nasza siła głosu pozostała ostatecznie taka sama), a innym zabierze (Niemcy). Dla członków Unii popłynął z Brukseli jasny przekaz: Polska weszła do wspólnoty nie po to, żeby ją rozwijać, lecz by przeszkadzać– korzystając przy tym, a jakże, z unijnych pieniędzy.
W retoryce antyniemieckiej politycy rządzącej koalicji przekroczyli kolejne granice. Sięgali do argumentów historycznych wypominając Niemcom skutki II wojny światowej. Zapomnieli jednak, albo nie chcieli pamiętać, że Niemcy wpłacają netto do budżetu Unii tyle, ile Polska z tego budżetu netto pobiera. Można więc powiedzieć, że pieniądze, które Polska uzyskuje z Unii pochodzą faktycznie z Niemiec. Wszystkie wystąpienia były przy tym podlane ostrym patriotycznym sosem. Kto nie z nami, ten przeciw Polsce – głosili prezydent w Brukseli i premier w kraju.
Platforma Obywatelska znacząco doprawiła ten sos podjudzając rząd do walki o pierwiastkowy system głosowania, który nic by nam nie dał poza nieco większą liczbą głosów niż w systemie podwójnej większości, tyle że nie wiadomo do czego wykorzystaną. (Przez ostatnie 1,5 roku Polska nie zgłosiła w Unii żadnego własnego projektu). Nic dziwnego, że polska propozycja stała się dla Brukseli niestrawna, a i w Polsce budziła zastrzeżenia. Patriotyzm powinien bowiem polegać na zapewnianiu krajowi jak najlepszych warunków rozwoju, budowaniu i umacnianiu jego pozycji, poprawie wizerunku. Kampania, jaką nasz rząd prowadził w Brukseli, przyniosła natomiast odwrotny skutek. Polska nie zyskała przyjaciół i sojuszników, za to naraziła się wielu krajom, którym nie podobał się sposób, styl i argumenty, których używała w trakcie negocjacji. Walka z Europą to nie jest koncepcja na przyszłość.
Dobrze, że prezydent Kaczyński nie upierał się przy pierwiastku lekceważąc uchwałę Sejmu w tej sprawie, ale co właściwie wynegocjował w Brukseli – do końca nie jest jasne, bo był wyczerpany nocnymi negocjacjami. Wiadomo, że przez 7 lat będzie obowiązywał dotychczasowy nicejski system głosowania, ale czy ten system pomógł nam w głosowaniu w Parlamencie Europejskim w sprawie definicji wódki? Nie. Przyjęto niekorzystną dla Polski definicję. Mało tego, analiza wszystkich dotychczasowych głosowań wykazała, że bez względu na to, czy głosy liczone byłyby w systemie większościowym, nicejskim, czy pierwiastkowym wynik byłby dla Polski ten sam. Co mielibyśmy wygrać, to byśmy wygrali, a co przegrać – przegrali. Ma też obowiązywać tzw. mechanizm z Joaniny pozwalający praktycznie każdemu krajowi blokować decyzje parlamentu, ale czy przez 3 miesiące czy przez 2 lata? Nie wiadomo.
Prezydent powtarza, że odniósł sukces, a ci co go podważają, robią to złośliwie i postępują antypaństwowo, bo utrudniają Polsce dalsze negocjacje. W ten sposób PiS wkroczył w kolejny etap prowadzący do zupełnej izolacji tej partii. Kto nie zgadza się z braćmi Kaczyńskimi staje się automatycznie „agentem”, członkiem „układu”, „szarej sieci”, antypatriotą itp.
Paradoksalnie ofiarą takiego myślenia i sukcesu prezydenta stał się wiceprezes PiS, przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych, Paweł Zalewski. Nie słuchając szefa swego klubu, Marka Kuchcińskiego, który pouczył dziennikarzy, by nie pytali, co Polska wynegocjowała, bo są to pytania niewłaściwe, zamiast chwalić prezydenta i minister Annę Fotygę właśnie takie pytanie zadał. Pisząc te słowa nie wiem, jakie będą jego dalsze losy. Na razie zostało zawieszone jego członkostwo w partii, ale czeka go surowa kara. Ma do wyboru: poddać się praniu mózgów i łamaniu kręgosłupa, jakie się odbywa w PiS i wrócić na jej łono, albo powiedzieć braciom Kaczyńskim: dziękuję bardzo. Moja rada: Czasami historia daje politykowi szanse zachować twarz. Warto z niej skorzystać.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry