Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 04.12.00 / Powrót

Konflikt przeszłości z przyszłością
Dział: Prywatyzacja i reprywatyzacja

Do Sejmu wróciła sprawa reprywatyzacji. Po odrzuceniu wniosku klubów SLD, PSL i Unii Pracy o przeprowadzenie ogólnonarodowego referendum, obowiązek rozstrzygnięcia: ile, komu, w jakiej formie, kiedy, spoczął na posłach. Nie jest to zadanie proste. Jak oblicza Ministerstwo Skarbu Państwa, zaspokojenie wszystkich roszczeń kosztowałoby ok. 100 mld zł, co byłoby dla państwa wydatkiem nie do udźwignięcia. Rząd zaproponował więc odszkodowania w wysokości 50 proc. oraz zwrot majątku w naturze, ale to też budzi wątpliwości.

W toku dyskusji pojawiło się m.in. pytanie, czy potrzebna jest w ogóle ustawa o reprywatyzacji, skoro byli właściciele mogą dochodzić (i dochodzą) swoich praw w sądzie. Otóż uważam, że ustawa jest potrzebna, nie dlatego jednak, że - jak często się słyszy - procesy sądowe byłyby dla budżetu kosztowniejsze i wręcz zagrażały stabilności państwa. Jak wynika z dotychczasowych doświadczeń, co trzeci wniosek w sprawie reprywatyzacji jest oddalany, a w wielu pozostałych przyznane przez sąd odszkodowania są znacznie niższe niż roszczenia. W ciągu 4 lat łączna wartość odszkodowań wyniosła ok. 50 mln zł, podczas gdy rząd planuje przeznaczyć na te cele majątek wartości 44 mld zł. Nie tu zatem tkwi niebezpieczeństwo.

Problem polega, po pierwsze, na tym, że na mocy wyroków sądowych byli właściciele lub ich spadkobiercy odzyskują zagospodarowane obiekty i usiłują zmienić ich przeznaczenie, np. usunąć szkołę, dom dziecka, czy szpital lub pozbyć się z kamienicy mieszkańców, którzy im z różnych powodów przeszkadzają. Grozi to powstaniem konfliktów społecznych na szeroką skalę. Po drugie, dopóki nie jest wyjaśniona sprawa własności gruntów, niemożliwy jest swobodny i pewny obrót nimi. Nie można ich wydzierżawić ani sprzedać dotychczasowym inwestorom, ponieważ sąd mógłby w każdej chwili taką transakcję podważyć. Musimy zatem uchwalić ustawę reprywatyzacyjną, gdyż jej brak zagrażałby możliwościom rozwoju państwa.

Jeśli chodzi o samą ustawę, ważne są dwa elementy. Po pierwsze, musi wreszcie nastąpić zamknięcie pewnych historycznych rachunków. Po drugie, zadośćuczynić krzywdom można tylko w takim stopniu, w jakim państwo na to stać. Pojawiające się opinie, w tym także hierarchów kościelnych, że referendum byłoby pytaniem o to, czy można kraść, a takich pytań zadawać nie wolno - opierają się na nieporozumieniu. Gdyby trzymać się tej poetyki, należałoby stwierdzić, że rząd zakładając odszkodowania w wysokości 50 proc. proponuje ukraść połowę!

Dyskusji o reprywatyzacji towarzyszą sensowne propozycje wykorzystania państwowego majątku: na cele reformy emerytalnej (kilkadziesiąt miliardów złotych w ciągu kilku lat), na spłatę zadłużenia zagranicznego (by złagodzić znaczne obciążenie budżetu tymi spłatami od 2002 r.), na stworzenie fundacji edukacji narodowej (godna poparcia idea Unii Wolności). Należałoby też wspomóc naukę i rolnictwo, którego stan jest jedną z głównych przeszkód na drodze do Unii Europejskiej. Czy w konflikcie przeszłości z przyszłością mamy stawiać na przeszłość? Sądzę, że trzeba myśleć przede wszystkim o przyszłości i mówić nie tyle o reprywatyzacji, co o wypłacie odszkodowań, znacznie obniżając w porównaniu z projektem rządowym łączną ich kwotę. Takie rozwiązanie przyjął w latach 1991-92 węgierski parlament i społeczeństwo je zaakceptowało, a kilka skarg, które wpłynęły do międzynarodowych trybunałów, zostało oddalonych.

Jest realna szansa na uchwalenie także przez polski parlament ustawy reprywatyzacyjnej, ale pod warunkiem, że ideologia nie przeważy nad ekonomią.

Źródło: Expander.pl

Powrót do "Publikacje" / Do góry