Normalnym trybem ratyfikacji umów międzynarodowych jest głosowanie w Sejmie, a dopiero potem ewentualne referendum. Dziś porozumienie w sprawie traktatu blokuje PiS i robi to z przyczyn nieracjonalnych, wynikających z wewnętrznej sytuacji w partii. Mimo to jestem zwolennikiem szukania kompromisu, tak by nie wydawać publicznych pieniędzy na referendum . Jednak jeżeli do porozumienia nie dojdzie, należy odwołać się do głosu narodu.
Ustawa o ratyfikacji traktatu, którą proponuje PiS, byłaby sprzeczna z konstytucją. Ta mówi wyraźnie, że taką ustawę Sejm uchwala większością 2/3 głosów. Ustawa ratyfikacyjna może zawierać jedynie stwierdzenie, że Sejm upoważnia prezydenta do ratyfikacji danej umowy międzynarodowej. A zapisy, które proponuje
PiS, mogą być przyjęte jedynie zwykłą większością głosów. W ustawie ratyfikacyjnej nie ma więc miejsca na preambułę ani na dodatkowe artykuły, w których PiS chce zapisać zabezpieczenia przed hipotetycznymi próbami zmiany traktatu.
Każdy polityk ma takie chwile w swojej karierze, gdy ma szansę podjąć decyzję zgodnie ze swoim sumieniem, nie kierując się wskazaniami kierownictwa. Mam więc nadzieję, że głosowanie nad traktatem będzie chwilą próby dla polityków PiS, z których wielu deklaruje swoją pro-europejskość i patriotyzm.
Nawołując polityków PiS do poparcia traktatu, nie myślę o rozbijaniu ich klubu, ale chcę ich namówić do podjęcia decyzji zgodnej z ich sumieniem. Niestety PiS coraz częściej zaczyna przypominać sektę, gdzie przywódca wymusza bezwzględne posłuszeństwo. Jest więc okazja, by powiedzieć temu stanowcze "nie". Tacy ludzie na pewno w klubie PiS są, ale nie wiem, czy będą mieli odwagę, by zagłosować inaczej niż reszta klubu. Nie wiem też, czy jest ich wystarczająco wielu, by traktat ratyfikować.
Źródło: "Fakt"
Powrót do "Publikacje" / Do góry