Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 23.07.08 / Powrót

W tym szaleństwie jest metoda
Dział: O rządzie

Od miesięcy toczą się prace nad reformą służby zdrowia. Idzie to bardzo opornie, przede wszystkim dlatego, że Platforma Obywatelska nie miała i nadal nie ma koncepcji tej reformy. Pojawiają się kolejne wersje projektów ustaw i rozwiązania godzące często w interesy pacjentów.
Zdaniem Socjaldemokracji Polskiej, prace nad ustawami zdrowotnymi obarczone są „siedmioma grzechami głównymi". Pierwszy dotyczy ich autorów. Za pomysłami zapisanymi w projekcie ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, przewidującej ich przekształcenie w spółki, stoją politycy PO, którzy wcześniej nie sprawdzili się jako menedżerowie. Minister zdrowia doprowadziła do zadłużenia na 3,5 mln zł niewielką przychodnię w Szydłowcu, którą przez 5 lat kierowała. Swoją drogą, biorąc pod uwagę wielkość tej placówki, to swoisty rekord. Ostatnio powołany wiceminister zdrowia, Marek Haber, pozostawił szpital w Suchej Beskidzkiej z długiem w wysokości 20 mln zł, z czego ponad 4 mln zł to tzw. dług wymagalny. Przewodniczący klubu PO, Zbigniew Chlebowski, był przez wiele lat członkiem rady społecznej Szpitala Klinicznego nr 1 we Wrocławiu, który jest jednym z najbardziej zadłużonych szpitali w Polsce. Lekarzu, ulecz samego siebie! – chciałoby się powiedzieć.
Drugi grzech, a także dwa kolejne, dotyczą trybu pracy. W czasie obrad sejmowej komisji zdrowia PO zgłosiła bez jakiegokolwiek uzasadnienia kilkadziesiąt poprawek, które diametralnie zmieniły założenia pierwotnego projektu. Tym samym złamane zostały zasady poprawnej legislacji, a ustawa w obecnym kształcie nie ma wymaganego prawem uzasadnienia. Naruszone też zostały zasady dialogu społecznego (trzeci grzech), projekt ustawy o ZOZ-ach, w którym jest również mowa o uprawnieniach pracowniczych, nie był bowiem przedmiotem obrad Komisji Trójstronnej. Równocześnie przyjęto nagle stachanowskie tempo prac nad projektem (czwarty grzech). W ciągu dwóch dni komisja uporała się z systemową ustawą. W pracach nad nią nie uczestniczył jednak żaden ekspert - ani od ekonomiki zdrowia, ani od kodeksu spółek handlowych, ani od zarządzania w ochronie zdrowa. PO mogłaby się odtąd nazywać Alfą i Omegą.
Pozostałe grzechy dotyczą treści przyjętych ustaw, w tym zwłaszcza ustawy o ZOZ-ach. Wprowadzenie zasady przymusowego przekształcenia w spółkę w ciągu roku (piąty grzech) jest niesłuszne i niemożliwe do realizacji. Wiele szpitali nie ma uregulowanej własności terenu, na którym stoją. Spółka nie może w takiej sytuacji powstać. Tymczasem, zgodnie z projektem, szpitale, które nie zdążą się przekształcić, zostaną wykreślone z rejestru. Następuje otwarcie szerokich wrót do niekontrolowanej prywatyzacji (szósty grzech), PO wykreśliła bowiem przepis gwarantujący zachowanie przez samorządy co najmniej 51 proc. własności spółki. Oznacza to brak jakichkolwiek prawnych zabezpieczeń przed oddawaniem szpitali w prywatne ręce, a tym samym zagrożenie dla bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków, (w prywatnym szpitalu liczy się zysk, a nie dobro pacjenta) oraz ich podział na lepszych i gorszych w zależności od grubości portfela. Brak jest przepisów wprowadzających ochronę spółek szpitalnych przed niekontrolowaną upadłością (siódmy grzech).
Opozycji nie udało się tym grzechom zapobiec. Były minister zdrowia, Marek Balicki z SDPL, któremu kompetencji i znajomości rzeczy nie odmawiają nawet przeciwnicy polityczni (jako dyrektor oddłużał szpitale, a nie na odwrót), został głosami PO i SLD odwołany w strategicznym momencie prac komisji z funkcji jej wiceprzewodniczącego. Ze strony PO miało to charakter retorsji za krytykę jej pomysłów prywatyzacyjnych, a SLD wykorzystał okazję, by wprowadzić swojego wiceprzewodniczącego. Przykro, że partia rządząca ucieka się do takich metod, ale moim zdaniem to wszystko zmierza do jednego celu. W tym szaleństwie jest metoda. Ustawy zdrowotne w obecnym ich kształcie najprawdopodobniej zostaną zawetowane przez prezydenta i trudno oczekiwać, żeby lewica nie wsparła tego weta. A wtedy PO powie, że miała świetny plan, lecz prezydent i opozycja nie pozwoliły go zrealizować. Gdyby zaś prezydent ustawy z jakiegoś powodu podpisał, szkodliwe skutki prywatyzacji ujawnią się dopiero za dwa lata. Po wyborach.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry