Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 17.01.99 / Powrót

Cena pośpiechu
Dział: O rządzie

Strajki górników przeciw ustawie o emeryturach i rentach sprawiły, że o reformie emerytalnej znowu zaczęło być głośno. Przy okazji powiedziano jednak wiele rzeczy nieprawdziwych. Zdarzyło się to nawet wysokim urzędnikom.

Reforma emerytur jest potrzebna, nieprawda jednak, że nowy system będzie pod każdym względem lepszy niż stary. Z gruntu fałszywa jest zwłaszcza teza o niewydolności systemu zusowskiego. Minister Walendziak stwierdził w telewizji, że za dwa lata system ten może się rozsypać, a dzięki reformie do tego nie dojdzie. Trudno o większy absurd. W.Walendziak nie po raz pierwszy udowadnia, że każdy powinien zajmować się tym, co najlepiej potrafi (niedawno odważnie opublikował w "Rzeczpospolitej" kuriozalny artykuł o polskiej gospodarce, w którym z nierzetelnych danych wyciągnął chybione wnioski). Politycy jednak często o tej prawdzie zapominają.
System zusowski ma się obecnie zupełnie dobrze. Dzięki wzrostowi liczby zatrudnionych oraz poprawie ściągalności składek, przez ostatnich kilka lat napływało do niego coraz więcej środków, a dopłaty z budżetu znacząco malały. Gdyby ten trend potrwał jeszcze 3-4 lata, ZUS stałby się samowystarczalny. Problem polega więc na czym innym. Jak szacują demografowie, na skutek przesuwania się niżów i wyżów demograficznych za kilkanaście lat w Polsce zacznie gwałtownie przybywać ludzi starych, a więc emerytów. Liczba miejsc pracy, zatem również składki, prawdopodobnie nie wzrosną w takim samym tempie, budżet musiałby więc znowu dopłacać do ZUS i to bardzo dużo. Aby temu zapobiec, trzeba obniżyć emerytury, ponieważ składek nie można już podwyższać - są i tak zbyt wysokie. Nagłe obniżenie emerytur, które by nam groziło za kilkanaście lat w systemie zusowskim, byłoby jednak bezprawne i spotkałoby się z kontrą Trybunału Konstytucyjnego. Możliwe jest natomiast w długim okresie względne ich obniżenie - w stosunku do płac - przez zmniejszanie waloryzacji. I temu ma w istocie służyć nowy system polegający na gromadzeniu pieniędzy ze składek na indywidualnych kontach. (Na marginesie, zmiana obejmie 1/5 składki, czyli nie będzie to rewolucja, bo 4/5 emerytury pozostanie w ZUS).
Przeciętna emerytura w nowym systemie, przeliczona z całej składki, a nie z 1/5, wyniesie 40-50 proc. przeciętnej płacy, podczas gdy obecnie ten stosunek równa się ok. 70 proc. Zatem dla przyszłych emerytów będzie to gorsze rozwiązanie niż obecne. Skorzystają z niego jedynie osoby o wysokich zarobkach, których emerytury są obecnie ograniczone do 2,5-krotności przeciętnego wynagrodzenia, a w nowym systemie nie będą w ogóle ograniczane. Zwiększy się natomiast liczba emerytów o niskich świadczeniach. O tym wszystkim nie mówi się głośno, bo wtedy trzeba by jasno powiedzieć, że ta reforma jest wprawdzie konieczna, ale - niestety - w porównaniu z obecnym systemem, dla emerytów niekorzystne.
W dyskusji nad ustawą najbardziej gorący okazał się problem wcześniejszych emerytur, do których miały do tej pory prawo służby mundurowe, górnicy, hutnicy, nauczyciele, dziennikarze i jeszcze parę innych zawodów uznanych za stresujące lub wyniszczające fizycznie. Przewiduje się, że prawo to zostanie zachowane, ale osoby nim objęte do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego (60 lat kobiety, 65 mężczyźni) będą otrzymywać niższe emerytury, tzw. pomostowe. Ile one wyniosą i kto je będzie dostawać, zostanie uregulowane odrębną ustawą, po konsultacjach z lekarzami i negocjacjach ze związkami zawodowymi. W kalendarzu reformy przyjętym przez koalicję SLD-PSL zakładaliśmy, że negocjacje ze związkami odbędą się przed uchwaleniem ustawy emerytalnej. Obecna koalicja z jakichś powodów rozmów tych nie podjęła, za to pospieszyła się z ustawą, co wywołało protesty górników, którzy słusznie uznali, że w sprawie emerytur pomostowych nie mają żadnych gwarancji. Najdziwniejsze przy tym było to, że SLD zgłaszał poprawki dotyczące emerytur pomostowych, zostały one jednak przez koalicję, w tym Mariana Krzaklewskiego, odrzucone. Po czym...przewodniczący AWS stanął na czele związkowców z "Solidarności" domagających się od rządu rozwiązań, które proponowaliśmy. Porozumienie, pod którym podpisał się wraz z ministrem pracy, również jednak niczego górnikom nie gwarantuje. Tym bardziej, że nie uczestniczył w nim premier Balcerowicz, który wielokrotnie mówił, że nie wiadomo, kto to sfinansuje. Pracodawcy twierdzą, że nie będą w stanie. Chodziło najwyraźniej o pokazanie, że "Solidarność" istnieje i walczy o prawa górników, a przecież wystarczyło przyjąć w Sejmie poprawki SLD.
W związku z ich odrzuceniem (dotyczyły one również zmniejszenia rozpiętości między najwyższymi i najniższymi emerytami oraz wprowadzenia odrębnego systemu dla służb mundurowych) nie mogliśmy wziąć współodpowiedzialności za ustawę emerytalną i głosowaliśmy przeciw. Nie mamy natomiast żalu do prezydenta, że ją podpisał. Prezydent z zasady podpisuje ustawy, bez względu na to, czy mu się one podobają, czy nie. To nie on bierze za nie odpowiedzialność. Tylko wtedy, gdy uważa, że ustawa w sposób ewidentny narusza konstytucję, jest szkodliwa politycznie, czy dla rozwoju kraju, ma możliwość jej zawetowania. Ustawa emerytalna nie jest ani szkodliwa, ani niebezpieczna. Jest potrzebna. Tyle że jej kształt mógłby być lepszy.
Koalicja po raz kolejny pokazała, że nie liczy się ani z opozycją, ani z własną bazą polityczną. Jej głównym celem jest jak najszybsze uchwalanie ustaw, które później poprawia ustępując różnym grupom niezadowolonych. Koszty ustępstw są jednak i będą większe niż te, które by poniesiono, gdyby procedurę legislacyjną prowadzono z rozwagą i prawidłowo.

Źródło: "Nowe Życie Gospodarcze"

Powrót do "Publikacje" / Do góry