Pierwsze pęknięcie przyszło z chwilą ogłoszenia, że miejscem pochówku pary prezydenckiej będzie Wawel, nie sądzę jednak by przerodziło się ono w trwały konflikt. Trudno żywić pretensje do tych, którzy demonstrowali przeciw tej decyzji – można mieć o niej różne zdanie i po to m.in. jest demokracja, by móc je wyrazić. Protesty przebiegały zresztą w sposób kulturalny, nie uwłaczający pamięci zmarłych, a gdy było już wiadomo, że decyzja jest ostateczna, właściwie ustały i uroczystości pogrzebowe odbyły się bez zakłóceń. Teraz do tych sporów nie ma po co wracać. Tym bardziej, że pojawiła się idea stworzenia Krypty Katyńskiej upamiętniającej nie tylko Lecha i Marię Kaczyńskich, ale wszystkie ofiary katastrofy pod Smoleńskiem oraz oficerów pomordowanych w Katyniu. Jej realizacja pozwoliłaby na symboliczne ukazanie długoletniego procesu odsłaniania prawdy o Katyniu – nie dla nas Polaków, ale dla Rosji i całego świata. Jest tragicznym paradoksem, że katastrofa pod Smoleńskiem ten proces przyspieszyła i przyspieszy. Wszyscy usłyszeli, czym był dla Polaków Katyń, a winny zbrodni został wreszcie z imienia nazwany także przez prezydenta Rosji.
Niewątpliwie jednak nie unikniemy dyskusji, jak honorować zmarłych, czy też tragicznie zmarłych prezydentów oraz inne osobistości. Byłoby dziwne, gdyby takiej dyskusji nie było, nie prorokowałbym natomiast na tym tle głębokich podziałów.
Tym, co rzeczywiście może je wywołać, będzie prezydencka kampania wyborcza. Już w czasie żałoby pojawiły się bardzo ostre komentarze i niewybredne ataki niektórych zwolenników Lecha Kaczyńskiego (ale nie polityków sensu stricte) na przeciwników zmarłego prezydenta. Przy czym najgorsze jest to, że wszyscy ci przeciwnicy traktowani są tą samą miarą, choć przecież byli oni bardzo różni. Jedni krytykowali prezydenturę Lecha Kaczyńskiego w sposób cywilizowany, normalny w demokracji, toczyli z nim pewien dyskurs polityczny. Inni posuwali się do obelg i zachowań poniżej wszelkiego poziomu. Sądzę, że tym drugim jest dziś po prostu wstyd, ale tym pierwszym nie można odbierać prawa do rzeczowej krytyki Lecha Kaczyńskiego. Po okresie żałoby, w czasie kampanii wyborczej ona wróci, jest to nieuniknione. Kandydaci będą się odwoływać do tej prezydentury prezentując własne programy. Ważne natomiast, by widzieli w swoich oponentach przeciwników, a nie wrogów, dostrzegli w sobie nawzajem ludzi, co dotąd nie było tak oczywiste.
Kampania będzie bardzo krótka, więc może być i tak, że z braku czasu spirala agresji nie zdąży się rozkręcić. Oby! W dodatku lista kandydatów będzie mocno zawężona. Najprawdopodobniej w szranki staną tylko przedstawiciele największych partii - PiS, PO, SLD i PSL. Inne nie zdołają w ciągu 2 tygodni (zamiast 2 miesięcy) zebrać 100 tys. podpisów poparcia. Ze swej strony zadeklarowałem publicznie, że podpiszę się pod każdym kandydatem - wyjąwszy tych o poglądach kompletnie sprzecznych z demokracją, rasistowskich itd. - i zachęcam do tego innych. Można się podpisać pod wieloma kandydatami. Nie oznacza to głosowania, a jedynie umożliwienie kandydowania. Uważam, że w tak szczególnej sytuacji partie i wyborcy powinni, choćby tylko z technicznego punktu widzenia, sobie pomagać, dać szansę innym kandydatom. Taki gest osłabiłby konfrontacyjne nastroje i stanowił swego rodzaju przedłużenie pojednania, które przeżywaliśmy.
Niewątpliwie jest przed nami czas próby. Mam nadzieję, że wyjdziemy z niej zwycięsko i ani opozycja, ani rządzący nie będą próbowali zbić interesu politycznego na tragedii. Rozpocznie się natomiast prawdziwa dyskusja polityczna. Jesteśmy różni, nie możemy się więc wszyscy połączyć ani tym bardziej pokochać. Możemy się jednak bardziej szanować i wzajemnie słuchać, a nie tylko mówić.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry