Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 18.10.11 / Powrót

Przemyśl(a)na propozycja
Dział: O polityce i politykach

W PRL Kościołowi majątek zabrano. W III RP budżet płacił za ten zabór na specjalny fundusz. Teraz majątek oddano. Fundusz więc powinien zostać zlikwidowany

Pojawienie się Ruchu Palikota w Sejmie musiało wywołać dyskusję o miejscu Kościoła w państwie, w tym o zasadach jego finansowania. Powróciła sprawa Funduszu Kościelnego; ponownie pojawiły się postulaty jego likwidacji. Fundusz - jak wiadomo - miał być rekompensatą za majątek zabrany Kościołowi w 1950 r.
Nie ustalono jednak algorytmu wyliczania kwoty dotacji na fundusz, stąd też w każdym budżecie określano wysokość tej kwoty, częściowo według potrzeb (ubezpieczenia emerytalne duchownych), a częściowo według uznania (remonty zabytkowych świątyń). Tak np. w budżecie na 2011 r. Fundusz Kościelny zasilono kwotą 89 mln zł.

W ciągu ostatnich 20 lat słynna Komisja Majątkowa zwróciła jednak Kościołowi majątek ogromnej wartości. Zgodnie ze sprawozdaniem tejże Komisji zwrot w gotówce wyniósł ok. 143 mln zł, a wartość zwróconych nieruchomości- ok. 5 mld zł. Istnieje przy tym prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że ta ostatnia kwota jest zbyt niska, gdyż - jak to już wielokrotnie wykazywano - wycena nieruchomości była notorycznie zaniżana.

Gdyby Kościół ten majątek sprzedał (a częściowo już to uczynił albo wydzierżawił), a za uzyskane pieniądze nabył choćby obligacje skarbu państwa, to roczny dochód wyniósłby co najmniej 260 mln zł. Kwota ta nawet po opodatkowaniu stanowiłaby więcej niż dwukrotność dotychczasowych środków Funduszu Kościelnego!

Wniosek wydaje się więc oczywisty: kiedyś majątek zabrano i w zamian budżet wpłacał co roku pieniądze na specjalny fundusz. Teraz majątek oddano i Fundusz Kościelny powinien po prostu zostać zlikwidowany. Okazuje się jednak, że to byłoby zbyt proste. Episkopat ustami ks. Józefa Klocha wysunął przemyśl(a)ną propozycję, aby, owszem, Fundusz zlikwidować, ale jednocześnie zezwolić podatnikom na przekazywanie jednego procentu podatku PIT na potrzeby Kościoła.

Ksiądz Kloch dobitnie przy tym podkreślał, że nie chodzi o nowy podatek, ale o przekazanie części należnego państwu podatku zamiast do budżetu- na Kościół. I nie chodzi tu o charytatywne organizacje kościelne, te bowiem już obecnie otrzymują od podatników znaczne środki w ramach prawa do przekazywania jednego procentu podatku na organizacje pożytku publicznego. Przoduje wśród nich Caritas, ale jest i kilkadziesiąt innych. Chodzi o pieniądze na bezpośrednie, osobowe i wszelkie inne bieżące i inwestycyjne wydatki Kościoła w Polsce. O jakie zatem kwoty tu chodzi?

Policzmy. W 2010 r. podatnicy, mając prawo do przekazania na organizacje pożytku publicznego 1 proc. swojego podatku PIT, przekazali kwotę 400 mln zł, czyli 0,67 proc. należnego państwu podatku. Gdyby chcieli przekazać pełny jeden procent kwota ta wyniosłaby 600 mln zł.

Propozycja Episkopatu oznacza zatem, że w skrajnym przypadku dochody budżetowe zostałyby uszczuplone o 600 mln zł (niezależnie od już przekazywanych 400 mln zł na organizacje pożytku publicznego). To prawda, że nie wszyscy obywatele to katolicy, a wśród katolików są tacy, którzy - delikatnie mówiąc - nie są najlepszego zdania o swoim proboszczu i biskupie, można jednak spokojnie przyjąć, że 70 proc. podatników przekaże swój jeden procent na Kościół, zwłaszcza że nie będą to pieniądze wysupłane z własnego portfela, ale zabrane budżetowi państwa.

W ten sposób Kościół, zgadzając się na likwidację Funduszu Kościelnego i utratę ok. 90 mln zł rocznie, zyskiwałby ok. 400 mln zł rocznie, gwarantując sobie przy okazji coroczny wzrost tej kwoty, jako że dochody i podatki raczej rosną, niż spadają.

Czy można taką propozycję przyjąć? Oczywiście nie. Czy należy mieć o tę propozycję pretensję do Episkopatu? Także nie - każdy w końcu chce dobrze dla siebie, choć pewnie byłoby lepiej, gdyby Kościół swoje propozycje miarkował, bo w to, że umie liczyć, nie wątpię.

Tym, co może dziwić, jest reakcja polityków. Nie myślę tu oczywiście o Joachimie Brudzińskim, który pomysł bezwarunkowo poparł. Dla jego partii Kościół jest ważnym sojusznikiem, a budżet państwa - wprost przeciwnie. Szokująca była natomiast wypowiedź Wandy Nowickiej, członkini antyklerykalnego Ruchu Palikota. Poparła ona propozycję biskupów, zgadzając się tym samym na finansowanie Kościoła z budżetu państwa w stopniu wielokrotnie wyższym niż dotychczas. Podobnie, choć nieco bardziej wstrzemięźliwie, zareagował Ryszard Kalisz z SLD.

Mamy więc do czynienia z przypadkiem, że lewica światopoglądowa, kiedy usłyszała, że sam Episkopat wnioskuje likwidację Funduszu Kościelnego, tak się ucieszyła, że wyłączyła zdrowy rozsądek. Wprawdzie następnego dnia Janusz Palikot próbował "przykryć" wypowiedź Wandy Nowickiej, twierdząc, że podatnik będzie ze swego podatku przekazywał nawet 2,5 proc. na Kościół lub organizację pożytku publicznego, pod warunkiem że religię wyprowadzi się ze szkół - ale to tylko pogłębia zamieszanie.

Religia będzie w szkołach, bo tego życzy sobie większość rodziców. Nie podoba mi się to, ale muszę to uznać. Natomiast Fundusz Kościelny powinien zostać zlikwidowany (być może wygaszanie powinno być stopniowe), bo ustały przyczyny, dla których go wprowadzono. Kościół otrzymał nowe, wydajne źródła dochodów i żadna proteza ani rekompensata nie jest potrzebna.

Takie stanowisko jest logiczne i zrozumiałe - także, jak sądzę, dla większości katolików.

Źródło: |Gazeta Wyborcza

Powrót do "Publikacje" / Do góry