Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 22.12.09, 20:12 / Powrót

W co myśmy się wpakowali?

Rząd chce wysłać do Afganistanu kolejnych 600 żołnierzy. Jak powiedział w Sejmie minister obrony, Bogdan Klich, zwiększenie polskiego kontyngentu pozwoli szybciej osiągnąć zakładane cele operacji i tym samym wcześniej wycofać się z tego kraju. Zadaję sobie pytanie: Jaki charakter ma dzisiaj wojna afgańska? - pisze Marek Borowski w TEMI. W 2001 r. poruszeni zbrodnią popełnioną w Nowym Jorku na niewinnych ludziach przez islamskich terrorystów stanęliśmy - wraz z kilkudziesięcioma krajami - ramię w ramię z Amerykanami. Naszym zadaniem było wsparcie sił walczących z afgańskimi talibami, którzy udzielili schronienia terrorystom. Wysłaliśmy nieco ponad 100 żołnierzy - na ogółem 10 tys. - którzy mieli działać na zapleczu. Po ośmiu latach w Afganistanie jest 2000 polskich żołnierzy, czyli 20 razy więcej, na ogółem 100 tys., czyli 10 razy więcej. Mimo to jest dalej do pokoju i stabilizacji w tym kraju niż było na początku. Trwa tam już nie walka z terroryzmem, lecz wojna domowa między talibami, którzy znacznie urośli w siłę, a obozem prezydenta Karzaja, który to obóz jest w dodatku wewnętrznie skłócony i skorumpowany. Sam prezydent został ostatnio wybrany na drugą kadencję dzięki masowym oszustwom. Polska jest przeciw talibom, więc rada nie rada popiera obóz prezydenta. Nie mamy wyboru. W dodatku znaleźliśmy się na głównej linii frontu - odpowiadamy za sytuację w jednej z najbardziej niebezpiecznych prowincji. Chciałoby się zakrzyknąć: W co myśmy się wpakowali?
Zamiast rzetelnych odpowiedzi pojawiają się zupełnie groteskowe, jak ta ministra Klicha, że bronimy naszej młodzieży przed demoralizacją, czyli przed napływającymi z Afganistanu narkotykami. Poza tym odwdzięczamy się mudżahedinom, którzy na przełomie lat 70. i 80. walczyli z Armią Radziecką, dzięki czemu nie mogła ona wkroczyć do Polski. To już nie jest śmieszne, to jest żałosne. Prawda jest taka, że Polacy, a także Czesi, Włosi, Niemcy, Anglicy, Francuzi i sami Amerykanie są dzisiaj w Afganistanie tylko z jednego powodu – po to, by doprowadzić do sytuacji, w której będzie można się wycofać zachowując twarz. W związku z tym plan prezydenta Obamy, który polega na zwiększeniu liczby wojska, aby pod jego osłoną skutecznie przeprowadzić odbudowę afgańskich sił zbrojnych, lepiej docierać do ludności i skuteczniej zwalczać negatywne zjawiska społeczne wydaje się jedynym sensownym. Tyle tylko że planów było już wiele. Jaka jest gwarancja, że ten zostanie wykonany? Gdyby w Stanach Zjednoczonych w dalszym ciągu prezydentem był George Bush, który tak naprawdę przegrał wojnę afgańską, nie byłoby żadnej i polskie wojska powinny stamtąd natychmiast zostać wycofane. Na szczęście Obama ma inną wizję świata. W przeciwieństwie do Busha rozumie, że siła jest ostatecznością w rozstrzyganiu międzynarodowych konfliktów. Zaproponował również partnerskie stosunki z Europą. Jego zapowiedzi i propozycje są zgodne z polską racją stanu i nawet jeśli wydają się niektórym naiwne, muszą być wypróbowane w praktyce, bo świat tego po prostu potrzebuje. Dlatego Obamie należy się kredyt zaufania i nasi żołnierze powinni, moim zdaniem, jeszcze pozostać w Afganistanie. Inną sprawą jest powiększenie polskiego kontyngentu. Jest on obecnie siódmy pod względem wielkości, czyli już teraz nieproporcjonalnie duży, a biorąc pod uwagę stosunek do PKB i liczby ludności prawdopodobnie nawet trzeci, po amerykańskim i brytyjskim. Nie mamy więc żadnego moralnego obowiązku wysyłania do Afganistanu dodatkowych żołnierzy. 2 tys. ludzi w warunkach bojowych to ogromny wysiłek i ryzyko. Druga kwestia dotyczy terminu wyjścia. Plany MON dotyczące naszej obecności w Afganistanie sięgają 2015 r. Talleyrand, który jest autorem wielu celnych powiedzeń, powiedział kiedyś: „zwłaszcza nie za dużo gorliwości”. Warto by rząd i koalicja rządząca wzięli sobie to do serca. Polska powinna zażądać od naszych sojuszników, aby pod koniec 2010 r. odbyło się posiedzenie głównych państw uczestniczących w wojnie afgańskiej, na którym zostałyby ocenione efekty nowej strategii. Powinna też zapowiedzieć, że jeśli ta ocena nie będzie pozytywna, to rozpoczniemy wycofywanie naszych oddziałów już w 2011 r. Musimy się szanować, jeśli chcemy, by inni nas szanowali.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 23 grudnia 2009

Powrót do "Wiadomości" / Do góry