Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 16.02.12, 22:07 / Powrót

Kiedy na emeryturę?

We wczorajszej "Rozmowie Dnia" w "Superstacji" Marek Borowski odpowiadał na pytania Janiny Paradowskiej dotyczące rządowego projektu wydłużenia wieku emerytalnego do 67 lat dla kobiet i mężczyzn. Zdaniem Marka Borowskiego granicy 67 lat nie da się uzasadnić matematycznie (np. dlaczego nie 68?), ale wychodząc od obecniego wieku emerytalnego mężczyzn, czyli 65 lat i biorąc pod uwagę, że w ciągu ostatnich 15 lat długość życia mężczyzn wydłużyła się prawie o 4 lata, a tych, którzy osiągają 65 lat – o 3 lata, można właśnie tę wielkość w 2020 r. przyjąć. Nie ma przy tym powodu, by istniała tu nierównoprawność wobec kobiet, tyle że przedłużanie ich wieku emerytalnego będzie znacznie dłużej trwało - do 2040 r. Marek Borowski zwrócił uwagę na błąd, który popełnia m.in. Leszek Miller a nawet ludzie z tytułami ekonomistów mówiąc, że przeciętny mężczyzna żyje w Polsce 72 czy 73 lata, a więc długo nie pożyje na emeryturze. To nie tak trzeba liczyć. Przeciętną długość życia mężczyzny oblicza się bowiem uzwględniając noworodki, dzieci, mężczyzn zmarłych w młodym wieku. A tu chodzi o mężczyznę, który osiągnął 60 czy 65 lat. Taki mężczyzna żyje według statystyk do 80-82 lat. Do roku 2020 prawdopodobnie ta granica się jeszcze przesunie, dla kobiet do roku 2040 – jeszcze bardziej.
Po co w ogóle podwyższa się wiek emerytalny? Są pewne fakty niepodważalne, których nikt rozsądny nie będzie kwestionował - mówi Marek Borowski. Pierwszy to tzw. starzenie się społeczeństwa, to znaczy coraz dłuższe trwanie życia i w związku z tym zwiększanie się udziału w łącznej liczbie mieszkańców Polski ludzi w wieku powyżej 60 czy 65 lat. Drugi, to proporcje między liczbą rodzących się a liczbą żyjących dłużej. Te wyliczenia się trochę różnią, ale to nie są prognozy wyssane z palca, bo bardzo wiele już wiadomo. Sytuacja jest taka, że obecnie na jednego emeryta przypada mniej więcej trzech pracujących płacących składki, a w roku 2050 będzie ich 1,4, czyli ten wskaźnik będzie dwa razy mniejszy. Gdybyśmy zachowali obecne zasady, czyli 60 lat wiek emerytalny dla kobiet i 65 dla mężczyzn, i jednoczesnie chcieli utrzymać emerytury w obecnej proporcji do przeciętnej płacy, czyli taką samą tzw. stopę zastąpienia, to trzeba by podnieść znacznie składkę emerytalną i jakieś podatki. Byłoby to nie do przyjęcia.
Kraje zachodnie też podwyższają wiek emerytalny, tylko że tam nie został zmieniony system emerytalny, czyli emerytura jest naliczana od ostatnich płac odpowiednim procentem. Mogli zmniejszyć ten procent, ale to wywołałoby jeszcze większą awanturę, w związku z tym zdecydowali się przesunąć wiek emerytalny po to, żeby więcej ludzi pracowało, a mniej brało świadczenia, co pozwoliło utrzymać emerytury na tym samym poziomie. W Polsce w 1999 roku inaczej postąpiliśmy. Faktycznie zmniejszyliśmy przyszłe emerytury zmieniając sposób ich naliczania. Zasada jest taka: ile uzbierasz składek, tyle dostaniesz emerytury. Te składki nie są zbyt wysokie i przy jednoczesnej zmianie struktury demograficznej, emerytury znacznie maleją. Np. w przypadku osoby przeciętnie zarabiającej, przechodzącej na emeryturę w 2010 r. stopa zastąpienia wynosi 56 % przeciętnego wynagrodzenia. W 2040 roku osoba o 35-letnim stażu zarabiająca stale przeciętną płacę i z taką też odchodząca na emeryturę miałaby ok. 30% zastąpienia. To jest drastyczna zmiana. To tak jakbyśmy dzisiaj zamiast przyznać przy przeciętnej płacy emeryturę mniej więcej w wysokości 1900 – 2000 zł, przyznali 1000 - 1080 zł. To by dotyczyło całych mas ludzi. Mało tego. Mnóstwo ludzi pobiera mniej niż przeciętną płacę. Oni by spadli do absolutnie głodowych stawek. Po zmianie systemu emerytalnego, która była konieczna ze względów budżetowych, budżet już ochroniliśmy, ale jeszcze nie ochroniliśmy emeryta. W związku z tym trzeba powiedzieć: musisz dłużej pracować, bo dzięki temu po 7 latach – w przypadku kobiet – wrócisz do obecnej stopy zastąpienia. To jest piorunujący efekt. Jeśli za 28 lat porównamy emeryturę osoby, która po kilkadziesięciu latach pracy przeszłaby na emeryturę w wieku 60 lat z taką, która przeszłaby na emeryturę w wieku lat 67, czyli przepracowałaby jeszcze 7 lat, to różnica wyniesie 80%. To wynika z metodologii liczenia, która uwzględnia z jednej strony nagromadzone składki, a z drugiej przewidywalną długość życia na emeryturze, przez którą te składki są dzielone.
Na pytanie, czy ma sens propozycja Leszka Millera i SLD, by do emerytury uprawniał nie wiek, a staż pracy, Marek Borowski odpowiedział, że jest to pomysł do dyskusji, ale jeszcze dodatkowe warunki powinny być spełnione. Np. jeśli komuś po 35 latach wyjdzie ze względu na niskie zarobki emerytura poniżej minimalnej i wobec tego zgodnie z przepisami przysługiwałoby mu wyrównanie do emerytury minimalnej, to nie można się na to zgodzić. Innymi słowy emerytura po 35 latach pracy musiałaby gwarantować w miarę godziwe życie. Trzeba więc podnieść wiek emerytalny do 67 lat, bo to wyznacza pewien pułap, natomiast do dyskusji jest możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę przez kobiety po ukończeniu 60 lat, a mężczyzn – 65 lat, z tym, że muszą być spełnione pewne warunki. Jeśli emerytura byłaby tak niska, że budżet musiałby dopłacać, by osiągnęłą ona wysokość emerytury minimalnej, to nie można przejść na taką emeryturę. W tym sensie kwestia stażu może być brana pod uwagę, ale jako drugi krok tej reformy.
Na pytanie, co sądzi o postulatach zorganizowania referendum w tej sprawie, Marek Borowski odpowiedział, że nie jest to temat referendalny, bowiem jest on zbyt skomplikowany. Dodał też, że jeżeli związki zawodowe się tego domagają, to można to jakoś zrozumieć. Ale jeśli partia polityczna, konkretnie SLD, zaczyna zbierać podpisy pod referendum, to jest to niebezpieczne. Rozpala bowiem w społeczeństwie poczucie, że skoro rządzący nie chcą referendum, to znaczy lekceważą nas. Tego poważna partia polityczna, a taką SLD się mieni, nie powinna robić. Po prostu Leszek Miller desperacko walczy o to, żeby SLD zaistniało w opinii publicznej w sprawie, w której społeczeństwo jest bardzo zaniepokojone.
Marek Borowski podkreślił, że wszyscy, którzy mają propozycje dotyczące reformy emerytalnej powinni wziąć udział w dyskusji na ten temat, ale trzeba uchwalić podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat, bo dopiero od tego momentu można dyskutować np. o możliwości i warunkach wcześniejszego przejścia na emeryturę, czy też emeryturach dla kobiet, które wychowywały dzieci i nie pracowały. (Przebywały na urlopach wychowawczych). Nie można podchodzić do tego w ten sposób, że jak kobieta miała jedno, dwoje czy troje dzieci to powinna wcześniej pójść na emeryturę, ponieważ równie dobrze można zapytać, a ojciec? Nie wychowywał tych dzieci? Natomiast faktem jest, że za kobiety, które są na urlopie wychowawczym, (mężczyźni też mogą z nich korzystać, ale robią to znacznie rzadziej), ZUS wnosi bardzo niskie składki. W ustawie wnoszonej przez rząd te sprawy też powinny być uwzględnione, bo jest to pewna całość. W innej ustawie mogą się natomiast znaleźć kwestie dotyczące elastyczności prawa pracy, czy programów zatrudniania osób powyżej 60 roku życia itp.
Ludzie nie mówią, że nie będą dłużej pracować, bo chcą mieć niskie emerytury. Oni się tylko boją, że będą chcieli pracować, a z jakichś powodów nie będą mogli.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry