Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 08.04.17, 09:34 / Powrót

Preambuła - jak to było.

Jestem już jedynym obecnym parlamentarzystą, który jednocześnie był członkiem Komisji Konstytucyjnej, opracowującej tekst naszej Konstytucji. Warto więc, zwłaszcza z okazji dwudziestolecia, przypomnieć atmosferę tamtych czasów. Wiele było ciekawych i merytorycznych dyskusji, ale ta, dotycząca preambuły, zdecydowanie wybija się na plan pierwszy. Członkiem Komisji zostałem na początku 1996r. z zadaniem koordynowania i uzgadniania stanowiska SLD z pozostałymi partiami, obecnymi w Sejmie i Komisji. Klub SLD zgłosił wcześniej własny projekt konstytucji, który preambuły nie zawierał i generalnie był przeciwny wprowadzaniu preambuły do tekstu. Sprawa ta długo pozostawała w zawieszeniu. Pod koniec 1996r. Tadeusz Mazowiecki (koordynujący pracę członków Komisji Konstytucyjnej z ramienia Unii Wolności) zaproponował powrót do tego tematu i przedstawił projekt preambuły, będący przeredagowanym przez niego tekstem autorstwa krakowskiego katolickiego publicysty Stefana Wilkanowicza. Po zapoznaniu się z projektem uznałem, że acz niedoskonała z naszego punktu widzenia, ta propozycja jest jednak interesująca i przekonałem klub SLD do podjęcia nad nią dyskusji. Znaczna część tej dyskusji polegała na uzgadnianiu niektórych fragmentów tekstu między Tadeuszem Mazowieckim a mną. W tym celu spotykaliśmy się w Sejmie, ale często uzgadnialiśmy tekst podróżując samochodami po Polsce i posługując się telefonami komórkowymi (miałem wtedy małą Motorolę z klapką), a że tzw. pole często zanikało – uzgadnianie nierzadko zajmowało sporo czasu. Na czym polegały różnice zdań? Mazowiecki, jako katolik (naciskany także przez Kościół) chciał, aby preambuła zawierała jakąś formę odwołania do Boga i chrześcijańskich korzeni naszego narodu i państwa. Rozumiałem to i akceptowałem, ale uważałem, że powinniśmy zadbać , aby przyjęte sformułowania, satysfakcjonując wierzących, nie dyskryminowały niewierzących i areligijnych. Chodziło o to, aby poprzez preambułę pokazać, że kwestia wyznawania lub niewyznawania religii nie powinna dzielić Polaków, a żaden z systemów wartości, które wierzący i niewierzący wyznają, nie był konstytucyjnie określany jako system lepszy lub gorszy. Szerzej, celem było uniknięcie wrażenia, że jakiekolwiek osoby, grupy czy tradycje są dyskryminowane. Poniższe przykłady pokażą, jak wyglądało „ucieranie” tekstu.
Najpierw kluczowy fragment: „My obywatele polscy, wierzący w Boga, który jest źródłem prawdy, dobra i piękna…”. Zwróciłem uwagę, że sformułowanie „który jest źródłem…” sprawia wrażenie, że to Konstytucja definiuje cechy Boga, a jednocześnie przesądza, że innych niż Bóg źródeł nie ma. W zasadzie trzeba by napisać „wierzący w Boga, który dla nich jest źródłem”, ale nie byłoby to ani poprawne gramatycznie, ani eleganckie. Po dyskusji uzgodniliśmy sformułowanie: „wierzący w Boga będącego źródłem…” (uwaga: bez przecinka między „Boga” a „będącego”!), co lepiej oddaje, że to wierzący, a nie sama Konstytucja obdarza Boga tymi właściwościami, a zarazem nie zamyka dostępu innym do innych „źródeł”.
O tych „innych” mówiło następne zdanie, ale po różnych przekształceniach też wymagało korekty, bowiem brzmiało następująco: „…jak i nie podzielający tej wiary, a wyznawane przez siebie wartości wywodzący z innych źródeł”. Zauważyłem, że takie sformułowanie sugeruje, że niewierzący niekoniecznie wyznają takie wartości, jak prawda, dobro i piękno. Mazowiecki przyjął tę uwagę i po zmianie oraz dodaniu do cech „boskich” jeszcze „sprawiedliwości” uzyskaliśmy końcowy, naprawdę piękny i wyważony tekst: „My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i powinnościach….”.
Były między nami jeszcze inne dyskusje, jak np. dotyczące passusu o „kulturze, zakorzenionej w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu’” , co oczywiście było prawdą, ale nie całą. Wydyskutowaliśmy „kulturę, zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach”.
Ostatnia kwestia, jaka nam pozostała, związana była z następującym fragmentem: „(My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej)….w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem i własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję….”. Takie sformułowanie oznaczało, że wszyscy obywatele głosujący za Konstytucją, zarówno wierzący, jak i niewierzący, biorą (poza sumieniem) także Boga na świadka. Nie mogłem zaakceptować takiego zapisu, a i mój klub na pewno by go nie przyjął. Zaproponowałem małą poprawkę: „…przed Bogiem lub przed własnym sumieniem…”. Rozwiązanie to było krytykowane m.in. przez PSL i przedstawiciela Episkopatu, podnoszących że wierzący będą musieli wybierać między Bogiem a sumieniem. Nie był to zarzut prawdziwy, gdyż „lub” to nie to samo, co „albo – albo”. Jest to tzw. alternatywa łączna, czyli może zajść tylko jedno z dwóch zdarzeń, ale mogą też zajść oba. Krytyków nie było jednak łatwo przekonać. Mazowiecki miał wszakże to do siebie, że jeśli już gdzieś doszliśmy do kompromisu, to brał na siebie zadanie jego obrony. To, co powiedział w tej sprawie, najlepiej go charakteryzuje: „Jeżeli chodzi o sprawę wyrazu „lub” , to nie mam żadnych zahamowań, aby wykreślić wyraz „lub”. Jednak wiem, że dla części członków Zgromadzenia Narodowego jest to sprawa zasadnicza. Polega ona na tym, że wyrazy te są traktowane poważnie. Osoby, które nie wierzą w Boga, nie chcą, aby im przypisywano, że zwracają się do Boga. Z tych powodów nie mogę zmienić tej formuły. Ponadto chcę dodać, iż jako człowiek nie mam prawa przymuszać nikogo, aby pod przymusem zwracał się do Boga. Takie są moje chrześcijańskie przekonania.”
I tak powstała preambuła, która w kraju, gdzie liczni hierarchowie nadal głoszą, że prawdziwym Polakiem i człowiekiem moralnym może być tylko katolik, a politycy lekceważą neutralność światopoglądową państwa – uparcie przypomina, że wszyscy ludzie, bez względu na wyznanie, są równi i jednako zasługują na szacunek. Rozumiał to Tadeusz Mazowiecki jako katolik, a ja, ateista, rozumiałem, że rola wiary i Kościoła w Polsce ma wymiar szczególny i nie może być pominięta. Trzeba zatem szukać rozwiązań uwzględniających obie okoliczności. Ten pogląd przyjął także cały klub SLD , ponad 90% posłów i senatorów, głosujących za ostatecznym projektem, a w końcu – w referendum – większość głosujących Polaków.
8.04.2017

Powrót do "Wiadomości" / Do góry