Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 04.11.17, 19:06 / Powrót

Marek Borowski w programie #RZECZoPOLITYCE

W programie #RZECZoPOLITYCE senator Marek Borowski był pytany m.in. o hejt w Internecie i możliwą zmianę języka w dyskursie politycznym w Polsce. Wypowiedział się także na temat konfliktu pomiędzy Krajową Radą Sądownictwa a ministerstwem sprawiedliwości.

Jeśli chodzi o pierwszą kwestię senator stwierdził, że wszystko jest w rękach polityków. - Nie ma sprawy, nie ma wydarzenia, które nie owocowałoby jakimś hejtem. Co na to poradzić nie wiem. Wszystko jest w rękach polityków, bo to oni zaczynają, za nimi idą hejterzy, a potem część polityków żywi się tymi wpisami, uważają hejterów za swoich zwolenników, w których imieniu się wypowiadają. Tworzy się błędne koło. Nie sądzę, by apele pomogły. Jeśli coś zacznie się zmieniać, to będzie to każdorazowo zależało od ekipy rządzącej.
Senator zwrócił uwagę, że rządzący dziś PiS używa języka bardzo wykluczającego, odrzucającego. - Zdrajcy, sprzedawczyki, targowiczanie – to wszystko PiS wprowadził do naszego życia. Po tragedii smoleńskiej ta retoryka zaczęła się nasilać. Wydaje mi się, że PiS nie zmieni sposobu narracji. Będzie tkwić w tej retoryce. Taka forma dyskursu powoduje reakcje z drugiej strony barykady politycznej. Pojawiają się harcownicy, którzy nadużywają tzw. parlamentarnego języka, (czyli tego, który wszedł do parlamentu). A kiedyś słowo parlamentarny znaczyło zupełnie coś innego - podkreślał senator.
Zdaniem Marka Borowskiego, opozycja nie powinna wchodzić za głęboko w tego rodzaju wymianę ciosów. Jak przyznał, czasem ma ochotę się do niej przyłączyć, ale świadomie robi coś innego. Jak czyta hejterski wpis, który jest odpowiedzią na jego wpisy, albo chce się włączyć do dyskusji, pisze np.: Pana wypowiedź była bardzo niekulturalna i to bardzo utrudnia dyskusję. - Mogłoby się to wydawać bez sensu, ponieważ piszę do kogoś, kto jest skończonym chamem (przepraszam, że użyję tego słowa) i nie reaguje na tego rodzaju rzeczy. Ale miałem kilkadziesiąt przypadków, w których moi rozmówcy na Twitterze przyznawali, że nie powinni się tak odzywać, że ich poniosło. To jest malutka cegiełka, która nie zbuduje zbyt wiele, ale każdy niech działa na swoim polu.
Komentując konflikt pomiędzy KRS a ministerstwem sprawiedliwości senator stwierdził, że jest to kolejna odsłona wojny politycznej, jednak to nie Krajowa Rada Sądownictwa ją wypowiedziała. Przypomniał, że spór zapoczątkował Zbigniew Ziobro przedkładając ustawy, które prezydent zawetował. Wstawił w nich siebie w roli wszechmogącego ministra, który chce decydować o najważniejszych nominacjach, o tym, który sędzia może sądzić, który nie, którego skierować do komisji dyscyplinarnej, za co itd. - Trzymajmy tu jakieś proporcje. Minister wypowiedział tę wojnę i konsekwentnie ją prowadzi. Miał 800 etatów wolnych. Nie kierował jednak nikogo do KRS, żeby Rada stopniowo rozpatrzyła propozycje. Trzymał te karty po to, żeby zmienić ustawę. Zapisać w niej, że asesor będzie sędzią na próbę, którą będzie przechodził przed nim, ministrem Ziobro. Najpierw złoży ślubowanie, a potem minister zdecyduje, czy on się nadaje. Powierzy mu się kilka delikatnych politycznie spraw i albo złamie się mu charakter, albo - jak będzie niezawisły i wyda wyrok nie po myśli min. Ziobro, sędzią nie zostanie.
Zdaniem senatora, KRS miała też powody formalne – Ministerstwo Sprawiedliwości nie było w stanie przysłać poprawnych wniosków - ale chodzi o zasady w tej sprawie. Ale przed asesorami droga nie jest jeszcze zamknięta. - Jeżeli Sąd Najwyższy zakwestionuje ten tryb, to myślę, że można kolejną ustawą poprawić obecny stan i młodzi asesorzy po werdykcie Sądu Najwyższego będą mogli startować jeszcze raz i zostać sędziami. Ale ta sprawa musi być rozpatrzona przez Sąd Najwyższy, bo to co Zbigniew Ziobro robi z sądownictwem to jest jakiś horror - podkreślił senator.
#RZECZoPOLITYCE - 2 listopada 2017

Powrót do "Wiadomości" / Do góry