Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 16.04.20, 15:09 / Powrót

PiS próbuje przerzucić na opozycję odpowiedzialność za wybory

PiS może wiele rzeczy zmieniać, ale kalendarza jeszcze nie. To pokazuje absurdalność tej propozycji z punktu widzenia obowiązującego prawa i logiki - mówi Marek Borowski w rozmowie z Pawłem Wrońskim na portalu wyborcza.pl komentując wniosek posłów PiS o zmianę konstytucji na warunkach zaproponowanych przez Jarosława Gowina.

Paweł Wroński: W Sejmie pojawił się wniosek posłów PiS o zmianę konstytucji na warunkach zaproponowanych przez Jarosława Gowina. Zakłada błyskawiczne przedłużenie kadencji urzędującemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie do siedmiu lat bez możliwości reelekcji. Jak pan to komentuje?

Marek Borowski
: Patrzę na kalendarz. Tryb uchwalania konstytucji stanowi, że pierwsze czytanie może się odbyć 30 dni od złożenia projektu. Kiedy to wypada? Wygląda na to, że 5 maja [projekt został złożony 6 kwietnia, 15 kwietnia pojawił się na stronie parlamentu z nadanym numerem druku], czyli tuż przed wyborami prezydenckimi, których termin marszałek Elżbieta Witek ogłosiła na 10 maja. PiS może wiele rzeczy zmieniać, ale kalendarza jeszcze nie. To pokazuje absurdalność tej propozycji z punktu widzenia obowiązującego prawa i logiki.

Jarosław Gowin mówi jednak, że byłaby to kwestia ogólnej ponadpartyjnej zgody politycznej. Jeśli projekt zostałby poparty przez 307 posłów, czyli dwie trzecie Sejmu, a tylu jest potrzebnych do zmiany konstytucji, to oznacza, że można nagiąć pewne standardy ze względu na okoliczności, bo jest na to powszechna zgoda. To oznacza, że na zmianę ze strony opozycji musi się zgodzić tylko 72 posłów, bo klub PiS ma ich 235.

- Ja takiej chęci nie widzę w Koalicji Obywatelskiej. Lewica, której klub liczy 49 posłów, już zadeklarowała, że gmeraniu przy konstytucji ze złamaniem reguł mówi „nie”. PSL/Kukiz15 w innych okolicznościach twierdził, że sprawa jest godna rozważenia, ale gdyby dotyczyła roku, a nie dwóch lat przedłużenia kadencji prezydenta. Poza tym klub ludowców liczy 30 posłów. Na razie nie widzę politycznej siły, która mogłaby poprzeć propozycję Jarosława Gowina.

Gowin argumentuje, że pozwoliłoby to rozwiązać kwadraturę koła, czyli przełożenie wyborów, których nie da się przeprowadzić bezpiecznie w czasie pandemii.

- To są wszystko dziwaczne pomysły po to, aby odstąpić od rozwiązania najprostszego: wprowadzenia stanu klęski żywiołowej [robi to rząd na 30 dni, na ewentualne przedłużenie musi się zgodzić Sejm; przez 90 dni od zakończenia stanu klęski żywiołowej nie można organizować wyborów]. Jarosław Gowin o tym dobrze wie. Zresztą obecnie w zasadzie mamy stan nadzwyczajny, bo wprowadzono różnorodne ograniczenia, tylko nie nazwano tego stanem nadzwyczajnym. Prostota takiego rozwiązania aż krzyczy.

Po co więc to całe zamieszanie ze zmianą konstytucji?

- Moim zdaniem to zabieg czysto propagandowy, aby odsunąć od PiS konsekwencje tego, co się stanie w razie przeprowadzenia majowych wyborów. Proszę się wsłuchać w narrację Gowina i Kamila Bortniczuka [polityk gowinowego Porozumienia, koalicjanta PiS w ramach Zjednoczonej Prawicy], który ten projekt prezentuje. To próba przerzucenia całej odpowiedzialności na opozycję. Oni mówią: przedstawiamy rozwiązanie, z którego opozycja powinna skorzystać. Wszystko teraz w rękach opozycji. To od niej zależy, czy majowe wybory się odbędą, czy nie. Na tym ten teatr polega.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry