Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 24.10.07, 11:14 / Powrót

Lizbona - krok do przodu

Szczyt w Lizbonie zakończył się porozumieniem. Podpisany został Traktat Reformujący, a tzw. mechanizm z Joaniny, który kilku krajom pozwala odwlekać na "rozsądny czas" decyzje, podejmowane większością głosów, pozostał w dotychczasowym kształcie. Prezydent Lech Kaczyński, aby zamaskować, że niczego w tej materii nie osiągnął, upewnia, że "rozsądnego czasu" nie zdefiniowano, więc mogą być i dwa lata. Tylko po co? - pisze Marek Borowski w TEMI. Unia Europejska nie powstała po to, żeby się blokować, tylko żeby się integrować. To że w Polsce jest to opacznie rozumiane – przez rządzących, bo nie przez zwykłych obywateli – jest czymś co trudno racjonalnie wytłumaczyć.
Ponadto Polska uzyskała stanowisko rzecznika generalnego w Trybunale Sprawiedliwości (to dobrze) i przegrała powiększenie liczby mandatów w Parlamencie Europejskim (to źle), co udało się np. Włochom i Hiszpanom.
W sumie remis ze wskazaniem na Europę, choć bracia Kaczyńscy ogłosili historyczny sukces – musieli się wszak czymś wykazać przed wyborami. Chyba jednak tym razem dało się na to nabrać mniej ludzi niż sądzili. Najważniejsze, że Unia Europejska, a więc i my, Polacy, znowu zrobiła krok do przodu.
Po co w ogóle Polska stawiała sprawę Joaniny? Bracia Kaczyńscy jak zwykle twierdzili, że chodzi im tylko o to, aby Europa zauważyła Polskę, bo do tej pory byliśmy lekceważeni. Moim zdaniem, tu nie o Polskę chodziło, ale o Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Oni chcieli, aby Europa właśnie ICH zauważyła, a na to – co wiedzą już dzieci w piaskownicy – są dwa sposoby.
Otóż w piaskownicy wszystkie dzieci chcą zwrócić na siebie uwagę innych. Jedne w tym celu starannie budują zamki, umacniają piaskowe wały patyczkami, mozolnie wydłubują tunele i fosy. Drugie a to zepsują cudzą pracę, a to sypną piaskiem w oczy, zabiorą innemu dziecku łopatkę, a gdy właściciel łopatki broniąc się szturchnie napastnika – rozedrą się wniebogłosy, symulując straszną krzywdę. Te drugie to właśnie bracia Kaczyńscy. Przez dwa lata niczego nie zbudowali, nie wysunęli żadnej konstruktywnej propozycji integrującej Europę, nie mieli nic do zaproponowania Rosji, Ukrainie i w ogóle komukolwiek. Dali się natomiast poznać jak zły szeląg całej Unii, krzycząc co pewien czas, że się nie zgadzają, protestują, że Polska jest dumnym i suwerennym państwem (tak jakby inne nie były) oraz że jesteśmy przedmiotem agresji i rabunku.
Przed każdą wspólną unijną decyzją odbywało się w Polsce rytualne walenie w narodowy bęben, ogłaszano rzekomo bezdyskusyjne postulaty, z których potem chyłkiem się wycofywano, bo nawet Kaczyński, obojętnie który, nie jest w stanie upierać się przy swoim, gdy 26 pozostałych państw patrzy na niego jak na jakiegoś egzotycznego stwora.
Tak też było z Joaniną. Mądrzy Europejczycy świadomie nie określili, co oznacza "rozsądny czas", licząc na rozsądek wszystkich krajów. Ale nie z braćmi te numery! Europejczycy mierzą ten czas w miesiącach, bo chodzi o sprawność funkcjonowania Unii, Kaczyńscy w latach, bo im chodzi przede wszystkim o możliwość przeszkadzania, zwanego blokowaniem. Chcieli też "zabetonować" ten mechanizm w Traktacie, aby praktycznie nie można go było zmienić. Dla braci istotą obecności Polski w Unii Europejskiej jest bowiem z jednej strony branie pieniędzy (bo ONI powinni być solidarni), z drugiej zaś stałe blokowanie integracji. Po co nam była Nicea? Żeby łatwiej zablokować niekorzystne dla nas decyzje. Po co słynny "pierwiastek"? Żeby skutecznie blokować. Po co Joanina? Oczywiście, żeby blokować.
Tymczasem każdy mechanizm, który pozwala blokować nam, tym bardziej pozwala to robić innym, niektórym nawet w większym stopniu, niż nam. A Polsce powinno zależeć, aby jak najmniej decyzji mogło być zablokowanych, bo dla nas postępująca integracja jest zbawienna. Największe kraje Unii nie spieszą się ze znoszeniem różnych barier w dostępie Polski do własnego rynku pracy, towarów i usług. To one zatem będą częściej wykorzystywać Joaninę i inne ewentualne mechanizmy blokujące, a Polska będzie na tym tracić. Dlatego dobrze, że prezydent w końcu przestał się upierać przy Joaninie, bo byłoby to sprzeczne z polskim interesem narodowym i polską racją stanu. Z sukcesem nie miało to jednak nic wspólnego.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 24 października 2007

Powrót do "Wiadomości" / Do góry