Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 14.01.08, 12:20 / Powrót

SLD i SDPL w końcu pewnie będą jedną partią

"Fakt": Podobno dąży pan wraz z Wojciechem Olejniczakiem do zjednoczenia SLD i SDPL?
Marek Borowski: - Nie chcę mówić za Olejniczaka. Według mnie, dzisiaj powinniśmy się zajmować nie łączeniem, a programem. Nasz program wyborczy, choć konkretny, nie poruszał wszystkich ważnych kwestii.

A kiedy ten program może powstać?
- Najpierw musimy podjąć decyzję, czy się na to w ogóle decydujemy. O strategii zdecydują zarządy partii tworzących LiD.

Kiedy powinny to zrobić?
- Moim zdaniem w pierwszym kwartale tego roku powinniśmy zdecydować, w jaki sposób chcemy budować strategię LiD i odbudowywać pozycję lewicy. Na to składają się debata o programie i dyskusja o ewentualnym zjednoczeniu. Ta druga powinna nastąpić później. Minie kilka miesięcy, zanim uda się wspólny program ustalić.

Rozumiem, że do czerwca nie zdążycie tego programu ustalić, w związku z tym nie ma mowy, by przed czerwcowym kongresem SLD doszło do próby zjednoczenia z SDPL.
- Nawet jeżeli do takiego zjednoczenia dojdzie, to raczej nie w tym roku.

A w przyszłym?
- W wyborach do Parlamentu Europejskiego przynajmniej lewicowa część LiD mogłaby wystąpić jako jedna partia. Ale nie musi tak być.

Czy jeśli na czerwcowym kongresie SLD jego szefem zostanie Grzegorz Napieralski, to może to przekreślić powodzenie tego planu?
- Nie sądzę. Wspólny program jest LiD-owi, a SLD jest głównym udziałowcem LiD, więc na zdrowy rozum nie powinien odmawiać współpracy.

A myśli pan, że z Napieralskim na czele mógłby odmówić?
- Napieralski nie jest czarnym ludem i też rozumie wyzwania, jakie stoją przed lewicą.

Czyli nie ma dla was specjalnego znaczenia, kto rządzi SLD?
- To są wewnętrzne sprawy SLD. SDPL będzie współpracowaĆ z każdym, kto wykaże chęć współpracy.

Słyszy pan wypowiedzi Napieralskiego. Myśli pan, że równie dobrze by się z nim współpracowało jak z Olejniczakiem?
- Pani chce, żebym ingerował w wewnętrzne sprawy SLD. A ja ingerował nie będę. SDPL współpracuje z obecnymi liderami PD, SLD i UP i będzie współpracować z nowymi. Nasz cel to wydźwignęcie z kryzysu lewicy.

Co się musi wydarzyć, by lewica mogła odbudować pozycję i myśleć o powrocie do rządzenia? Czy możecie być silni tylko słabością przeciwników?
- Błędy przeciwników trzeba wykorzystywać - a władza już robi błędy i będzie je robić. Ale oprócz krytyki musimy też przedstawić alternatywę.

Czy ostatnie antyklerykalne wystąpienia przedstawicieli LiD to wasz pomysł na zyskanie popularności?
- Dziś w Polsce o świeckie państwo upomina się tylko LiD - i będziemy to robić nadal. Donald Tusk - wbrew obietnicom - ustępuje biskupom. Oczywiście można dyskutować o ostrości języka, ja wolę język mniej agresywny. Chodzi jednak o to, abyśmy nie stali się ugrupowaniem jednego tematu, bo wtedy będziemy redukować poparcie do kilku procent elektoratu.

Może pan zatem podać kilka priorytetów programowych lewicy?
Po pierwsze, prawa pracownicze. Po drugie, dostępna dla każdego edukacja na wysokim poziomie, jako główne narzędzie wyrównywania szans. Z tym wiąże się gospodarka oparta na wiedzy, czyli jak największe zastosowanie nowoczesnych technologii. Po trzecie - świeckie państwo, niedyskryminacja, wolność słowa. Następna kwestia to równy status kobiet i mężczyzn. A także przejrzystość życia publicznego jako podstawowe narzędzie walki z patologiami. Do tego postulat, by Unia stała się czymś na kształt Stanów Zjednoczonych Europy.

Czy lewica powinna reprezentować ludzi uboższych, czy nadal starać się nie narażać zamożniejszym?
- To pytanie retoryczne. Lewica z definicji walczy m.in. o równe szanse dla tych, którzy ich nie mają, czyli uboższych, dyskryminownych itd. To ramy, w których się poruszamy.

I poruszaliście się w nich np. w latach 90.?
- Tak, ale niestety nie zawsze konsekwentnie. Dbając o tych, którzy mają mniejsze szanse, powinniśmy jednak także ułatwiać życie przedsiębiorcom.

Jest pan za obniżaniem podatków?
Nie mamy nic przeciwko temu, pod warunkiem, że nie uderza to w edukację, służbę zdrowia, pomoc społeczną, policję, armię itd.

A co z ich podnoszeniem?
- Nie widzę takiej potrzeby.

W 2005 roku startował pan na prezydenta, czy rozważa pan możliwość ponownego startu w 2010 roku?
- Nie.

Czyli zaprzecza pan spekulacjom, że to jedyny motyw pańskiego działania?
- Dla niektórych polityków jedynym motorem działania jest ich własny, na ogół dość niski, interes. Nie dopuszczają, że komuś może chodzić o coś więcej. Mnie zawsze chodziło o coś ważniejszego. Nie słyszałem większej bredni niż to, że stworzyłem SDPL, bo chciałem zostać prezydentem. To mi tylko utrudniło sytuację! Lepiej było startować z funkcji marszałka w ramach SLD.

Miał pan żal do Aleksandra Kwaśniewskiego, że nie poparł SDPL? Podobno tworzył ją pan w porozumieniu z nim.
- To nieprawdziwa teza Leszka Millera. Były prezydent absolutnie nie brał udziału w tworzeniu SDPL - nawet był lekko zaskoczony.

Nie oczekiwał pan jego poparcia?
- Oczekiwałem, bo uważałem, że mamy rację, i że to wychodzi naprzeciw jego postulatom. Okazało się, że nie i o to mieliśmy żal.

Jak się pan czuje w klubie LiD razem z posłami z SLD. Podobno jest pan nadal uznawany za zdrajcę?
- Relacje w klubie są dobre. Tego rodzaju opinie podsycają ci polityczni gracze SLD, którzy do dziś nie zrozumieli, czym spowodowana była klęska lewicy. Oczywiście w terenie jest jeszcze trochę wzajemnych niechęci. Przezwyciężyć je można tylko wspólną pracą np. nad programem.

Widzi pan możliwość przyszłej koalicji lewicy z PO?
- Nie widzę.

Z drugiej strony pojawiają się doniesienia, że dochodzi do spotkań na najwyższym szczeblu przedstawicieli LiD i PiS. Podobno w sprawie obrony mediów publicznych przed PO?
- Takich spotkań ani rozmów nie było.

Pomożecie odrzucić Platformie spodziewane weto prezydenta do ustawy medialnej?
- Musimy się z nią zapoznać. Chcemy odpartyjnić KRRiT oraz zarząd i radę nadzorczą TVP. Chcemy zapewnić właściwe finansowanie TVP i publicznego radia. Pytanie, czy zostałby abonament. Widzimy tutaj udział dotacji budżetowej naliczanej według pewnego algorytmu, by rząd nie mógł szantażować telewizji. To powinno prowadzić do prawie całkowitej likwidacji reklam. Nie zupełnej, bo reklama nie szkodzi np. w przerwie meczu. Chodzi o to, aby telewizja publiczna przestała być więźniem wpływów z reklam, które sprawiają, że wiele cennych programów, które nie mają takiej publiczności, jak "Taniec z gwiazdami", w ogóle wypada z programu. To nie może być zatem tylko ustawa dotycząca KRRiT i zmiany zarządu.

Czyli całościowe ujęcie tej problematyki?
- Tak. Oczekujemy od PO i PSL całościowego ujęcia tych spraw, porozumienia z nami w tej kwestii. Wtedy moglibyśmy mówić o wspólnym przeprowadzeniu tego pakietu wraz z ewentualnym odrzuceniem weta. Ale nie wyrywkowo, że teraz zmienimy władze TVP, bez gwarancji, co będzie dalej. A potem, gdy przyjdzie do zreformowania systemu finansowania radia i telewizji oraz określenia zasad tzw. misji mediów publicznych, okaże się, że porozumienia z nami nie ma. Na to się nie zgodzimy.

Rozmawiała: Sonia Termion
"Fakt" - 14 stycznia 2008

Powrót do "Wiadomości" / Do góry