Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 18.04.08, 12:24 / Powrót

Tak się nie robi - mówi Marek Borowski w wywiadzie dla "Tygodnika Siedleckiego"

- Panie Przewodniczący, Wojciech Olejniczak twierdzi, że rozstanie LiD z Demokratami pl było najelegantszym rozwodem politycznym w III RP.

- Nie da się zbudować pozytywnych relacji między różnymi podmiotami, jeśli nie ma między nimi wzajemnego zaufania. Tej decyzji nie konsultowano ani z zainteresowanymi, ani z pozostałymi sygnatariuszami porozumienia LiD, a do tego zapadła w dziwnych okolicznościach. Jeszcze w piątek wieczorem, na pierwszym spotkaniu zespołu programowego LiD, pan Olejniczak wyraził zadowolenie, że zaczynamy pracę nad wspólnym programem, a w sobotę stwierdził, że SLD właśnie zakończył współpracę z demokratami, bo... są różnice programowe. Bardzo mnie to zirytowało. Widziałem różne sytuacje na naszej scenie politycznej, ale takiej - nie. Kto chce długo funkcjonować w polityce i odnosić w niej sukcesy, musi przestrzegać pewnym reguł, bo nikt go nie będzie poważnie traktował.

- Może to wina niedoskonałości umowy koalicyjnej?

- Uzgadniając z Tadeuszem Mazowieckim treść preambuły do konstytucji nie spisywaliśmy żadnej umowy. Umawialiśmy się przez telefon na określone zapisy, które miały być głosowane w Sejmie i staraliśmy się przekonywać do nich naszych posłów. On wiedział i ja wiedziałem, że jeśli żaden z nas nie zadzwoni wieczorem, to następnego dnia negocjowany punkt przejdzie - tak się buduje kompromis. Jeśli dziś nie wrócimy do tych wzorów, to jak lewica przekona społeczeństwo, że politykę rozumie inaczej niż PiS?

- Wojciech Olejniczak radzi też, by "zapiąć pasy", bo czeka nas jeszcze wiele zdziwień. Czy można wykluczyć, że skoro z formuły LiD tak gwałtownie i szybko odpadło "D", to następne może być "L" czyli SDPL.

- Pyta mnie pan, czy zostanie tylko "i"? - być może. Dodam, że duża część członków SDPL, osobliwie młodzież, chce wyjścia z LiD. Nie umiem powiedzieć, czym to się skończy.

W SLD toczy się walka o przywództwo pomiędzy panami Olejniczakiem i Napieralskim. Ten ostatni, szukając winnych niskich notować LiD, wskazał na jej formułę, a ponieważ Wojciech Olejniczak dość konsekwentnie jej bronił, przypisano mu współodpowiedzialnoś za ten stan rzeczy. A Demokraci pl. stali się ofiarami rozgrywek, które nie mają nic wspólnego z walką na argumenty, a są typową rywalizacją "kto - kogo". Olejniczak najwidoczniej nie wytrzymał ciśnienia i uległ, gdy o wiele rozsądniej byłoby doprowadzić do spotkania partii tworzących LiD, by przyjrzeć się różnicom programowym. Gdyby okazały się one nadto duże, można było się rozstać bez balastu złych wrażeń i skutków. Powołując LiD byliśmy świadomi różnic (które są przecież naturalne w przypadku formacji koalicyjnej!) i nie pojmuję, dlaczego w chwili otwarcia debaty o ich przezwyciężaniu (daliśmy sobie na to kilka miesięcy!) szast -prast i demokratów wyłączono z LiD.

- Czy określenie "szczeniacka zagrywka" (użył go jeden z lokalnych liderów lewicy) jest adekwatne do Pańskich ocen?

- Unikam epitetów, ale czuję się zniesmaczony i zażenowany. Owszem, spierajmy się o drogi odbudowywania pozycji lewicy, ale celu na pewno nie uzyskamy stosując takie... zagrywki - bez przymiotników...

- Skąd zatem wziął się kryzys lewicy, który jest tak głęboki, że wywołuje radość po przeciwnej stronie sceny politycznej?

- Nie jest on bynajmniej wywołany formułą LiD, nie wynika z nieobecności lewicy w mediach, czy braku nośnego hasła wiodącego. Nie! On się zaczął w chwili, gdy lewica - poturbowana po rządach Leszka Millera - nie zdołała sformułować odpowiedzi na pytania ważne dla Polaków. W tym samym czasie PiS na znaczną ich część tej odpowiedzi udzieliło - błędnych z naszego punktu widzenia, ale dobrych dla części wyborców, którzy zostali przekonani. Podobnie uczyniła Platforma. Tymczasem lewica milczy, zajmując się głównie kontestacją. Nie zdołaliśmy zbudować całościowej propozycji walki z biedą, polityki prorodzinnej, koncepcji gospodarki opartej na wiedzy, nie ma pomysłu na osiągnięcie bezpieczeństwa energetycznego ani nawet spójnego stanowiska wobec zagrożeń związanych ze zmianami klimatycznymi, czy produkcji żywności z roślin genetycznie modyfikowanych.

Czy demokraci przeszkadzali w określeniu odpowiedzi na te problemy? Nie! Pomagaliby, właśnie dlatego, że mają inne doświadczenia i inne - niekoniecznie gorsze - podejście do sprawy. Nikt nas - mówię o SDPL - nie musi namawiać do "zwrotu w lewo", ale też mamy poczucie pokory wobec złożoności świata; nie odtrąca się kogoś, kto chce nas wspierać w sensownym przedsięwzięciu...

- Zmieńmy temat. Czy po ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego jest tak, jak stwierdził Donald Tusk, że nie ma przegranych?

- Przegrali przeciwnicy UE - to oczywiste - ale też z roku na rok będzie ich ubywać. Cały ten teatr absurdów i pozorów, który zafundował nam Jarosław Kaczyński, był mu potrzebny do "przykrycia" tąpnięcia, do jakiego doszło w PiS na tle podpisania tego dokumentu. Wszystkie te karkołomne figury wyczyniał on po to, aby utrzymać klub w jakiej takiej spójności. Ale nie da się zjeść ciasteczka i mieć ciasteczko, gdy jedna trzecia posłów i dwie trzecie senatorów PiS ma inne zdanie, niż lider! Tu nie ma co kombinować, aby ich uspokoić, a przy okazji wprawiać w drżączkę kraj i władze unijne; trzeba podjąć męską decyzję o rozstaniu się z niezadowolonymi. Nie może być partii jednocześnie pro- i antyeuropejskiej! Pewnie, każde pęknięcie da się jakoś zaklajstrować, ale tylko do następnego wstrząsu, który - jak wskazuje doświadczenie - z reguły kończy się krachem.

- Na jakich drożdżach rośnie popularność PO?

- Na tych samych, co i PiS - na dobrej koniunkturze gospodarczej, wypracowanej przez rządy Millera i Belki. Tusk zgrabnie wykorzystuje sytuację, której nie potrafił wyzyskać Jarosław Kaczyński. Do tego PiS nadal nie jest zdolny do zmiany stylu debaty politycznej i dalej stawia na konfrontację i agresję. Ludzi to irytuje, bo pamiętają, że ci, którzy dziś dramatyzują i histeryzują, jeszcze pół roku temu mieli okazję zrobić to, czego nie zrobili a za co teraz atakują rząd. Do tego dochodzi słaba i nieprofesjonalna lewica, która nim przyjrzała się skutkom tego, co zbudowała, już to rozwaliła. I ten stan, niestety, jeszcze potrwa.

Wszystko to zręcznie wykorzystuje Donald Tusk, który z ujmującym uśmiechem mówi adwersarzom: "Tak, macie rację", a postępuje po swojemu. Wróżę temu rządowi pełną kadencję, choć tak wysokich notowań nie utrzyma.

- A jak widzi Pan przyszłość PSL? Dlaczego się Pan uśmiecha?

- Bo ludowcom, widać taka ich uroda, bardzo często bywa "po drodze" z rządzącymi. Obrażają się, gdy mówi się o nich "obrotowi", ale jakie określenie lepiej oddaje tę specyfikę? PSL pełni u nas tę rolę, którą Wolni Demokraci (FDP) w Niemczech - współrządzili i z socjaldemokratami, i z chadecją. Ale czy można mieć pretensję, że jakaś partia jest "nadelastyczna" programowo? A PSL jest trochę konserwatywne - bo taka jest wieś, trochę socjalne - bo sporo jeszcze biedy i na tyle pragmatyczne, by uznać liberalne pomysły PO - z lęku przed wypadnięciem z politycznej "pierwszej ligi". Jednym słowem PSL przypomina stateczek holowany przez transtlantyk: co jakiś czas puści parę w gwizdek, zamruga reflektorem i tyle. Problemy zaczną się, gdy ocean się wzburzy…

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Krzysztof Mazur
"Tygodnik Siedlecki" - 20 kwietnia 2008

Powrót do "Wiadomości" / Do góry