Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 18.04.08, 12:43 / Powrót

Nie trzeba nam wojny z Kościołem - wywiad Marka Borowskiego dla "Nowości"

Krytykuje Pan sposób rozstania się SLD z demokratami. Nie obawia się Pan, że również Wam SLD nagle powie: żegnajcie?

Wyrażenie „obawiam się” nie jest najlepsze, bo SDPL nie jest przyklejona do SLD. Dawaliśmy sobie radę przez dwa lata i jakoś nie zginęliśmy.Myślę jednak, że każdy, kto z kimś współpracuje, jeśli się sparzy, a nadal chce to kontynuować, musi się zabezpieczyć. Do momentu zerwania przez SLD z demokratami, wewnętrzny poziom zaufania w LiD cały czas rósł, z grubsza wiedzieliśmy, w jaką stronę idziemy.

Wielu działaczy SLD jest przekonanych, że weszliście do Sejmu na ich plecach, a ich partia tylko na tym straciła...

Na takiej interpretacji zależało wielu działaczom SLD, ponieważ ich sytuacja nie jest komfortowa i trzeba było znaleźć winnego. Ponadto toczy się tam walka przed czerwcowym kongresem. O ile Wojciech Olejniczak nigdy nie powiedział, że weszliśmy do Sejmu na ich plecach, przeciwnie, mówił, że formuła LiD dała dodatkowe głosy, o tyle inni mówili inaczej, żeby od niego się odróżnić. Wśród szeregowych działaczy znajduje to posłuch, bo nikt im nie dostarczył rzetelnych danych. Mogę zapytać, czy na ich plecach weszły do Sejmu takie osoby, jak Izabela Sierakowska czy Andrzej Celiński w Katowicach. Albo Anna Bańkowska w Bydgoszczy, która startowała z drugiego miejsca, Bartosz Arłukowicz w Szczecinie z trzeciego miejsca albo Zdzisława Janowska w Łodzi z piątego miejsca. Proponowałbym spojrzeć na to uczciwie. My mieliśmy nazwiska, przynieśliśmy 400 tysięcy głosów i nie jest prawdą, że gdyby nie było w koalicji SDPL czy PD, to SLD osiągnąłby ten sam wynik. Gdyby nie LiD, wystartowalibyśmy do Sejmu osobno. I jakby wyszło, tak by wyszło, ale głosy oddane na naszych kandydatów wcale nie musiałyby przypaść SLD.

Ostateczne poróżnienie się z SLD mogłoby sprawić, że zarówno Socjaldemokracja, jak i Partia Demokratyczna znikną ze sceny politycznej?

Nie obawiam się tego. Mamy trzy lata, żeby się rozkręcić. Nie spieszę się do tego, bo tworzyłem już partie i wiem, że nie jest to łatwe. Ale gdybym miał brać udział w projekcie, który zakończy się porażką, to wolę spróbować czegoś ryzykownego, gdzie jest jednak pewna szansa na zwycięstwo. Jeżeli nasza współpraca z SLD miałaby być kontynuowana, to tylko w szerokiej formule i po partnersku. Nie damy się zwasalizować i nie będziemy przystawką do SLD.

Czy lewica ponosi teraz karę za to, że zdradziła swoje ideały i swoich wyborców, wyrażając zgodę na nauczanie religii w szkole, restrykcyjną ustawę antyaborcyjną, mieszanie się Kościoła w najważniejsze dziedziny życia i finansowanie go z budżetu państwa, za nadmierny liberalizm w sprawach gospodarczych oraz korupcję?

Było kilka przyczyn klęski lewicy. Na pewno było to nieposzanowanie przez nią zasad państwa świeckiego, zbyt gorliwe redukowanie świadczeń socjalnych oraz dopuszczenie do korupcji i zawłaszczania państwa, niereagowanie na afery, które się rozpleniły. Z Leszkiem Millerem rzadko się zgadzam, ale w kwestii związanej ze stosunkiem do Kościoła, tak. Pamiętajmy, że Polska była akurat przed wejściem do Unii Europejskiej i rozpoczynanie ostrego konfliktu z Kościołem przed referendum byłoby ogromnym ryzykiem. Mogło sprawić, że frekwencja byłaby o parę procent niższa, co by wystarczyło, żebyśmy nie znaleźli się w Unii. Jestem więc ostrożny w krytyce, aczkolwiek zdarzały się zachowania, których Unia nie wymagała, na przykład wizyty u prałata Jankowskiego. Z tego wszystkiego należy wyciągnąć wnioski, co nie znaczy, że trzeba rozpoczynać wojnę z Kościołem. Trzeba być tylko konsekwentnym w obronie państwa świeckiego i jego neutralności światopoglądowej.

Zarówno PO, jak i PiS utrzymują, że Polakom lewica nie jest już potrzebna i że pora zmierzać ku systemowi dwupartyjnemu.

Kiedyś była taka partia, która nazywała się Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. I też twierdziła, że inne partie są niepotrzebne. Panowie z tych dwóch partii nieświadomie nawiązują do tej tradycji. Lewica to jest zespół poglądów i oczekiwań, których PO ani PiS nie są w stanie zrealizować. Weźmy kwestie światopoglądowe. PO to wprawdzie nie jest PiS, ale stanowi również pewien odłam konfesyjny. A lewica konfesyjna nie jest. Już na pierwszy rzut oka widać różnice w sprawach Karty praw podstawowych czy in vitro. Z kolei w polityce społecznej PO idzie kursem: „nie możemy bogatemu zabronić korzystania ze swoich pieniędzy, a biedni będą musieli jakoś przeżyć”. PiS niby ma podobny program do naszego, ale jak poskrobać, to się okazuje, że nie jest w stanie go realizować. Najpierw PiS obniżyło składkę rentową, zmniejszając wpływy do budżetu o 22 miliardy, ale jak przegrało wybory, to w kolejnym projekcie zaproponowało zwiększenie wydatków na zdrowie. PiS jest partią nieodpowiedzialną, populistyczną, używającą haseł socjalnych. W tym tkwi szansa lewicy. Jej obowiązkiem jest stworzenie dobrych programów socjalnych, ale innych niż rzucone w pośpiechu becikowe czy wprowadzenie ulgi w podatku na dziecko, z którego korzystają głównie ci, którzy dobrze zarabiają.

Czy zbawcą polskiej lewicy może być Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej”?

Sierakowski, którego znam i z którym wielokrotnie dyskutowałem, jest intelektualistą, który nie garnie się do klasycznej polityki. On nie chce być żadnym liderem partii, satysfakcjonują go pewne spekulacje myślowe, jak lewica powinna się zachowywać, co jest lewicowe, a co nie. Trzeba więc go czytać i rozmawiać z nim. Tak na marginesie, wiceprzewodniczący naszej partii, Michał Syska, jako jedyny z trzech partii lewicowych, jest członkiem redakcji „Krytyki Politycznej”. Mogę więc powiedzieć, że jestem bliżej Sierakowskiego niż kolega Olejniczak. Tyle tylko że nie traktuję go jako guru, który jak coś powie, to my natychmiast powinniśmy realizować.

Rozmawiał: Przemysław Łuczak

"Nowości" - 18 kwietnia 2008

Powrót do "Wiadomości" / Do góry