Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 16.07.08, 11:12 / Powrót

Nie igrać z tarczą

Stawiam tezę, że są tylko dwa powody, dla których Bush (bo nie USA) tak desperacko dąży do zainstalowania tarczy antyrakietowej: albo wbrew zapewnieniom jest ona pierwszą z serii tarcz skierowanych przeciwko Rosji (a może i Chinom), albo ma ubezpieczać militarny atak na Iran, przy czym za bardziej prawdopodobną uważam wersję drugą - pisze Marek Borowski w "Gazecie Wyborczej".
W obu przypadkach zgoda rządu wpędzi Polskę w konflikty i uczyni z naszego kraju zakładnika nieskutecznej i niezwykle kosztownej polityki zagranicznej promowanej przez Busha i innych amerykańskich jastrzębi. Skomplikuje ona także (po raz kolejny) nasze poprawiające się właśnie stosunki z Europą.

Dziwne argumenty

Inne, publicznie prezentowane powody i argumenty nie wytrzymują krytyki. Pierwszy to ten, że tarcza ma służyć bezpieczeństwu USA. Pojawia się pytanie, kto zagraża temu krajowi. Mówi się o tzw. państwach zbójeckich, jak Iran, Korea Północna. Kiedyś był wymieniany także Irak, który rzekomo miał rakiety, nawet - jak podejrzewano - broń chemiczną i biologiczną. Doniesienia nie zostały potwierdzone, ale uwikłaliśmy się wszyscy w niekończący się konflikt.
Jeśli chodzi o Koreę Północną, to wystarczy wziąć do ręki globus i popatrzeć, gdzie leżą oba te państwa. Używanie tego rodzaju absurdalnych argumentów, to kpina z inteligencji Polaków. Samo to, że pojawiły się w dyskusji, dyskwalifikuje ten projekt, bo potwierdza, że jest on - delikatnie rzecz ujmując - niejasny.

Iran wprawdzie dysponuje rakietami Shahab o zasięgu ok. 2 tys. km, ale żeby zaatakować terytorium USA, potrzebuje - pomijając sens takiego ataku - rakiet balistycznych, których długo jeszcze nie będzie miał. Zanim będzie nimi dysponował, musi przeprowadzić próby, których się nie da ukryć i na które będzie czas zareagować.

Nawet zakładając, że Irańczycy za 10 lat będą mieli rakiety balistyczne, to jeszcze musieliby ulec zbiorowej manii samobójczej i wystrzelić je na Stany Zjednoczone, wystawiając się na straszliwy odwet. Groźby prezydenta Ahmadineżada denerwują i budzą sprzeciw, ale ani on, ani ajatollahowie nie są samobójcami. Iran rzeczywiście może zagrażać Izraelowi, a także armii amerykańskiej w Iraku, ale tarcza w Polsce nie ochroni tych miejsc, a więc argument, że chodzi o bezpieczeństwo USA, nie da się obronić.

Drugi argument - tarcza ma służyć także usunięciu zagrożenia dla Europy ze strony Iranu oraz różnych grup terrorystycznych, które ze względu na rozwój technologii mogą dysponować rakietami dalekiego zasięgu. Nie bardzo wiadomo, skąd mogą takie ataki nadejść. Wymienia się pogranicze Pakistanu z Afganistanem, ale trudno sobie wyobrazić, że domowym przemysłem grupa terrorystyczna skonstruuje rakietę, która doleci do Polski lub Niemiec.

Pozostaje więc Iran, ale o ile uczucia nienawiści Ahmadineżada i fundamentalistycznej części irańskich ajatollahów do Stanów Zjednoczonych są rzeczywiście duże, o tyle straszenie nimi Europy jest nieuzasadnione. Akurat w stosunku do Europy Iran takich gróźb nie wysuwa. Nie ma powodu. Zatem i drugi argument ma charakter straszaka na siłę.

A co nam to szkodzi?

No dobrze - powiedzą niektórzy - być może powody, dla których USA chcą tarczy, są niezbyt jasne, może po prostu mają taki kaprys. Jeśli nawet, to co nam to szkodzi, jeśli instalacja tej tarczy w Polsce da nam istotne korzyści.

Po pierwsze, twierdzi się, że może zwiększyć nasze bezpieczeństwo. Są dwie koncepcje: naiwno-utopijna (PiS) i handlowo-pragmatyczna (PO). Według PiS, wystarczy, że na terytorium Polski będzie przebywać 100 żołnierzy amerykańskich i kilka rakiet, a USA będą nas bronić jak siebie samych.

Jest to koncepcja naiwna, ale ma poważne konsekwencje, ponieważ daje Polakom do zrozumienia, że NATO ze swoim słynnym artykułem 5.: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", to jakaś fikcja, a polskie elity - zapewniając, iż dzięki wstąpieniu do NATO będziemy bezpieczni - oszukały społeczeństwo.

Politycy PiS mają, niestety, obsesję antyeuropejską. Przekonują o szczególnych stosunkach i strategicznym partnerstwie Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Tymczasem strategiczne partnerstwo Amerykanie mogą utrzymywać z krajami, w których mają strategiczne interesy - Turcją, Izraelem, Arabią Saudyjską, Pakistanem. W naszym przypadku to typowe wishful thinking.

Chodzi o to, że braciom Kaczyńskim podoba się konserwatywny, lubiący siłowe rozwiązania Bush, a nie podoba się libertyńska, szanująca różnorodność i preferująca porozumienie Europa. Taka jest filozofia polityki, którą PiS realizował, kiedy rządził w Polsce. Jednak to, co jest dobre dla Kaczyńskich i PiS, nie musi być dobre dla Polski, i na ogół dobre nie jest.

Druga opcja, Platformy Obywatelskiej, jest bardziej wyrafinowana i cyniczna. PO przyznaje, że sama tarcza zwiększa zagrożenie, czyli zmniejsza bezpieczeństwo Polski, ale jeśli udałoby się uzyskać odpowiednie gwarancje materialne (rakiety Patriot) i polityczne, to wtedy bezpieczeństwo można by nawet zwiększyć i instalacja tarczy będzie opłacalna.

Platforma prezentuje podejście czysto handlowe. W trakcie debaty na temat polityki zagranicznej w Sejmie w maju minister Sikorski tak odniósł się do kwestii tarczy: "Dlatego, przyjmując z dobrą wolą amerykańską argumentację w kwestii obrony przeciwrakietowej, oczekujemy równocześnie, że zgodnie z zapowiedzią prezydenta George'a Busha po spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem w dniu 10 marca Stany Zjednoczone odegrają aktywniejszą rolę w modernizacji polskich sił zbrojnych".

Przetłumaczmy to na język bardziej zrozumiały: "Kompletnie nie wierzymy w wasze argumenty, ale jeśli mamy udawać, że wierzymy, musicie nam za to dobrze zapłacić".

Taki handel można oczywiście uprawiać, pod jednym wszakże warunkiem: że nie przykładamy w ten sposób ręki do czegoś niedobrego. A wygląda na to, że niestety przykładamy.

Prawdziwe zagrożenie

Jeśli argumenty o rakietowym ataku na USA przez Iran bądź przez nieokreślonych terrorystów z bliżej nieokreślonego miejsca są niewiarygodne, to co tak naprawdę motywuje Busha?
Oczywiście, ważnym powodem są naciski amerykańskich koncernów zbrojeniowych, które na każdej takiej inicjatywie zarabiają potężne pieniądze, a Bush korzystał z ich poparcia w wyścigu do prezydenckiego fotela.

To jednak dalece nie wszystko. Niestety, i to jest dopiero groźne, w grę rzeczywiście wchodzi zagrożenie związane z Iranem, ale zupełnie inne niż to, o którym się mówi. Otóż amerykańska doktryna bezpieczeństwa sformułowana i praktykowana przez Busha opiera się na zmilitaryzowaniu polityki zagranicznej i wymierzaniu uderzeń wojskowych krajom, które zdaniem USA mogą powodować zagrożenia.
Tak stało się w Afganistanie, tyle że dla tej interwencji istniało szerokie poparcie międzynarodowe wynikające z powszechnego oburzenia atakiem na wieże WTC w Nowym Jorku. Interwencja w Iraku już takiego poparcia nie miała, przeciwnie, podzieliła demokratyczny świat. Polska stanęła u boku Amerykanów, żeby zademonstrować, iż jest sojusznikiem, na którym można polegać, ale przed następnym skokiem musimy już sprawdzić, czy w basenie jest woda.

Dziś krajem, wobec którego przygotowywane są plany interwencji, jest Iran. Tego rodzaju informacje docierają nieustannie ze Stanów Zjednoczonych. Ponad rok temu Joseph Cirincione, ekspert z Center For American Progress, w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówił: "Przygotowany przez Sztab Generalny plan ataku jest już w Białym Domu. Zawiera dwie wersje. Dziesięciodniowe uderzenie z powietrza na 1500 celów o znaczeniu wojskowym i pięciodniowy nalot na 750 celów".

Pojawiają się nawet daty. Potem te informacje są dementowane. Niemniej jednak doktryna militarna Busha nie tylko dopuszcza, ale wręcz szykuje taką akcję.

Właśnie jesteśmy świadkami - podobnie jak to było w przypadku Iraku - kanonady propagandowej o coraz większym zagrożeniu ze strony Iranu. Gdyby do takiego ataku doszło, nie jest wykluczone, a raczej jest bardzo prawdopodobne, że Iran w odwecie mógłby wystrzelić rakiety.

Zatem tarcza ma nie tyle chronić Europę i USA przed atakiem irackim, ile ubezpieczać ewentualną wojskową interwencję Stanów Zjednoczonych w Iranie. Tarcza ją ułatwia albo wręcz umożliwia.

I to jest dzisiaj w zasadzie jedyne, sensowne wytłumaczenie, po co Amerykanom tarcza antyrakietowa w Europie. Zgadzając się na nią, Polska - wszystko jedno, co za to dostanie - wpisuje się w szkodliwą i nieskuteczną filozofię budowy bezpieczeństwa (czy raczej niebezpieczeństwa) globalnego. Bierze za nią współodpowiedzialność. Polacy nie życzą sobie kolejnej „wojny o pokój”. Rząd, który nie widzi tego zagrożenia, szkodzi interesom Polski.

Zatrzymanie Iranu za darmo

Ostatnia kwestia, jaka się tu wyłania, to poważne podejście do militarystycznych zapędów Iranu, bo te nie ulegają wątpliwości. Obawiamy się nuklearnych eksperymentów irańskich, nie lekceważymy pogróżek wobec Izraela. Krótko mówiąc, musimy odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób uporać się z tak nieprzewidywalnym krajem, jakim jest obecnie Iran.

Otóż, Iran nie jest potęgą, która może funkcjonować samodzielnie i wbrew całemu światu. W dzisiejszym świecie nie da się zlikwidować wszystkich zagrożeń środkami militarnymi. Trzeba przede wszystkim szukać porozumienia i budować szerokie koalicje antyterrorystyczne, zmuszające państwa stwarzające zagrożenie do zmiany polityki. Koalicja USA, Chin i Rosji skłoniła reżim północno-koreański do odstąpienia od podejrzanych planów i działań.

Dlatego Polska - zamiast gorączkowo negocjować warunki zamontowania tarczy - powinna nastawać na Amerykanów, aby publicznie przedstawili Rosji uczciwą propozycję: USA zrezygnują z tarczy w zamian za zgodę Rosji na wspólne działania w kwestii irańskiej.

To jedyny sposób na przekonanie Rosji i opinii publicznej, że tarcza nie jest skierowana przeciwko temu państwu. Odmowa Rosji udziału w takiej koalicji odbierałaby jej argumenty i stawiała sprawę tarczy w innym świetle. Z kolei brak takiej propozycji budzi podejrzenia co do wiarygodności zapewnień, że tarcza nie jest antyrosyjska, tym bardziej że dochodzą sygnały, iż nie jest to tarcza ostatnia.

Z jednej strony mówi się więc, że obawy Rosji są nieuzasadnione, bo instalacja, która ma 10 rakiet, nie jest w stanie powstrzymać ewentualnego zmasowanego ataku rakietowego z jej strony, ale z drugiej są plany rozbudowy tego systemu. Nie jest to mój wymysł. Stanisław Koziej napisał w jednym z artykułów: "Wiadomo jednak, że system będzie rozbudowywany, baz będzie coraz więcej, zwiększą się ich możliwości". A nie jest to człowiek, który styka się z tą tematyką po raz pierwszy. Zatem Rosji nie ma się co dziwić.

Powstaje pytanie, czy koalicja USA, Europy i Rosji byłaby równie skuteczna, co w przypadku Korei? Na pewno bardziej skuteczna i tańsza niż "tarczowanie". Iran nie jest ponurą dyktaturą. Działa tam opozycja. Ostatnie doniesienia wywiadu, także amerykańskiego, mówią, że konfrontacyjna polityka Ahmadineżada, która powoduje różnego rodzaju sankcje wobec Iranu, spotyka się z coraz większym wewnętrznym oporem. Pogarszają się warunki życia ludności, a zatem skoordynowany program nacisku uwzględniający udział Rosji (ale bez tarczy) przyniesie efekty właściwie za darmo. Bez wydawania dziesiątków miliardów dolarów i ryzyka konfliktu wojskowego.

Rozwiązania mogą być różne. Najlepsze byłoby porozumienie między Ameryką i Iranem, w ramach którego Irańczycy wyrzekliby się atomowych ambicji i wspierania Hezbollahu w zamian za inne korzyści, zwłaszcza gospodarcze. Jest to trudne, ale nie wykluczone. Jeśli w Stanach Zjednoczonych zwycięży Obama, to będzie miał szanse podjąć takie rozmowy. Bush najpierw strzela, a dopiero potem chce rozmawiać. Niestety, po tak bezpośrednim potraktowaniu pacjent staje się mało rozmowny, a i koszty leczenia są ogromne.

Jeśli to okaże się niemożliwe, to najsensowniejsze będzie z jednej strony zaostrzanie sankcji wobec Iranu (musi powstać w tym celu szeroki blok państw), a jednocześnie stałe oferowanie mu współpracy. Przy takiej strategii awanturnicza polityka Ahmadineżada będzie coraz więcej kosztować irańskie społeczeństwo i stworzy duże szanse na dojście do władzy bardziej umiarkowanych polityków.

Taka polityka wymaga oczywiście umiejętności przewidywania, wizji, cierpliwego budowania nowych stosunków międzynarodowych. Kompletnie nie umiał i nie chciał jej prowadzić Bush. Jego epoka dobiega końca. Tusk popełni ogromny błąd, podpisując cokolwiek z tą administracją. Te negocjacje trzeba zamrozić do czasu, aż w Białym Domu pojawi się nowy gospodarz, a potem - jeśli zechce on je wznowić - potraktować je bardziej wszechstronnie.

Apeluję także do premiera, aby przestał ścigać się z PiS-em, kto więcej dostanie za tarczę i kto bardziej troszczy się o bezpieczeństwo kraju. Nie można rozpalać ogniska na środku pokoju i wmawiać współmieszkańcom, że nic im nie grozi, bo dostaliśmy nowoczesne gaśnice. W takie zapewnienia uwierzą tylko naiwni. Jest lepszy sposób na zapewnienie bezpieczeństwa domostwa: nie igrać z ogniem.
"Gazeta Wyborcza" - 16 lipca 2008

Powrót do "Wiadomości" / Do góry