Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 03.03.09, 23:06 / Powrót

Rząd a opozycja

Jestem zdecydowanym zwolennikiem tego, aby w czasach, kiedy spodziewamy się poważnych konsekwencji kryzysu światowego, przede wszystkim wzrostu bezrobocia, rząd i opozycja wypracowały maksymalnie dużo wspólnych propozycji w celu ochrony Polaków przed tymi konsekwencjami - pisze Marek Borowski w TEMI. - Warunek jest taki, że rząd musi słuchać, co opozycja ma do powiedzenia i odpowiadać na jej propozycje. Niestety, rząd słucha jednym uchem, a i to nie zawsze, a minister finansów, Jacek Rostowski, w trakcie wystąpienia w Sejmie tak nakrzyczał na PiS, że aż obawiałem się o jego zdrowie. Nie podzielam poglądów PiS, ale postępując w ten sposób trudno będzie rządowi znaleźć poparcie dla swoich zamiarów. Albo jest wola porozumienia i współpracy z innymi siłami politycznymi, albo jej nie ma. Na razie trudno ją dostrzec, mimo że premier spotkał się ze wszystkimi klubami poselskimi. Minister Rostowski powtarza jak mantrę, że nie pozwoli na zadłużenie polskiej gospodarki, tak jakby wszystkie propozycje opozycji zmierzały w tym kierunku. To prawda, że niektóre były demagogiczne i nie do przyjęcia, ale wiele było sensownych.
Część opozycji, w tym SDPL, nie proponowała wzrostu wydatków ponad te, które są w budżecie, bo rzeczywiście byłoby to bardzo ryzykowne. Natomiast cięcia zaplanowanych wydatków to po prostu szkodzenie gospodarce. Wtedy, kiedy ona się „zwija”, nie wolno tego robić. Utrzymanie wydatków przy spadku dochodów będzie oczywiście prowadziło do pewnego wzrostu deficytu – nie wiadomo, czy o 17 mld zł, czy o 10 mld zł, bo rząd nie przedstawił takich informacji. W sytuacji jednak, gdy polski dług wynosi 500 mld zł, dodatkowe 10 mld zł nie pogorszy naszej pozycji ani nie obali naszej wiarygodności. Zwłaszcza jeśli będą to wydatki związane z inwestycjami, remontami oraz zamówieniami publicznymi. Obcięcie takich wydatków - przy czym wciąż nie znamy konkretów, co, gdzie, o ile, bo nie można się ich od rządu doprosić – nie uratuje polskiej gospodarki, lecz wkręci ją w spiralę recesji.
Nie jest to jakieś anachroniczne rozumowanie. Christoph Rosenberg, dyrektor Stałego Przedstawicielstwa MFW na Europę Środkową i Kraje Bałtyckie, mówi tak: „Dzisiaj wszystkie kraje, które mają takie możliwości fiskalne, tworzą pakiety ratunkowe. Moim zdaniem, Polska ma także taką możliwość dzięki konsolidacji finansów publicznych w ostatnich latach. Ma także dostęp do finansowania w odróżnieniu od państw, które straciły dostęp do rynku. Jednak wasza gospodarka rozwija się w tempie wolniejszym niż zakładano w budżecie i w związku z tym dochody również będą niższe. W tej sytuacji można skorzystać z tradycyjnej recepty, pozwalając na wzrost deficytu przy jednoczesnym przestrzeganiu limitu wydatków zapisanych w budżecie. Byłoby to wykorzystanie tzw. automatycznego stabilizatora finansowego”.
Ta wypowiedź pokazuje, że jest to absolutnie uprawniony kierunek w ekonomii, niestety, minister Rostowski tak nie uważa i grzmi: „Żadnych eksperymentów na żywym ciele polskiej gospodarki”. Jeśli jednak wszyscy wokół nas postępują inaczej, to raczej my eksperymentujemy na żywym organizmie, a nie odwrotnie.
Z niektórych pomysłów opozycji premier skorzystał, choć się do tego nie przyznaje. Dotyczy to np. 4 z 11 propozycji zgłoszonych przez SDPL. I tak, przygotowywana jest ustawa dotycząca pomocy w spłacie kredytów hipotecznych osobom, które straciły pracę. Powołany został sztab antykryzysowy, który ma zbierać informacje o kondycji firm i reagować, zanim drastycznie się ona pogorszy. Premier zadeklarował wdrożenie dopłat dla pracowników pozostających w ramach porozumienia z pracodawcami na tzw. półbezrobociu (niższe pensje, mniejszy wymiar pracy). Obiecał też pomoc dla firm szczególnie dotkniętych, ze względu na energochłonne technologie, wysokimi cenami prądu.
Wszystko to jednak sprawia wrażenie doraźności, wyraźnie brak jest planu długofalowego. Na przemian słyszymy, że może będzie gorzej (i co wtedy?!), albo może jednak będzie lepiej. Może podniesiemy podatki, a może jeszcze raz zetniemy wydatki (ale które?!). Rząd trzyma karty przy piersi i gra tak, jakby miał tam co najmniej karetę asów. Za kilka miesięcy kryzys powie jednak: „sprawdzam” i oby nie okazało się, że to tylko para dwójek.

Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 4 marca 2009 r.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry