Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wystąpienia / 02.07.99 / Powrót do "Wystąpienia"

Sejm RP; O podatkach

Poseł Marek Borowski:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Myślę, że jest to powszechne odczucie, iż być może następuje tu jakaś zmiana miejsc, jakaś zamiana ról. Czy to jest zła zamiana ról? Tego nie jestem pewien.

Otóż o ile wystąpienie pana premiera Balcerowicza nie zaskoczyło mnie, usłyszałem to, czego się spodziewałem, o tyle w wystąpieniu pana przewodniczcąego Goryszewskiego odnalazłem wiele myśli, wiele tez, wiele stwierdzeń, które są autentycznie tezami, stwierdzeniami ludzi, dla których słowo ˝solidarność˝ jest ważne. (Oklaski) Dlatego proszę się nie dziwić, że w wystąpieniu, które przygotowałem wcześniej, będą fragmenty pokrywające się, czy bardzo podobne, ze stwierdzeniami z wystąpienia, które poprzedziło moje wystąpienie.

(Poseł Gabriel Janowski: SLD odchodzi od liberalizmu.)

Dzisiejsza debata dotyczy oczywiście podatków, ale tak naprawdę mówimy o czymś więcej. Mówimy o polityce gospodarczej rządu, o tym, co zrobić, aby powrócić na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego i pomyślnego rozwiązywania coraz liczniejszych i coraz groźniejszych problemów społecznych.

W Polsce mieliśmy już okres wysokiego wzrostu gospodarczego, na poziomie 6­7% rocznie. Działo się to za rządów koalicji SLD­PSL. AWS i Unia Wolności twierdziły podczas kampanii wyborczej, że takie tempo wzrostu jest za małe i obiecywały je znacząco przyspieszyć. Premier Jerzy Buzek zapowiadał w swoim exposé nie tylko trzykrotnie wyższe tempo wzrostu niż w krajach Europy Zachodniej, ale także utrzymywanie dialogu społecznego w celu wyciszania konfliktów społecznych, więcej nakładów na oświatę, ochronę zdrowia, bezpieczeństwo publiczne itd. Tymczasem niezborna i niespójna polityka jego rządu przyczyniła się do nienotowanego od 5 lat obniżenia się tempa wzrostu produktu krajowego brutto, pogorszyło się i nadal pogarsza saldo obrotów bieżących z zagranicą, deficyt jest znacznie wyższy niż poprzednio ­ nie tylko w dolarach, ale przede wszystkim w stosunku do produktu krajowego brutto. Po roku rządów koalicji AWS i Unii Wolności ponownie wzrosło bezrobocie, poszerzyły się obszary biedy i niedostatku, narastają konflikty społeczne. Wyjątkowo źle przedstawia się sytuacja budżetu państwa, w efekcie czego w ważnych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego, jak oświata, nauka, bezpieczeństwo obywateli, mieszkalnictwo czy rolnictwo następuje zastój lub regres. Frustrację społeczną pogłębiają fatalnie przygotowane, bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego, i nieudolnie wdrażane reformy. Wiele sygnałów wskazuje, że ciężar tych reform zagraża realizacji budżetu państwa i stabilności finansów publicznych, przed czym zresztą wcześniej ostrzegaliśmy, tym bardziej że na skutek wolniejszego wzrostu gospodarczego i pogorszenia kondycji finansowej przedsiębiorstw należy spodziewać się niższych niż planowano wpływów do budżetu państwa. Do tego dochodzą kłótnie w obozie rządzącym, który nie może się porozumieć wewnętrznie m.in. co do koncepcji wychodzenia z trudności. W rezultacie obrady Sejmu, a zwłaszcza głosowania przeradzają się dla widzów w dość groteskowy spektakl ­ inaczej głosują poszczególne nogi AWS, inaczej UniaWolności, inaczej rząd, a od czasu do czasu jeszcze inaczej pan premier Jerzy Buzek. Dochodzi do takich paradoksów, że oskarżany o destrukcję Sojusz Lewicy Demokratycznej już kilkakrotnie w głosowaniach ratował rząd przed zupełną kompromitacją, a budżet państwa przed destabilizacją.

Taki jest krajobraz po bitwie, jaką były wybory parlamentarne. W bitwie tej używano wszystkich możliwych argumentów, aby pognębić i zohydzić w opinii publicznej przeciwników politycznych, przede wszystkim Sojusz Lewicy Demokratycznej. Poczyniono wiele obietnic, z których rząd nie jest w stanie się wywiązać. W rezultacie daleko nam do realizacji celów, które wszyscy stawialiśmy sobie w 1997 r. Coraz więcej ludzi w Polsce, otrząsnąwszy się z czaru obietnic wyborczych, porównuje sytuację własną i kraju przed wyborami i teraz, gdy rządzi AWS i Unia Wolności. Rezultaty odnajdujemy w wynikach badań opinii publicznej.

Rząd oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli nie zacznie skutecznie rozwiązywać problemów gospodarczych i społecznych, a w szczególności jeśli nie nastąpi powrót na ścieżkę wysokiego wzrostu gospodarczego, to polityczne konsekwencje dla prawicy będą fatalne. Dlatego co i raz pojawiają się propozycje, które mają ten powrót zapewnić. Koncepcje te natrafiały i natrafiają na duży opór, zawsze bowiem wtedy, kiedy trzeba zacisnąć pasa, powstaje pytanie, na czyim brzuchu ten pas będzie zaciskany przede wszystkim. Ludzie słusznie domyślają się, że to, co rząd proponuje, musi oznaczać pogorszenie sytuacji przeciętnego Polaka.

Przedłożone projekty podatkowe wynikają podobno z przyjętego przez rząd dokumentu ˝Strategia finansowa 2000­2010˝. Strategia ta, znana niestety tylko z omówień prasowych, bo rząd nie uznał za stosowne podzielić się swoją wizją przyszłości z parlamentem, wzbudziła poważne wątpliwości nawet wśród ekonomistów prorządowych. Zakłada ona, że Polacy muszą zacisnąć pasa przez najbliższych kilka lat po to, aby było więcej pieniędzy na inwestycje, które następnie zapewnią Polsce wysokie tempo wzrostu gospodarczego. Oznacza to, że emeryci muszą się pogodzić z tym, że waloryzacja ich emerytur będzie znikoma, pielęgniarki muszą zapomnieć, że ich płace obiecywano odpowiednio podwyższyć, pracownicy wielu gałęzi gospodarki, które wymagają restrukturyzacji, mogą słusznie obawiać się o swoje miejsca pracy, bo państwo nie będzie miało dostatecznych środków na wspomożenie tych procesów, rolnicy będą mieli prawo niepokoić się o skalę pomocy państwa dla rolnictwa, zaś nauczyciele i inni pracownicy sfery budżetowej będą musieli przyjąć do wiadomości, że szybkie tempo wzrostu ich płac, jakie wystąpiło w latach 1995­1997, już się więcej nie powtórzy.

Tego rodzaju perspektywa stawia na porządku dziennym trzy pytania:

1. Czy polityka tak wielkich wyrzeczeń jest rzeczywiście niezbędna, aby istotnie podwyższyć tempo wzrostu gospodarczego?

2. Czy mimo ubytku dochodów, spowodowanego tak znaczną obniżką podatków, rząd zapewnia dostateczne finansowanie ważnych celów społecznych i gospodarczych?

3. Czy proponowane przez rząd zmiany podatkowe i cięcia w wydatkach budżetu państwa realizują zasadę sprawiedliwości społecznej?

Niestety, uważna lektura przedłożonych propozycji i innych zamierzeń rządu nie pozwala odpowiedzieć pozytywnie na żadne z tych pytań.

Pierwsze pytanie ­ ile trzeba inwestować, aby się szybko rozwijać ­ wprowadza nas w obszar teorii ekonomii. Rząd chciałby, aby Polacy oszczędzali 30% swoich dochodów, a konsumowali 70%. Obecnie Polacy oszczędzają około 20% swoich dochodów, więc rząd zamierza wskaźnik ten za pomocą przymusu ekonomicznego podwyższyć. Rzecz w tym, że tak drastyczne ograniczenie konsumpcji wydaje się nie tylko zbędne, ale wręcz szkodliwe.

Liczne przykłady międzynarodowe, a i polskie, sprzed kilku lat udawadniają, iż sam fakt, że inwestuje się 30% dochodu narodowego, wcale nie gwarantuje wysokiego wzrostu. Liczy się także i to, czy zwiększona w wyniku tych inwestycji produkcja ma szanse znaleźć zbyt. Odpowiedź brzmi: sprzedać na rynku krajowym będzie trudno, bo jednocześnie silnie ogranicza się wzrost płac i świadczeń, czyli wzrost popytu. Rozwiązaniem mogłoby być wyeksportowanie tej produkcji, ale to wymaga wdrożenia szerokiej polityki proeksportowej, o której jednak rząd milczy, uważa ją za niepotrzebną.

Tak więc podstawowe założenie, na którym rząd oparł swoją koncepcję zmian podatkowych, uważamy za zbyt daleko idące, a próbę rzeczywistego wdrożenia tej koncepcji w życie za wręcz niebezpieczną. To klasyczny woluntaryzm ekonomiczny, czyli po polsku chciejstwo. Były już takie próby w najnowszej historii Polski i źle się kończyły.

Panie i Panowie Posłowie! Czy oznacza to, że wzrost oszczędności i inwestycji w polskiej gospodarce jest niepotrzebny? Oczywiście tak nie uważamy. Jednak błąd rządu polega na tym, że wzrost gospodarczy uważa za cel sam w sobie, a pojęcie inwestycji ogranicza do inwestycji produkcyjnych. Tymczasem inwestycje to nie tylko nowe maszyny, urządzenia i hale produkcyjne, ale także, a może przede wszystkim, tzw. inwestycje społeczne, czyli nakłady na edukację, naukę i rozwój człowieka, oraz inwestycje infrastrukturalne: na transport, łączność, ochronę środowiska i budownictwo mieszkaniowe.

Rząd chce zwiększać inwestycje produkcyjne i walczyć z bezrobociem, ale tam gdzie nie ma wykwalifikowanych pracowników, dobrych dróg, porządnej łączności telefonicznej, oczyszczalni i mieszkań dla zwykłych ludzi, kapitał nie będzie inwestował, bo to dla niego za drogo. Tych inwestycji musi dokonywać państwo i żadna prywatna inicjatywa w tym państwa nie zastąpi. Strategia rozwoju Polski, która nie bierze pod uwagę konieczności wyraźnego zwiększenia inwestycji w edukację, naukę, kulturę i w infrastrukturę gospodarczą, w ogóle nie zasługuje na tę nazwę.

A jak te sprawy wyglądają w naszym kraju? Statystyki są tu bezlitosne. Na edukację wydamy w 1999 r. ze środków publicznych około 4% produktu krajowego brutto. W gronie 33 krajów europejskich daje to nam zawstydzające 30 miejsce. Normą jest 5,5%. Na naukę wydamy poniżej 0,5% PKB. Są to wielkości śladowe ­ normą jest minimum 1% PKB. O wydatkach na kulturę nie wspominam, bo nie ma o czym.

Naukowcy, ludzie kultury, profesorowie, żądają zmiany tej polityki, piszą apele i listy, na przemian proszą i grożą ­ groch o ścianę. Pan minister Handke szantażuje rząd i posłów, że jak nie dadzą pieniędzy, reforma oświaty runie (szkoda, że nie pomyślał o tym wcześniej i nie przekonał do tego swoich kolegów w rządzie). Pan minister właśnie poinformował opinię publiczną, że prezydent niepotrzebnie się niepokoi brakiem środków na reformę oświaty, bo w Ministerstwie Edukacji Narodowej dopiero co przystąpiono do opracowywania trzyletniego planu jej finansowania. A nauczyciele i rodzice naiwnie myśleli, że jak rząd przystąpił do tak wielkiego i kosztownego dzieła jak reforma oświaty, to najpierw przygotował plan, a potem zabrał się do roboty. (Oklaski) Planowanie, będące dziś w innych krajach podstawą do podejmowania decyzji, to dla rządu widocznie peerelowski przeżytek i nic dziwnego, że w tym rządzie nie ma ono wzięcia.

Co się tyczy stanu infrastruktury, to po słynnych polskich drogach nie daje się już jeździć. Pilnych inwestycji potrzebuje kolej, transport miejski i tereny wiejskie. Dlatego właśnie od prawie roku domagamy się od rządu przedstawienia parlamentowi i społeczeństwu rozwiniętej prognozy dochodów i wydatków budżetowych na najbliższe 3 lata, ze szczególnym uwzględnieniem nakładów na inwestycje w człowieka, bezpieczeństwo publiczne czy nakładów na infrastrukturę. Po prostu pytamy rząd, pytamy pana premiera Jerzego Buzka, pytamy pana wiecepremiera ministra finansów Leszka Balcerowicza: Ile pieniędzy, choćby orientacyjnie, w kolejnych latach chcecie przeznaczyć na poprawę stanu polskiej oświaty? Ile pieniędzy w kolejnych latach chcecie przeznaczyć na zapewnienie dostępu do bezpłatnych studiów polskiej młodzieży? Ile pieniędzy w kolejnych latach chcecie przeznaczyć na to, aby ludzie, którzy nie z własnej winy nie mają środków do życia, mogli żyć na minimalnie godnym poziomie? Jak długo będziemy mówić o godności człowieka, która jest podstawą naszej konstytucji i praw człowieka? Tu potrzebny jest wieloletni program naprawczy, domagamy się go publicznie i w listach do premiera Buzka i premiera Balcerowicza od czasu ukazania się ˝białej księgi˝, a więc prawie od roku. I to może być podstawą tego dialogu, o którym ciągle się mówi, tylko strony nie mogą się zejść. Dialog między rządem a zrewoltowanymi pracownikami nie może polegać na tym, na czym polega dzisiaj ­ że się mówi, mówi i mówi, tylko nic z tego nie wynika. Dialog musi mieć wyraźnie określoną płaszczyznę i musi być wyznaczony cel, jaki się chce osiągnąć.

Tylko mając w ręku taki dokument, można sensownie dyskutować o tak głębokich zmianach w podatkach. Rząd unika jednak przedstawienia takiej prognozy jak ognia i chyba wiemy dlaczego. Reakcja w jego własnym obozie politycznym mogłaby okazać się wyjątkowo nieprzyjemna.

Tak więc nie wiemy, jaki będzie budżet za 2 lub 3 lata, na szczęście jednak już co nieco wiemy, co nam rząd szykuje na rok 2000. Otóż z założeń do budżetu na 2000 r., opublikowanych przez zwykle dobrze poinformowaną ˝Rzeczpospolitą˝, wynika, że realny wzrost nakładów na edukację i naukę ma wynieść w przyszłym roku zaledwie 1%, a i to dlatego że nakłady te zaliczono do priorytetowych. Oznacza to, że udział wydatków na edukację w produkcie krajowym brutto zamiast wzrosnąć, obniży się z obecnych 4 do 3,8%, umacniając Polskę na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Podobnie rzecz się będzie miała z nakładami na naukę. Wydatki rozwojowe i inwestycyjne realnie obniżą się.

Strategia rządu jest więc jak kaleki ptak z potencjalnie, bo nie na pewno, silnym skrzydłem inwestycji prywatnych i podciętym skrzydłem publicznych inwestycji w człowieka i infrastrukturę. Dlatego ten ptak, panie premierze, nie poleci, choć na pewno, próbując się wzbić w powietrze, narobi sporo hałasu i zamieszania. Tymczasem Polska nie może sobie dziś pozwolić na takie metody napędzania wzrostu gospodarczego, które będą jednocześnie wywoływać napięcia i niepokoje społeczne, a tak się właśnie dzieje obecnie. Propozycje rządu sytuację tylko zaostrzą, a protesty będą się nasilać. Nie może być inaczej, jeśli rząd zamierza obniżyć podatki bogatym, a zwiększyć obciążenia mało zarabiających obywateli. Ci, którzy zarabiają dziś 10, 15, 20 tys. zł miesięcznie, będą płacić 28% podatku zamiast 40%, zyskają od kilkuset do ponad tysiąca złotych co miesiąc. Są wprawdzie wśród nich przedsiębiorcy, ale są także dyrektorzy firm, prezesi banków, członkowie licznych zarządów i rad nadzorczych, przedstawiciele wolnych zawodów, ale także posłowie, wysocy urzędnicy rządowi i samorządowi. Ci mniej bogaci nie będą mieli tyle szczęścia ­ zamiast 30% zapłacą 28%, a więc zyskają tylko 2%. Tym przeciętnym i biednym podatek zostanie łaskawie obniżony o 1%, czyli na ogół o 10­15 zł, ale po odebraniu ulg i podwyżce VAT na usługi komunalne jeszcze do tego interesu dopłacą.

Pan premier próbował odciąć się od tego typu porównań i dzisiaj, jakby uprzedzając tę krytykę, powiedział, że jest to krytyka demagogiczna, że VAT to jest zupełnie co innego, że o każdej sprawie powinniśmy rozmawiać z osobna. Ale w rodzinie jest jeden budżet, nie ma znaczonych pieniędzy. Ludzie, którzy mało zarabiają, bilans będą mieli ujemny, a ludzie, którzy dużo zarabiają, będą mieli bilans dodatni. (Oklaski)

A można byłoby przecież tego uniknąć. Wystarczy zostawić podatek bez zmian ­ stawka 40% należy do najniższych w Europie, niższe ma tylko 7 krajów na 33 ­ i utrzymać, a nawet wzmocnić ulgę inwestycyjną. Jeśli jesteś przedsiębiorcą i inwestujesz, płacisz niski podatek, jeśli nie jesteś przedsiębiorcą albo nie inwestujesz, płacisz tak jak wszyscy, stosownie do swoich dochodów.

Problem trudności w dostępie do tej ulgi jest powszechnie znany, mówił o tym również mój przedmówca. Ale nie można przyjąć za dobrą monetę takiego oto stanowiska, że ponieważ ulga ta jest skomplikowana, ponieważ jest ryzykowna, ponieważ są różne przepisy, które hamują jej wykorzystanie, to trzeba ją zlikwidować. To proszę ją uprościć. Było półtora roku na to, żeby to zrobić.

Rzecz polega na czym innym. Pan premier po prostu jest wyznawcą innej teorii ekonomii. Pan premier ulg nie lubi, nie uznaje. Ale niestety, w przypadku podatku od osób fizycznych, zwłaszcza jeśli chcemy rozróżnić osoby, które prowadzą działalność gospodarczą, od osób, które nie prowadzą działalności gospodarczej, jedynym sposobem jest ulga inwestycyjna. Może być ona nawet powszechna. Chociaż my uważamy, iż ta ulga powinna być raczej ukierunkowana na obszary zagrożone strukturalnym bezrobociem i na tereny wiejskie, o czym się, jak do tej pory, bardzo niewiele mówi.

Rząd chce jednak, jak powiedziałem, zlikwidować wszelkie ulgi inwestycyjne ­ woli forsować rozwiązanie jawnie niesprawiedliwe. Ale w tej sprawie rząd chyba nie ma czystego sumienia. Oto pan wicepremier Leszek Balcerowicz kilkakrotnie stwierdził, że obniżka podatków dla najbogatszych nie jest nieuzasadnionym prezentem, ale premią dla pracowitych. Pan premier, odnosząc się do innych sformułowań krytyków ­ akurat w tym punkcie do nich się nie zaliczałem ­ którzy mówili, że inwestorzy obniżony podatek przejedzą, nie zainwestują go, powiedział, że to jest obraźliwe dla tych inwestorów. Być może. Ale, z całym szacunkiem, jeśli chodzi o to, co przed chwilą zacytowałem, panie premierze, to powiem szczerze, że czegoś tak niemądrego i jednocześnie obraźliwego dla dziesiątków milionów ludzi w Polsce dawno nie słyszałem. (Oklaski)

Proszę nam powiedzieć: co powinni zrobić pielęgniarka, nauczyciel albo robotnik, jaką pracowitością powinni się wykazać, aby zarabiać nie 600 lub 1000 zł, tylko 7­8 tys. zł i następnie skorzystać z tego oto zmniejszenia podatku dochodowego z 40% do 28%? Jak bardzo powinni być pracowici, aby taki podatek płacić? Nie wiadomo. Chociaż, tak sobie myślę, chyba jeden sposób jest. Trzeba wykazać, że jest się człowiekiem solidarnym, tyle że niekoniecznie ze wszystkimi. Wystarczy być solidarnym z ˝Solidarnością˝ ­ można wtedy zająć dobre stanowisko, np. dyrektora ZOZ czy kasy chorych na kontrakcie, i za tę swoją pracowitość pobierać 17 tys. zł miesięcznie. (Oklaski) Notabene ta grupa ˝pracowitych˝ także swoje zarobi na obniżce podatku.

Sojusz Lewicy Demokratycznej nie akceptuje takiego zaciskania pasa, przy którym ludziom żyjącym w nędzy państwo odmawia wsparcia, a tak się stanie, bo środki na pomoc społeczną są z roku na rok mniejsze.

Wszyscy, jak tu siedzimy, otrzymujemy listy od ludzi żyjących w nędzy ze względu na bezrobocie, niepełną lub liczną rodzinę, wyjątkowo niskie dochody. I chyba wszyscy mamy problemy, co takim ludziom odpowiedzieć. Napisała do mnie ostatnio bezrobotna matka siedmiorga dzieci, otrzymująca rentę po zmarłym mężu i zasiłki rodzinne ­ łącznie w kwocie 1100 zł miesięcznie. Pomoc społeczna raz na 5 miesięcy zasila ją kwotą 60 zł, bo na więcej nie starcza pieniędzy. Takich listów przychodzą setki. Czy to się godzi, aby Polska, podobno lider przemian w Europie, tolerowała taki stan? Nie oskarżamy ­ żeby sprawa była jasna ­ rządu o to, że jest w Polsce bieda. Oskarżamy go o znieczulicę, oskarżamy o to, że piękne słowo ˝solidarność˝, które niegdyś narodziło się tu, w Polsce, dzisiaj na naszych oczach zdaje się umierać. A według wspomnianego wstępnego projektu budżetu wydatki na pomoc społeczną w przyszłym roku nie rosną. Wiadomo, że w tym obszarze już 200­300 mln zł zasadniczo zmieniłoby sytuację. Rząd jednak lekką ręką proponuje dochody budżetu zmniejszyć, obniżając podatki i przyznając ulgę rodzinną osobom nieźle sytuowanym na łączną kwotę ponad 4 mld zł już w roku przyszłym. Zakładając nawet, panie premierze, że to zapewni to pchnięcie rozwojowe, to tylko z tych materiałów, które pan był łaskaw opublikować, wynika, że dopiero w czwartym roku będziemy mieli istotną różnicę w przyroście produktu krajowego brutto w porównaniu z sytuacją, gdyby pan tych podatków nie obniżył. A przez te cztery lata co ci ludzie mają zrobić? To się po prostu, szanowne panie posłanki i panowie posłowie, nie godzi. To jest, panie premierze, wręcz nieprzyzwoite.

A tak przy okazji, nie sposób zapomnieć słów naszego znakomitego gościa i rodaka, pielgrzyma z Watykanu, o godności człowieka i konieczności pochylenia się nad biednymi. Słuchali go nie raz i nie dwa, niektórzy nawet podobno siedem razy, zasiadając zawsze w pierwszych ławach, ci sami, którzy i w tej sali zajmują po prawej stronie pierwsze ławy. (Oklaski) Słuchali, ale czy usłyszeli i zrozumieli? Właśnie zdarza się znakomita okazja, aby to zademonstrować. Wierzę, że tak będzie. (Oklaski)

Panie i Panowie Posłowie! Nie może nie wzrosnąć rozgoryczenie i sprzeciw, jeśli za obniżenie podatków dla najwyżej zarabiających zapłacą osoby niepełnosprawne, gdyż rząd zamierza drastycznie ograniczyć środki dla zakładów pracy chronionej. W uzasadnieniu do ustaw rząd skrzętnie unika podania pełnego rozliczenia skutków tej operacji. Z naszych wyliczeń wynika jednak, że wsparcie dla zakładów pracy chronionej spadnie 4-krotnie ­ o ponad 2 mld zł. Musi to drastycznie dotknąć niepełnosprawnych, a jest to ta grupa społeczna, której szczególnie nie należy zaskakiwać. Rząd jest oburzony faktem, że ulgi dla zakładów pracy chronionej są nadużywane i marnotrawione. Uwierzę w szczerość tych uczuć, gdy znacznie większe marnotrawstwo, ujawnione przez NIK w resortach zdrowia, skarbu i kultury, spotka się z równym oburzeniem pana premiera i z konsekwencjami wobec winnych. (Oklaski) Nie bronię oczywiście wszystkich tych, którzy naciągają przepisy, wykorzystują je czy wręcz oszukują. Ten stan patologiczny trzeba zmienić. Ale rząd miał dostatecznie dużo czasu, aby przedstawić projekt ustawy zawierającej inny, lepszy system dotowania zakładów pracy chronionej. Bez takiej ustawy, skonsultowanej z zainteresowanymi, Sojusz Lewicy Demokratycznej żadnych zmian w tej dziedzinie nie poprze.

Kolejnym przykładem preferowania bogatych i zapominania o ubogich jest zaproponowany przez rząd system ulg podatkowych na dzieci, z którego skorzystają bogaci, ale wyłączeni zostaną najbardziej potrzebujący. Po pierwsze, komplikuje się system podatkowy, który miał być uproszczony, po drugie, ludzie, którzy nie płacą podatku, bo są bezrobotni lub mają niskie dochody, w ogóle z tej ulgi nie skorzystają. Nie neguję dobrych intencji autorów tego pomysłu, ale po raz kolejny apeluję o to, aby zastanowić się nad tym rozwiązaniem. A ci właśnie ludzie, ci, którzy nie płacą podatku, bo są bezrobotni lub mają niskie dochody, mają dzieci i powinno się im pomagać. Rolnicy...

(Poseł Gabriel Janowski: Rolnicy płacą podatki, aby nie było wątpliwości.)

Odpowiadam panu posłowi Janowskiemu: rolnicy płacą podatek rolny, ale póki co, ulgi w podatku rolnym się nie przewiduje.

(Poseł Gabriel Janowski: Ale płacą podatki.) (Oklaski)

Właśnie chciałem powiedzieć, że dzieci rolników, a na wsi jest największa bieda, także z tej ulgi nie będą miały pożytku, natomiast skorzystają, a jakże, i dodatkowe pieniążki dostaną ludzie o wysokich dochodach, m. in. posłowie, choć jest to im zupełnie niepotrzebne. Jeśli rzeczywiście chcemy te pieniądze przeznaczyć dla potrzebujących rodzin, to przecież istnieje już system zasiłków rodzinnych. Objęte nim rodziny ­ nie wszystkie, lecz tylko te, których dochody są niższe niż przyjęta granica ­ otrzymują określone kwoty na każde dziecko, a więc jest to zasiłek kierowany do tych, którzy go potrzebują. Korzystają z niego także rodziny wiejskie oraz rodziny drobnych przedsiębiorców, o których rząd tak się troszczy. Mają oni często bardzo niskie dochody, albo straty, i wtedy ulga podatkowa na dziecko nic im nie pomoże, natomiast zasiłek ich obejmuje. Zatem ulga podatkowa za posiadanie dzieci, zawarta w wersji rządowej, byłaby klasycznym marnotrawstwem pieniędzy podatników, albowiem świadczenia trafiałyby głównie do osób, które nie powinny ich dostać. To ewidentne marnotrawstwo nie boli jednak tak zawsze wyczulonego na szastanie groszem publicznym pana premiera Balcerowicza. (Oklaski) Dlaczego? Bo, jak oświadczył pan premier, zgoda na ulgę prorodzinną była ceną za poparcie przez AWS jego koncepcji podatkowych. Tak więc AWS zgodził się na niedobre propozycje Unii Wolności, a Unia Wolności zaakceptowała w zamian fatalne propozycje AWS. (Oklaski) W języku koalicji rządowej nazwano tę transakcję kompromisem. (Wesołość na sali)

W tej sytuacji staje się jasne, że rządowy projekt ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, który w tak drastyczny sposób preferuje ludzi dobrze sytuowanych kosztem przeciętnie i nisko zarabiających, a przez to prowadzi do dalszego rozwarstwienia materialnego społeczeństwa, zdaniem SLD, w ogóle nie nadaje się do dalszych prac. Z tych względów wnoszę o jego odrzucenie w pierwszym czytaniu.

Wysoka Izbo! Nieco inna jest sytuacja, jeśli chodzi o podatek od osób prawnych. Tu sprawa nie dotyka bezpośrednio stosunków społecznych i kryterium sprawiedliwości społecznej. Tu chodzi raczej o to, czy Polskę stać na tak daleko idącą obniżkę podatku. Chciałbym, aby to, co teraz powiem, zabrzmiało dostatecznie donośnie i było dobrze zrozumiane. Sojusz Lewicy Demokratycznej jest za tworzeniem takich warunków dla przedsiębiorców, aby chcieli i mogli inwestować i się rozwijać. Dowiedliśmy tego wtedy, kiedy za naszych rządów wprowadzono ulgi inwestycyjne i rozpoczęło się obniżanie podatku od osób prawnych z 40% do 34% w tym roku (pochodzi to jeszcze z ustawy z 1996 r.). W 2000 r. stawka ta, zgodnie z obecnie obowiązującą ustawą, zostałaby obniżona do 32%, przez co stałaby się jedną z najniższych w Europie.

Pan premier lubi posługiwać się przykładami innych krajów. Muszę powiedzieć, że to zabiera nam w Sojuszu Lewicy Demokratycznej dużo czasu, ponieważ każdą taką informację musimy sprawdzić. A sprawdzamy dlatego, że okazuje się, iż coś się nie zgadza. I tak np. pan premier wielokrotnie powoływał się na przykład irlandzki, chciałbym zresztą zaznaczyć, że gdzieś w cień zeszła Estonia. (Wesołość na sali, oklaski) Dowiedzieliśmy się, że Irlandia szybko się rozwija, ponieważ podatek od osób prawnych wynosi tam 10%. Sprawdziliśmy to via ambasada Irlandii, Komitet Integracji Europejskiej Rzeczypospolitej Polskiej oraz dane OECD. Prawda jest bardziej złożona. Otóż 10% to podatek dla kapitału zagranicznego, natomiast dla kapitału krajowego podatek wynosi 32%, czyli tyle, ile w Polsce w przyszłym roku.

(Poseł Jerzy Szmajdziński: Premier kłamie.)

Nie, proszę państwa. Myślę, że informacja, z której korzystał pan premier, nie była ścisła, ja ją w tej chwili uściślam. (Oklaski)

Ale nie koniec na tym. Irlandia stosuje inne bodźce. Myślę, panie premierze, że gdyby ktokolwiek zaproponował je na tej sali, to nawet tutaj spotkałby się z pewnym oporem. Stosuje dotacje do przedsiębiorstw, na szkolenia, na badania naukowe, na tworzenie miejsc pracy i jeszcze na dwa inne cele. Jest to zresztą powodem stałych kłótni Irlandii z Unią Europejską, ponieważ Unia uważa, że jest to niedozwolony dumping wobec innych krajów. Takie są fakty.

Niemcy, o których pan premier wspomniał przed chwilą, rzeczywiście przeprowadzają reformę podatkową i znacznie zmniejszają podatek od osób prawnych. Tylko że Niemcy na 35 krajów europejskich ­ w końcu zrobiliśmy sobie całą tabelę, bo trzeba z tego korzystać częściej ­ jeśli chodzi o osoby prawne, są rzeczywiście na ostatnim miejscu, mają 45% podatku od osób prawnych. A zatem chwała im, że go zmniejszają, i to do 35%. (Oklaski)

Myślę, że robią dobrze, racjonalnie. My tymczasem zmniejszyliśmy podatek z 40% do 32% i też postąpiliśmy racjonalnie. Pozostaje natomiast pytanie, jak szybko możemy się posuwać dalej. Obniżanie tej stawki rozpoczęło się w okresie szybkiego wzrostu gospodarczego, a przez to dobrej koniunktury dla budżetu państwa. Dzisiaj sytuacja jest diametralnie inna. Wzrost gospodarczy jest słaby, sytuacja budżetu wyjątkowo zła, liczne, lecz źle przygotowane i wdrażane reformy pochłaniają wielkie środki, szerzy się także marnotrawstwo środków w urzędach i instytucjach publicznych. Tym naprawdę trzeba się zająć. Należy również zlikwidować patologie, trzeba też zlikwidować ulgi, które są zbędne, niepotrzebne, nadużywane ­ tu się zgadzamy. Ale zróbmy najpierw to, a potem się zastanawiajmy nad obniżką podatków.

Powiększają się także obszary biedy, o czym wspomniałem, i brakuje pieniędzy, aby ten proces powstrzymać. 3 mld zł ubytku dochodów budżetowych, jakie spowoduje tylko w przyszłym roku dalsza obniżka podatku od osób prawnych ­ nawet jeśli przyjąć, że i tak ta obniżka wynosiłaby 2%, będzie to ok. 1,5 mld zł ­ to kwota, której nie można zlekceważyć.

Praca komisji nad tą ustawą powinna więc naszym zdaniem odbywać się z projektem budżetu na rok 2000 w ręku. Być może znane już i bardzo niepokojące wstępne założenia do tego budżetu, które cytowałem, jeszcze się zmienią. W szczególności oczekujemy, że ewentualna obniżka podatku od osób prawnych do 30% nie przeszkodzi w zapewnieniu na 2000 r. wysokiego realnego wzrostu wydatków przynajmniej na edukację, naukę i pomoc społeczną, to jest minimum.

Projekt ustawy o podatku dla osób prawnych proponujemy zatem skierować do komisji, a ostateczną decyzję podejmiemy po skonfronowaniu tej i innych zmian podatkowych z budżetowymi propozycjami rządu.

Pan premier wspomniał także o tym, że kiedy przeprowadzimy całą procedurę obniżania podatku i dojdziemy bodajże do 22%, to będziemy najlepsi w Europie. Strasznie trudno sklasyfikować rodzaj tego wyścigu. Rzeczywiście, jeśli inni się w tym czasie nie posuną do przodu, będziemy najlepsi ­ poza Szwajcarią, która ma jakieś nienormalnie niskie stawki. Tylko, proszę państwa, co z tego. Pytam: po co? Po co ­ jeżeli nie jesteśmy w tym czasie w stanie podnieść nakładów na te dziedziny, które decydują o jakości życia? Jeżeli np. podaje się jako przykład Węgry, które mają niższą od nas stawkę podatku od osób prawnych, to chcę powiedzieć, że udział wydatków na edukację w produkcie krajowym brutto na Węgrzech wynosi 6%, u nas ­ 4, na służbę zdrowia ­ 6,8%, u nas ­ mniej więcej 4,5. Czyli jakoś to Węgrzy robią, skądś te pieniądze biorą, być może nie tylko z tego podatku, mają jakieś inne źródła. Myślę, że powinniśmy studiować doświadczenia innych krajów, ale może bardziej wnikliwie.

Pożądany wzrost inwestycji można zresztą skutecznie osiągnąć także innymi metodami niż tylko obniżką podatku. Przede wszystkim Sojusz nieodmiennie pozostaje zwolennikiem stosowania ulg inwestycyjnych. O tym już mówiłem, ale chcę zwrócić uwagę na to, że ogólna obniżka podatków powoduje, że opłacalność inwestowania w różnych regionach kraju nie zmienia się. Nadal bardziej opłaca się inwestować w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Krakowie czy Wrocławiu, a znacznie mniej na terenach wiejskich, w okręgach zapóźnionych gospodarczo czy w innych ośrodkach odległych od metropolii, charakteryzujących się dużym bezrobociem, np. na ziemiach popegeerowskich. Lekkomyślny to rząd i lekkomyślne państwo, które wyzbywa się tego rodzaju instrumentu, które nie próbuje zachęcić kapitału zagranicznego i krajowego, aby inwestował tam, gdzie to jest najbardziej potrzebne, albo kierował się na te inwestycje, na których by nam zależało.

Stosując ulgę inwestycyjną, zachęcamy także kapitał zagraniczny do reinwestowania zysków w Polsce zamiast transferowania ich zagranicę. Dużą rolę mogą tutaj także odegrać specjalne strefy ekonomiczne, w których kapitał zagraniczny teraz właśnie zaczyna się angażować. Nie wolno jednak wysyłać w jego kierunku fałszywych sygnałów, a takim był list jednego z wiceministrów w Ministerstwie Gospodarki do szefów specjalnych stref ekonomicznych, aby wstrzymali przyjmowanie ofert ze strony inwestorów, ponieważ przywileje będą likwidowane. Wzbudziło to prawdziwy popłoch wśród inwestorów. Ten list to prawdziwy skandal, za który do tej pory nikt jeszcze nie poniósł odpowiedzialności. Jeśli nie dojdzie więcej do tego typu karygodnych zdarzeń, jeśli rząd jasno potwierdzi, że inwestorzy w tych strefach zachowają swoje przywileje i zaprosi ich tam, przeprowadzi szeroką kampanię promocyjną, to ogólna pula środków inwestycyjnych zostanie istotnie zwiększona, a jednocześnie zmniejszone zostanie lokalne bezrobocie.

Trzecim źródłem inwestycji będą już niedługo powszechne fundusze emerytalne, do których w tym roku powinno trafić 4 mld zł ­ przynajmniej według planu ­ a w przyszłym aż 7 mld. Jest to rodzaj przymusowych oszczędności, za które już teraz wszyscy płacimy obniżeniem wydatków budżetowych na ważne cele społeczne i gospodarcze.

Wysoka Izbo! Projekty rządowe proponują zlikwidowanie zdecydowanej większości ulg podatkowych. W sprawie ulgi inwestycyjnej już się wypowiedziałem ­ nie tylko powinna pozostać, ale należałoby ją wzmocnić, odbiurokratyzować i ukierunkować na tereny wiejskie i o dużym zagrożeniu bezrobociem. Co do innych ulg to nie sprzeciwiamy się zmniejszeniu liczby narosłych ulg, nadużywanych i wykorzystywanych na ogół przez ludzi o wysokich dochodach. Ale kiedy rząd Jerzego Buzka, a zwłaszcza wicepremier Leszek Balcerowicz, uzasadnia likwidację jakiejś ulgi tym, że korzystały z niej osoby bogate, w głowach ludzi zapala się czerwone światełko ostrzegawcze: jak zabierają bogatym, to chyba im zaraz to jakoś oddadzą. I rzeczywiście. Tzw. duża ulga budowlana służyła w największym stopniu ludziom bogatym. Oczywiście korzystali z niej i ludzie przeciętnie zarabiający, ale największe jednostkowe ulgi wykorzystywali ludzie bogaci, ponieważ trzeba było bardzo dużo zarabiać, żeby móc z nich w pełni skorzystać. Rząd chce tę ulgę zlikwidować, ale równocześnie tym właśnie ludziom zamierza poważnie obniżyć podatek. Mało tego, żeby się przypadkiem na rząd nie obrazili, proponuje im różne programy budownictwa mieszkaniowego, których notabene jeszcze nikt nie ujrzał na oczy, ale wiadomo już, że wszystkie charakteryzują się jedną cechą: mają pomóc ludziom, których stać na zakup własnego mieszkania ­ czyli znowu ludziom dobrze sytuowanym. A więc można powiedzieć, że nie tylko ta ulga wróci do nich w innej postaci, ale na dodatek poprzez obniżkę podatków da się im jeszcze więcej pieniędzy niż mają obecnie.

Dzisiaj usłyszałem o tym projekcie. Ułatwia on wzięcie kredytu, z górnym poziomem dochodu obywatela, na stare pieniądze, 550 mln zł. Jeśli podzielimy to przez 12, otrzymamy dochód, który z całą pewnością jest dochodem ponad przeciętną, a więc w dalszym ciągu nie jest to propozycja skierowana do ludzi o skromnych dochodach.

Jak bajka o żelaznym wilku brzmią dzisiaj słowa z exposé pana premiera Buzka: ˝Rozpoczniemy realizację Narodowego Programu Budownictwa Mieszkaniowego. Oznacza to uruchamianie kas mieszkaniowych, zwiększenie inwestycji w zbrojenie terenów budowlanych, uproszczenie Prawa budowlanego (...) Będziemy pozyskiwać środki pozabudżetowe na budownictwo. Zachęcimy samorządy do inwestowania w budownictwo mieszkaniowe˝. A teraz uwaga: ˝Przywrócimy systemy dużych ulg podatkowych˝. (Oklaski) Tego nawet nie wypada komentować. To nawet byłoby bardzo śmieszne, gdyby nie było tak smutne. A prawda jest taka, że w budownictwie mieszkaniowym funkcjonują dzisiaj tylko te instytucje ­ a mianowicie Krajowy Fundusz Mieszkaniowy, kasy mieszkaniowe, towarzystwa budownictwa społecznego ­ które powstały za rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Poza tym nie zrobiono dla budownictwa prawie nic.

Sojusz Lewicy Demokratycznej powtarza po raz kolejny: jesteśmy gotowi rozważyć zniesienie ulg związanych z budownictwem tylko pod warunkiem, że niezwłocznie, teraz, do momentu uchwalenia tej ustawy, przedstawiony zostanie wiarygodny program, w ramach którego wszystkie środki odzyskane z likwidacji tych ulg zostaną przeznaczone na realizację, wspólnie z gminami, wielkiego programu budowy mieszkań na wynajem, o tanich czynszach, dla zwykłych ludzi. Ci ludzie są dzisiaj pozbawieni szans na swoje mieszkanie. Być może rządu to nie interesuje ­ nas tak. (Oklaski)

Panie i Panowie Posłowie! Rządowe projekty podatkowe dotknęły także rolników. W projekcie ustawy nowelizującej ustawę o podatku akcyzowym i VAT zawarty został niezwykle skomplikowany i zawiły system, częściowo wprowadzający VAT do rolnictwa. Nie wchodząc w szczegóły, które omówią moi koledzy, trzeba stwierdzić jedno: w wyniku wprowadzenia tego systemu jeszcze nie w roku przyszłym, ale już w roku 2001 rolnicy zostaną znacznie uderzeni po kieszeni na skutek nałożenia podatku VAT na środki do produkcji rolnej. W uzasadnieniu brak jest jednak stosownych obliczeń, choć są takie obliczenia dla roku 2001 w pozostałych ustawach z pakietu rządowego. Nie wydaje się, aby polskiego rolnika było w perspektywie kilku lat stać na dodatkową daninę dla budżetu.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Podsumowując, te trzy ustawy: o podatku od osób fizycznych, prawnych oraz o zmianie ustawy o podatku VAT i akcyzowym, prezentują określoną, bardzo czytelną filozofię. Jest to filozofia kolejnego przesunięcia kawałka narodowego bochenka od ludzi przeciętnie i nisko zarabiających w kierunku obywateli lepiej sytuowanych. To przesunięcie, w sposób mniej uchwytny gołym okiem, ale nie mniej groźny, dokonuje się ­ a po wprowadzeniu tych zmian proces ten ulegnie przyspieszeniu ­ w wyniku zamierzonego obniżenia udziału budżetu w produkcie krajowym brutto.

Istnieje teoria, bardzo chętnie powtarzana przez ekonomistów liberalnych... ­ wstrzymałem się przez chwilę, bo pan premier wzywał, żeby nie używać etykietek, ale co ja zrobię, kiedy na tym przykładzie ­ a przedstawiałem to tu przez pół godziny ­ widać istotnie różnicę między lewicą a prawicą i liberalizmem. Otóż istnieje powtarzana przez ekonomistów liberalnych teoria, że budżet jest złem koniecznym, że jest to czysta konsumpcja i w związku z tym każde ograniczenie wydatków budżetowych i deficytu budżetowego to prawdziwe szczęście dla gospodarki ­ zmniejszy się konsumpcja, będą rosły inwestycje. Takiej teorii i takiej praktyce chcielibyśmy się zdecydowanie przeciwstawić. Budżet państwa, finansujący także przecież budżety samorządowe, to nic innego jak wyrażony w pieniądzu i ujęty w języku ustaw wyraz solidarności społecznej w danym państwie. Wszyscy bowiem składamy się stosownie do naszych możliwości po to, aby dać szansę na rozwój i godne życie tym naszym rodakom, którzy z różnych przyczyn szans takich nie mają. Realizacji tych szans służy właśnie bezpłatna edukacja na wszystkich szczeblach na przyzwoitym poziomie, bezpłatna służba zdrowia dysponująca realnymi możliwościami leczenia, umożliwienie powszechnego dostępu do kultury, walka z bezrobociem i marginalizacją społeczną, sprawnie funkcjonująca pomoc społeczna, wspomaganie niepełnosprawnych. Jeśli zbyt szybko obniża się podatki i ogranicza wydatki budżetowe, pogarszając jakość funkcjonowania wymienionych wyżej usług publicznych, to bogatsi dadzą sobie łatwo radę: skorzystają z prywatnej płatnej szkoły, prywatnej płatnej usługi medycznej, a nawet zapewnią sobie bezpieczeństwo osobiste, zatrudniając ochroniarzy bądź zamieszkując w chronionych osiedlach lub domach. Zdecydowanej większości obywateli pozostanie natomiast kiepska, niedofinansowana szkoła, niewydolna służba medyczna, źle wyposażona i niezbyt liczna policja państwowa, a szczególnie biednym już tylko wegetacja, bo tylko raz na pięć miesięcy dostaną 60 zł. W ten sposób powstaje kraj podzielony nazadowoloną, rozwijającą się mniejszość i rozgoryczoną, skłonną raczej do konfrontacji i kontestacji niż do dialogu większość.

Czy w tym, co powiedziałem, nie widzą, państwo, przypadkiem solidnego kawałka dzisiejszej Polski. Tak właśnie stopniowo rozpada się w naszym kraju społeczna solidarność i to niestety ­ mówię to z żalem i bez złośliwości ­ tym szybciej, im dłużej rządzi ugrupowanie, które słowo to wypisało na swoich sztandarach. (Oklaski) Paradoks historii sprawił, że dziś o to minimum solidarności upomina się głównie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Zapewniam wszystkich, którzy nas słuchają, że będziemy tak czynić nadal. Ale dodam ­ tego w przygotowanym tekście nie miałem, ale po wystąpieniu pana posła Goryszewskiego dodam to ­ że myślę, że ta nadzieja dotyczy szerszych kręgów, nie jest ograniczona tylko do jednego ugrupowania. Dziękuję. (Długotrwałe oklaski).

Źródło: III Kadencja Sejmu, 53 posiedzenie, 1 dzień

Powrót do "Wystąpienia" / Do góry