Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wystąpienia / 03.02.05 / Powrót do "Wystąpienia"

Fundacja Batorego; Wykład na temat naprawy państwa

Program nowej lewicy - najważniejsze kwestie

Szanowni Państwo!

W tym momencie debata na temat naprawy państwa jest debatą absolutnie zasadniczą. Po pierwsze: za mało możemy się na ten temat dowiedzieć z mediów, a po drugie w Polsce toczy się wprawdzie debata publiczna, ale nie taka, o jaką naprawdę chodzi i nie taka, na jaką oczekują wyborcy. To nie znaczy, że ona toczy się wokół problemów nieważnych, ale jednak powinna być jakaś hierarchia.

Naprawa państwa - państwo uczciwe, sprawne, oszczędne

Otóż Polska znajduje się w bardzo szczególnym momencie swojego rozwoju, swojej historii. Jesteśmy niespełna rok po wejściu do Unii Europejskiej, zaczynamy określać zupełnie nowe miejsce dla naszego kraju na mapie Europy i na mapie świata. Pojawiły się nowe możliwości rozwoju, korzystania z funduszy strukturalnych. Narodowy Plan Rozwoju jest takim pierwiosnkiem, jaskółką, która pokazuje, w którą stronę będziemy szli. Jednocześnie przez wiele lat narósł cały szereg zjawisk negatywnych i teraz od tego, co będziemy rozumieli przez debatę publiczną, jakie są tematy, o których będziemy dyskutować i w efekcie, co znajdzie się w programach wyborczych partii - bo przecież jesteśmy przed wyborami - zależeć będzie przyszłość Polski.
Wiadomo wokół czego toczy się debata, którą skrytykowałem - wokół lustracji, delegalizacji, dekomunizacji, teczek itp. Jeśli to tak miałoby być dalej i to miałyby by być główne argumenty wyborcze, to trzeba powiedzieć - nieszczęsny ten kraj. Takie problemy jak rozwój gospodarczy, jak ograniczanie bezrobocia, jak naprawa służby zdrowia, jak wolności obywatelskie i budowa społeczeństwa obywatelskiego - zeszły teraz na drugi plan.
Oczywiście ci, którzy są zafascynowani debatą teczkową mają jeden argument: nie można iść do przodu, jeśli nie oczyści się tego co będzie za nami. I tu zgoda. Natomiast metoda tego oczyszczania, ilość czasu, który się temu poświęca, ważność tych spraw dla poszczególnych polityków - nie mogą zostać bez komentarza. Dla Socjaldemokracji Polskiej, partii nowej lewicy tj. tej, która zrozumiała i wyciągnęła wnioski z przeszłości, i która jest w stanie zaprezentować wiarygodny program naprawy państwa, ważniejsze są jednak inne kwestie. Chcemy zaprezentować inny sposób myślenia o sprawach państwa.
Dla nas naprawa państwa jest pojęciem szerszym niż tylko naprawa instytucji i to na dodatek tylko niektórych. Państwo to jest skomplikowany mechanizm, w którym oczywiście działają instytucje, ale są również obywatele. Czy ci obywatele dobrze czują się w tym państwie? Otóż wielu czuje się źle. Jeśli tak, to znaczy, że coś jest w nim uszkodzone i to też trzeba naprawić. Trzeba mieć także wizję przyszłości i trzeba wiedzieć co jest dla Polski najważniejsze. I to nie na rok, nie na dwa lata, ale na dziesięć, piętnaście lat. Jest stare powiedzenie, które warto przytoczyć w tym momencie: czym się różnią politycy od mężów stanu? Ci pierwsi myślą o najbliższych wyborach, ci drudzy - o następnych pokoleniach. Myślę, że warto to dziś zacytować. Sądzę, że mamy w Polsce takich polityków, którzy myślą o następnych pokoleniach, ale póki co gdzieś się pochowali. Może więc trzeba ich zachęcić, może trzeba im powiedzieć, że teraz jest dobry czas, by porozmawiać, także o wizji, o tym, jak Polska ma wyglądać, na co trzeba zwrócić uwagę w najbliższym czasie.

Likwidacja korupcji

Zacznijmy od spraw czysto naprawczych. Mamy w Polsce rozległą korupcję i to pogłębiającą się, o czym świadczą badania. Mamy nepotyzm, silne układy, zatrudnianie nie według kompetencji, ale według innych układów, kolesiowskich czy kumoterskich. Mamy w Polsce źle stanowione prawo, niejasne, błędne i często przeszkadzające w rozwoju gospodarczym, często prowadzące do różnego rodzaju, nawet poważnych problemów.
Można powiedzieć, że pod tym względem mamy cały szereg propozycji, zwłaszcza ze strony Platformy Obywatelskiej i PiS-u. Te ugrupowania skupiają się na tej kwestii. Ale jak powiedziałem, naprawa państwa musi dotyczyć także innych problemów, jak ochrona zdrowia, bezrobocie, wolności obywatelskie, równouprawnienie, uwalnianie nas od wszelkich objawów dyskryminacji, które powodują, że obywatele źle się czują we własnym kraju. Otóż jeśli chodzi o polityków prawicowych, to w tych wszystkich kwestiach ich nie słychać. Skupiają się wyłącznie na korupcji i klientyzmie politycznym. Propozycje prawicy są jednak obarczone istotną skażą, powiedziałbym - wadą wrodzoną. Popatrzmy na historię narastającej korupcji w Polsce. Kiedy w 1997 roku zbliżaliśmy się do wyborów, to Akcja Wyborcza Solidarność z przewodniczącym, panem Marianem Krzaklewskim mówiła: my wyczyścimy, my jesteśmy tą uczciwą grupą, my sobie z tym damy radę. Zdobyli władzę i z 27 miejsca w statystykach korupcji Polska przesunęła się po zakończeniu tej kadencji na 44. Następną ekipą była ekipa SLD. Mówiliśmy: my zrobimy z tym porządek, jesteśmy uczciwi, wiemy jak to zrobić. Jeszcze nie minęły wprawdzie cztery lata, ale badania zostały zrobione po trzech latach. Jesteśmy na 64 miejscu, jeśli chodzi o poziom korupcji. Więc co tu szwankuje? Czy intencje tych ludzi? Czy ci ludzie nie wierzyli w to, co mówili? Czy może szwankują jakieś mechanizmy. Otóż wynik naszych przemyśleń jest następujący: jeśli chce się zwalczyć korupcję, nieuczciwość, układy itp. w taki sposób, że wszystko to mają naprawić politycy swoimi rękoma i na każdym szczeblu, to już czynimy zaczątek klęski. Politycy poddawani są wielorakim naciskom, celów które realizują, wyborów, które się zbliżają i nie są zdolni do tego rodzaju wielkiego dzieła, jakim jest naprawa Rzeczypospolitej wyłącznie ich rękoma. Stworzono przecież pewne mechanizmy, które sprawiają, że ogranicza się władztwo polityków w tej dziedzinie, ogranicza się do spraw niezbędnych. My nazwaliśmy to w ten sposób: tyle fachowości i zaangażowania społecznego ile tylko możliwe i tyle polityki ile to konieczne. Przykład pierwszy z brzegu – służba cywilna. Uznano że politykowi – ministrowi należy odebrać prawo zatrudniania urzędników. Politycy mają wyznaczać cele, natomiast szczegóły, legislacja, technika itp. – to musi być zostawione fachowym urzędnikom, ludziom, którzy podlegają określonym regułom zatrudniania, muszą spełniać określone kryteria, tak aby urzędy były uwolnione od polityzacji. I teraz musimy wskazać, gdzie jeszcze, tam gdzie chcemy coś naprawić, możemy odebrać politykom możliwość psucia państwa. A już następni reformatorzy zabierają się do psucia. A że nie jest to gołosłowne, powołam się na koncepcję urzędu antykorupcyjnego. SDPL uważa, że rozmiary korupcji są w Polsce tak ogromne, że walka z nią musi nabyć charakteru instytucjonalnego. My się nie tylko nie sprzeciwiamy, ale jesteśmy za tym, żeby taka instytucja powstała. Ale kluczowe jest to, w jaki sposób taka instytucja będzie powstawała, w jaki sposób będą tam ludzie dobierani. Musze powiedzieć, ze zmroziło mnie gdy przeczytałem wypowiedź znanego polityka PiS, posła Mariusza Kamińskiego, który powiedział, że PiS proponuje takich ludzi- nieposzlakowanych i uczciwych - szukać w otoczeniu prezydenta Kaczyńskiego. To jest dzwon alarmowy. To pokazuje, że taki urząd w wykonaniu PiS stanie się po prostu orężem w walce politycznej! Tak więc zasadniczą kwestią jest odpolitycznienie, odpartyjnienie, wszędzie tam gdzie to jest konieczne. Proszę zwrócić uwagę, że w propozycjach, które przedstawia PiS czy PO, jest mowa o walce z korupcją, jest mowa zaostrzeniu różnych przepisów, ale już o odpartyjnieniu mowy nie ma. Nie słychać tu żadnych propozycji w tej sprawie. A w Sejmie leżą dwa projekty związane z wprowadzeniem bardzo przejrzystego postępowania konkursowego w zatrudnianiu, zarówno w administracji rządowej i samorządowej i te projekty nie cieszą się wielkim poparciem ugrupowań prawicowych. To źle świadczy o szczerości ich intencji. Tymczasem, jeśli będziemy zatrudniali tak jak dotychczas, to nie obronimy się przez nepotyzmem, przed układami i różnego rodzaju klikami sitwami i kolesiostwem. Nie oznacza to, że po wprowadzeniu tych zasad uzyskamy 100 % gwarancji, że nie wystąpi korupcja, ale oznacza to, że procedury staną się przejrzyste, jawne i że ze wszystkiego trzeba się będzie tłumaczyć przed opinią publiczną. Oto zasadnicza różnica w tym, jak my rozumiemy naprawę instytucji, a jak rozumie to prawica. Przejdźmy teraz do konkretów. Proponujemy utworzenie Niezależnej Agencji Antykorupcyjnej. Posługujemy się tu wzorcem z innych krajów, gdzie te agencje miały oczywiście funkcje śledczo – prokuratorskie, w tym także stosowanie technik operacyjnych, czyli ostrej walki z korupcją, ale również brały udział w przetargach publicznych o dużej wartości, proponowały zmiany w przepisach, a także organizowały szkolenia i pojawiały się nawet w szkołach, wprowadzając edukację antykorupcyjną.
Kluczową sprawą jest, kto tym będzie zarządzał – powinna to być oczywiście osoba o wysokim autorytecie, nie uwikłana w bieżącą politykę. Proponujemy, aby to Prezydent przedstawiał kandydaturę Sejmowi i aby osoba ta była powoływana wielkością kwalifikowaną, np. 3/5 ustawowej liczby posłów, aby wymagało to ponadpartyjnych uzgodnień. Nie może to być kandydatura jednego ugrupowania politycznego. Potrzebne jest także kolegium monitorujące. To kolegium powinno się składać z ekspertów. To co proponujemy, a mianowicie – tyle fachowości ile to możliwe – tu musi znaleźć swoje odzwierciedlenie. Mamy w Polsce organizacje pozarządowe, które zajmują się walką z korupcją. Myślę, że będzie ich więcej, bo jest to potrzebne. I właśnie te organizacje pozarządowe powinny się akredytować przy tej Agencji i z nich to ciało monitorujące, oceniające prace, nakreślające kierunki powinno zostać stworzone. Poza tym nadzór nad taką instytucją byłby analogiczny jak nad wszystkimi służbami specjalnymi.
Kwestia druga to przetargi. Mało się o tym mówi i nie słychać propozycji ze strony innych ugrupowań politycznych. A przetargi w Polsce to także źródło korupcji. Zapewne lepiej jak są przetargi niż gdyby ich nie było, jednak te, które są dziś organizowane nie tylko nie zapobiegają korupcji, ale podrażają funkcjonowanie państwa. Mamy w tej kwestii dwie propozycje. Po pierwsze – organizowanie tzw. przetargów dwustopniowych, to znaczy dla towarów i usług o precyzyjnie określonych parametrach. Pierwszy etap to przedstawienie ofert bez ceny, przedstawienie wszystkich innych parametrów, które kupujący chce wziąć pod uwagę, czyli wiarygodności, zdolności wykonania umowy w terminie itp. Potem dopuszczenie do drugiego etapu. W drugim etapie jest tylko aukcja cenowa. I po drugie – dla dóbr i usług zupełnie wystandaryzowanych, takich, które nie wymagają dodatkowych szczególnych warunków, a jest takich sporo – przetargi internetowe, które są dość już popularne w wielu krajach, w Polsce, nawiasem mówiąc, są już instytucje, które korzystają z platform pozwalających takie przetargi organizować, ale nie ma w tym względzie żadnych ustaw, które by to regulowały, ani nie ma platformy publicznej – krótko mówiąc, jest to jeszcze w powijakach. Dane, które są dostępne z innych krajów, ale też polskie dane, z przetargów, które były w ten sposób organizowane pokazują, że oszczędności w sprzyjających warunkach mogą sięgnąć 20%. Konserwatywnie licząc, może to być oszczędność rzędu 10-15%. Pula przetargowa w Polsce dzisiaj to kwota między 70 a 80 mld zł, tyle wynosi wartość przetargów. Oczywiście w tym są zarówno firmy jak i instytucje publiczne – rządowe i samorządowe; w tym także służba zdrowia. Rachunki pokazują bardzo skromnie i konserwatywnie, że tylko w sektorze publicznym oszczędności mogłyby sięgnąć między 1,8 a 2,7 mld zł. Jest to kwota niebagatelna, ale poza oszczędnościami oznacza to, że korupcja przy tym systemie stanie się praktycznie niemożliwa. Wszystko odbywa się w sposób przejrzysty i otwarty.

Odpartyjnienie państwa

Kolejny temat, dotyczący naprawy instytucji, to odpartyjnienie państwa. Już parę kwestii poruszyłem. Mówiłem o służbie cywilnej, która musi zostać wzmocniona, w tym także w samorządach, gdzie takiej służby jeszcze nie ma. Mówiłem o konkursach na stanowiska w administracji rządowej i samorządowej. Uważamy także, że trzeba zlikwidować możliwość łączenia mandatu poselskiego ze stanowiskiem niższym niż stanowisko ministra. Poseł – minister – zgoda. Ale poseł – sekretarza stanu – a przypominam, że tę możliwość stworzono specjalnie, żeby całe kohorty posłów mogły udawać się zaraz po wyborze do ministerstw – nie. Na stanowiskach sekretarzy stanu należy zatrudniać fachowców. Wyprowadzanie z Sejmu kilkudziesięciu osób, bo do tego się to sprowadza, powoduje po pierwsze: utrudnienia w pracy Sejmu, a po drugie: upartyjnienie administracji, bo ci wszyscy posłowie są przecież działaczami partyjnymi, powiązani ze swoimi środowiskami, i bardzo trudno im jest wyzwolić się z zależności regionalnych i kolesiowskich. Dalej mamy doradców politycznych – też rozpleniła się ta grupa. Rozumiemy, że minister ( i tylko on!) powinien mieć takiego doradcę, ale ich liczba powinna być zdecydowanie ograniczona.
Wreszcie – członkowie rad nadzorczych. To jest osobna grupa w Polsce. Polska jest specyficznym krajem, bowiem stworzyliśmy spółki skarbu państwa i tych członków rad nadzorczych jest ok. 3 tys., z czego ok. 2 tys. to są ludzie mianowani przez skarb państwa, czyli w zasadzie funkcjonariusze państwowi. Otóż rady nadzorcze stały się miejscem oferowania różnego rodzaju nagród za zasługi partyjne. Na nasze żądanie ta lista została opublikowana, ale to za mało. To w przyszłości musi być nakazane prawem. Opinia publiczna powinna poznać te nazwiska. Powinna być także znana ich przynależność partyjna. Nie ma przeszkód, żeby członek tej czy innej partii nie mógł być członkiem rady nadzorczej, ale to pozwoli nam się zorientować, czy decyzje, które tam są podejmowane, często o charakterze personalnym, nie są przypadkiem motywowane interesem partyjnym, a nie dobrem publicznym. Jeśli chodzi o sprawy samorządowe, to są dwie kwestie na które chcemy zwrócić uwagę, jeśli mówimy o sprawnym i oszczędnym państwie. Po pierwsze zlikwidowanie dualizmu urzędów wojewódzkich i marszałków. Wojewoda powinien dysponować biurem i zajmować się tym czym prefekt we Francji – przestrzeganiem prawa, kwestiami bezpieczeństwa i kontrolą wykorzystywania dotacji przez samorządy. Jak najwięcej środków powinno tu być przekazywanych w ręce takich wybieralnych organów jakim jest marszałek i sejmik. Po drugie – problem powiatów. Powiatów jest za dużo i część z nich jest bardzo słaba, można powiedzieć, że zapada się pod własnym ciężarem, jeśli podsumować ich koszty własne. Nikt jednak nie chce wskazać palcem tych powiatów, które powinny być zlikwidowane. Proponujemy zatem określony mechanizm: każdego roku określona liczba powiatów, które wydatkują na koszty własne swego funkcjonowania najwyższy procent ogółu posiadanych środków - powinny być łączone z powiatami sąsiednimi. W ten sposób będą powstawać większe jednostki. Ta metoda nikogo nie dyskryminuje i opiera się na racjonalności ekonomicznej.
I wreszcie sprawa prokuratury. Są tu dwie koncepcje. Pierwsza – żeby uzdrawiać prokuraturę w obecnym stanie organizacyjnym, a więc prokuraturę ma uzdrawiać minister sprawiedliwości jako prokurator generalny, a druga – żeby rozłączyć stanowisko prokuratora generalnego od stanowiska ministra sprawiedliwości. Oczywiście, każde rozwiązanie ma zalety i wady. Zdajemy sobie sprawę, że nie ma rozwiązań idealnych. Dyskutując nad tą kwestią dochodzimy do wniosku, ze próby uzdrawiania prokuratury przez ministra sprawiedliwości, które miały miejsce od iluś tam lat nie tylko nie przyniosły pożądanego rezultatu ale były kontrproduktywne. Mało tego. Rozjątrzenie opinii publicznej ale i polityków jest takie, że dzisiaj każde działanie, jakie podejmie minister sprawiedliwości wobec któregokolwiek prokuratora przez jednych jest traktowane jako uzdrawianie, a przez drugich – jako interwencja polityczna. Dlatego skłaniamy się ku rozdzieleniu funkcji prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości, proponujemy powoływać prokuratora na 6-letnią kadencję, kandydaturę na to stanowisko zgłaszałby Prezydent RP. Jest oczywiście obawa o to, żeby ta prokuratura nie zamieniła się w nową korporację, która dbałaby głównie o ochronę własnych interesów. Rozumiemy to, dlatego konieczne jest wprowadzenie dodatkowych mechanizmów. A więc po pierwsze: bardziej zdecydowana kontrola nad funkcjonowaniem prokuratury, sprawowana przez sejmową komisję sprawiedliwości, przede wszystkim w formie publicznych przesłuchań, takich, jakie są stosowane np. w USA, pod przysięgą. Prokurator generalny udziela wszystkich informacji, odpowiada na wszystkie pytania. W ten sposób następuje publiczna ocena sprawności funkcjonowania prokuratury. Po drugie – kadencyjność jak wiadomo nie oznacza kompletnej nieodwoływalności. Wszędzie gdzie istnieje kadencyjność istnieją pewne przypadki w których można odwołać osobę powołaną. W tym przypadku proponujemy, żeby prokurator mógł być odwołany, w przypadku gdy okaże się nieudolny, czy w jakikolwiek inny sposób nie będzie wypełniał funkcji, które zostały mu przypisane. W tym także – i to chcę podkreślić – wytycznych, które może formułować minister sprawiedliwości. Z wnioskiem o odwołanie mógłby wystąpić tylko Prezydent RP, czyli ten sam organ, który przedłożył wniosek o powołanie. Eliminujemy zatem obawę, że w prokuraturze powstanie poczucie bezkarności, a jednocześnie eliminujemy groźbę ciągłego upolityczniania prokuratury. Sądzimy, że ta ostatnia kwestia jest najważniejsza. Dziś, generalnie, prokuratorzy chcą tylko jednego – żeby politycy zostawili ich w spokoju. Jeżeli to się nie stanie, to naprawy w tej dziedzinie po prostu nie będzie. Ważąc zatem wady i zalety możliwego usytuowania prokuratury uważamy, ze więcej zalet ma to rozwiązanie, które proponujemy.

Poprawa jakości prawa

I wreszcie prawo. Tutaj jako były Marszałek Sejmu mam może szczególną kompetencję. Różne rozwiązania próbowaliśmy wdrażać. Dzisiaj dojrzeliśmy do pewnych rozwiązań, może nie rewolucyjnych, ale stanowczych. Pozycja Marszałka RP w dyskusji z posłami na temat tego, czy jakiś projekt powinien zostać poddany czy niepoddany procesowi legislacyjnemu, bo jest źle napisany, bo ma wady legislacyjne – ta pozycja nie jest tak silna jak się może wydawać. W takich sytuacjach Marszałek Sejmu jest często podejrzewany, że kieruje się względami politycznymi a nie merytorycznymi. W związku z tym uważamy, że należy powołać zewnętrzną Radę Legislacyjną, która powinna zostać umocowana konstytucyjnie. Do tego czasu powinna pracować przy Sejmie i Senacie. Jesteśmy zwolennikami likwidacji Senatu, co nie nastąpi jednak natychmiast i co najmniej jeszcze jedną kadencję Senat na pewno będzie istniał. Senat zamienił się po prostu w instytucję poprawiającą Sejm i Rada Legislacyjna, która składałaby się z dobrych prawników będzie wypełniała tę funkcję znacznie lepiej. Rada opiniowałaby obowiązkowo wszystkie projekty poselskie, senackie i obywatelskie. Marszałek Sejmu RP, po negatywnym stanowisku Rady, miałby prawo nie poddawać procesowi legislacyjnemu takich projektów. Opinia Rady byłaby wolna od podejrzeń o polityczną motywację. Ponadto proponujemy, aby w drugim czytaniu nie powinno być możliwości zgłaszania poprawek. To co miało zostać zgłoszone, powinno zostać zgłoszone wcześniej, podczas prac komisji. A jeśli pojawią się jakieś błędy czy opuszczenia, to już dzisiejszy regulamin pozwala ponownie skierować ustawę do komisji i ją poprawić.
Musi także ulec zmianie sposób tworzenia prawa przez rząd. To co jest dzisiaj, a więc pisanie ustaw przez resorty jest rozwiązaniem złym. Projekty powinno pisać Rządowe Centrum Legislacyjne, a poszczególne ministerstwa powinny tylko dawać do nich założenia. Rząd może również poprosić, na koniec, o opinię Radę Legislacyjną.
I wreszcie przejrzystość tworzenia prawa w samym rządzie. Mówiłem o sposobie pisania ustaw. Ale zanim to się stanie, są prace przygotowawcze w ministerstwie i konsultacje społeczne. Otóż projekt ustawy czy rozporządzenia, wszystkie opinie do tych aktów oraz informacje, które z tych opinii zostały uwzględnione itp. powinny być zamieszczane na stronie internetowej danego ministerstwa. Przejrzystość funkcjonowanie rządu wymaga, na stronach internetowych zamieszczać także decyzje podejmowane przez kolegialne kierownictwo resortu. Tak się składa, że nie są to już tylko propozycje, ale praktyka, którą stosuje nasz jedyny minister w rządzie, Marek Balicki. Uzupełnione jest to o tzw. publiczne wysłuchanie. Pierwsze odbędzie się za kilka dni, w sprawie tzw. ustawy narkotykowej, i wszyscy będą mogli zobaczyć jak to wygląda. Ten zestaw działań rekomendujemy wszystkim ministrom już dzisiaj.
Tyle jeśli chodzi o część pierwszą programu naprawy państwa – czyli naprawę instytucji i urzędów. Zamykając ten rozdział, chcę jeszcze raz powiedzieć, ze poszczególne rozwiązania mogą oczywiście wywołać dyskusję, ale właśnie o to chodzi, aby częściej i więcej dyskutować o sprawach zasadniczych, a mniej o teczkach i tym podobnych sensacjach. Na marginesie: przed przyjściem tutaj miałem telefon od jednego z uważających się za poważne tygodników, nazwy nie wymienię, pytano mnie czy mój wykład poświęcony jest sprawie teczek i pana Wildsteina, bo jeśli tak, to oni by przyszli. Myślę, że do debaty o tych propozycjach powinni się włączyć eksperci, i w tych kwestiach powinny być wypracowane rozwiązania, które mają szansę mieć charakter ponadpartyjny, pod warunkiem, że pragnienie naprawy i odpartyjnienia państwa jest szczere, a politycy gotowi są samoorganizować się w dążeniu do osobistej naprawy wszystkiego. Istotą tego, co starałem się przedstawić jest bowiem to, że politykom należy pozostawić tylko decyzje zasadnicze, te, których nie można podjąć bez nich, bo inaczej nie mielibyśmy już do czynienia z demokracją. Natomiast wszystko co tylko możliwe, trzeba albo ucierać, czyli tworzyć takie sytuacje, które nie są skażone polityzacją, albo zapraszać, zatrudniać, zachęcać do udziału ekspertów.
Ważnym elementem naszego programu jest także rozszerzenie współpracy z organizacjami pozarządowymi. Mówiłem o organizacjach pozarządowych antykorupcyjnych, monitorujących Niezależną Agencję Antykorupcyjną, ale to nie wszystko. Są już w Polsce organizacje, na razie jeszcze nieliczne, które na zachodzie nazywane są „watchdog organizations”. Na nasz użytek nazwaliśmy je „patrzący na ręce”. SDPL chce zachęcać ludzi, aby tworzyli takie organizacje. I tu chcemy współpracować ze wszystkimi organizacjami które już działają, bowiem z korupcją nie wygra się wyłącznie mechanizmami i instytucjami. Musi być powstać szeroki ruch społeczny i kontrola społeczna. Udział organizacji pozarządowych w każdej sprawie jest konieczny. Również w sprawie walki z korupcją.

Zdrowa służba zdrowia

Naprawa państwa wymaga działań także w innych obszarach. W służbie zdrowia są dwie zasadnicze kwestie: sprawa sposobu leczenia, organizacji szpitali oraz prawa pacjenta. Nie wchodzę w to w tej chwili. Szerszy program w tej dziedzinie Socjaldemokracja Polska przygotowuje, bo musi mieć odpowiedź na najważniejsze pytania.
Co dziś najbardziej interesuje obywatela i pacjenta? Kolejka do lekarza specjalisty. I to jest – naszym zdaniem - pierwsze zadanie: co zrobić, żeby rzeczywiście ta kolejka była jak najkrótsza. Po drugie, co zrobić, żeby lekarstwa były tańsze i jak najbardziej dostępne. I wreszcie co zrobić, żeby poradzić sobie z chorobą cywilizacyjną, którą są nowotwory, dzisiaj będące drugą przyczyną zgonów. Tu potrzebny jest również program rządowy, ustawowy, za którym stoją określone środki i określone pieniądze. Socjaldemokracja Polska ma w tej sprawie swoje propozycje.
Szczególnie gorąco Polacy dyskutują dziś o płaceniu za usługi medyczne. SDPL jest przeciwna wprowadzaniu opłat za to, co określa się jako bezpłatna służba zdrowia i bezpłatne usługi. Ale też zdajemy sobie sprawę, że i sprzęt może być wykorzystywany dodatkowo, i ludzie również mogą pracować dłużej. Nie ma więc powodu, żeby z tego rezygnować. A zatem – jeśli w kolejce pacjent będzie miał określony numer, a także wskazany czas wykonania zabiegu lub porady, który nie może być przekroczony, to nie ma obawy, że dodatkowa usługa płatna będzie go przesuwała w tej kolejce lub będzie świadczona kosztem jego potrzeb. Uważamy więc, że system zabiegów za odpłatnością będzie funkcjonował i będzie tę kolejkę skracał. I paradoksalnie - poprawiał samopoczucie ludzi, którzy oczekują możliwie szybkiej porady lekarskiej lub zabiegu.

Zmniejszenie bezrobocia – Polacy wracają do pracy

Bezrobocie ośmio- lub dziesięcioprocentowe jest zjawiskiem dość powszechnym w bardzo wielu krajach. Na tym poziomie nie jest traktowane jako przejaw choroby państwa. Bezrobocie 19-procentowe, strukturalne, ukryte jest już przejawem choroby i nie można go ominąć, jeśli się mówi o tym, jak naprawić państwo. Wtedy nie można mówić tylko o instytucjach, a ten temat zostawić na boku. Ale jednocześnie chcę powiedzieć jasno – i myślę, że w ustach socjaldemokraty może to zabrzmieć szczególnie interesująco – nie ma żadnej cudownej recepty na to, żeby w krótkim czasie zredukować bezrobocie w Polsce do 8. lub do 10 proc. Działają tutaj czynniki obiektywne: szybki wzrost wydajności pracy, nowe technologie (Polska przeżywa rewolucję w tym zakresie), dlatego zejście do wskaźników cywilizowanych musi potrwać wiele lat. Nie chcę tu określać, czy to będzie lat 10 czy 12, ten rząd czy inny...
W związku z tym uważamy, że nie należy przerzucać się radosnymi pomysłami, tylko trzeba bardzo rzetelnie popracować nad systemem, który będzie sprzyjał tworzeniu miejsc pracy, inwestowaniu, przedsiębiorczości. Dyskusja na ten temat zeszła dziś na drugi plan, choć właśnie takimi sprawami powinniśmy się zająć. Konfederacja Pracodawców Prywatnych przygotowała „czarną księgę” błędów i mankamentów ustaw podatkowych. Przeczytałem tę księgę starannie: niektóre rzeczy w niej zawarte są dyskusyjne, bo wynikają z polityki, ale bardzo wiele rzeczy jest do uregulowania.
Przykazanie numer jeden brzmi: trzeba tworzyć klimat dla inwestycji. To jest sprawa skutecznej walki z korupcją, bo korupcja odstrasza od inwestowania; sprawa jednoznaczności i spójności przepisów podatkowych; tworzenia infrastruktury tam, gdzie jest ona najsłabsza, czyli skierowanie środków Unii Europejskiej – i to jest kwest6ia dyskusji nad Narodowym Planem Rozwoju; kierowania tych środków przede wszystkim na tereny tzw. Polski B i C, aby tam kapitał prywatny zechciał przychodzić i inwestować. To są takie sprawy jak urzędy hipoteczne, które pracują z dużymi opóźnieniami, czy jak sądy polubowne, które mogą znacznie przyspieszyć rozpatrywanie spraw.
Czasami mówię o sprawach prostych, banalnych lub o szczegółach i drobiazgach. Ale w naszym projekcie są sprawy wielkie – o charakterze wizji i są sprawy banalne, proste, ponieważ w Polsce za mało się o nich mówi. U nas są całe wielkie gremia polityków, którzy będą dyskutowali o patriotyzmie, o obronie wartości narodowych, ale nie wiedzą co to jest Plan Zagospodarowania Przestrzennego, co to jest wyciąg z hipoteki, lub nie wiedzą jak funkcjonuje sąd polubowny. Ci politycy Polski nie uzdrowią. W związku z tym zwracam uwagę również na szczegóły, które niekiedy są wąskim gardłem i które mogą mieć duże znaczenia np. dla procesu inwestycyjnego w Polsce. To jest sprawa funduszu poręczeniowo-gwarancyjnego, która się ciągnie od lat, a taki poważny fundusz musi w Polsce powstać jak najszybciej, bo dla małych i średnich przedsiębiorstw będzie nieoceniony, jeśli chodzi o inwestycje. To jest wreszcie inny sposób promocji Polski. Promowanie jej poprzez latawce i napisy zapewniające, że Polska jest wspaniałym krajem, jest bez sensu. Również tzw. targi, w których bierze się udział, mają ograniczone znaczenie. Największe znaczenie ma pokazywanie Polski taką, jaka jest ludziom stamtąd – tu. Trzeba ich zaprosić, opłacić im pobyt, trzeba im pokazać i zachęcić ich do współpracy.
I wreszcie proponujemy powołanie Rzecznika Podatnika - Przedsiębiorczy, który by występował zwłaszcza w imieniu małych i średnich przedsiębiorstw wobec instytucji publicznych, urzędów skarbowych, izb a także wobec ministra finansów. Dziś jest tak, że bardzo wielu małych przedsiębiorców po prostu boi się „zadrzeć” z urzędem skarbowym, w gruncie rzeczy podporządkowuje się jemu.
Propozycje podatkowe, które zgłasza – o ile jeszcze zgłasza – Platforma Obywatelska (3 x 15) to są hasła bez pokrycia, i dzisiaj nawet już niespecjalnie bronione. Inne pomysły, polegające na tym, żeby coś gwałtownie obniżyć, coś gwałtownie zrównać – np. wprowadzić jeden podatek VAT-owski 15 proc., podnieść podatki na żywność, na środki do produkcji rolnej... Jeżeli ktoś chce to wprowadzać i uważa, że to Polskę uzdrowi, niech tak mówi. Dla nas byłoby to powodem dodatkowego zamieszania i niepokojów społecznych. Nie widzimy z tego żadnej korzyści dla rynku pracy. Natomiast mogą być rozwiązania parapodatkowe, które nakierowane są wyraźnie na rynek pracy i mogą takie efekty przynieść. Po pierwsze, to jest refundowanie przedsiębiorcom składki ZUS za zatrudnienie absolwentów i bezrobotnych. Dziś za bezrobotnego państwo składkę płaci, więc nie ma większego znaczenia, czy ma płacić wtedy, kiedy on jest bezrobotny, czy również wtedy, kiedy jest zatrudniony. Pewnie, państwo chciałoby zaoszczędzić, ale właśnie o to chodzi, żeby miejsca pracy powstawały, i żeby koszt pracy obniżyć. To jest klucz w tej chwili do tego, by przedsiębiorcy tworzyli więcej miejsc pracy. Podobnie jest ze składką osobistą tego, kto zatrudnia. Tu nasze propozycje były już zgłaszane – chodzi o radykalne obniżenie tej składki dla tych, którzy po raz pierwszy podejmują się działalności gospodarczej.
Istnieją radykalne sposoby na odblokowanie budownictwa na wynajem o umiarkowanych czynszach. Ono jest w tej chwili zablokowane przez brak budownictwa socjalnego i mieszkań zastępczych dla osób eksmitowanych. Tu jest początek, od którego trzeba zacząć. Tu jest potrzebny program, który nie jest specjalnie kosztowny i budżet go udźwignie. Ale to trzeba zrobić, bo to jest poważny kawałek inwestycji w Polsce, który może ruszyć.
Sprawa walki z nieuczciwą konkurencją, która prowadzi do likwidacji miejsc pracy. To jest sprawa hipermarketów, które stosują monopolistyczne i nieuczciwe praktyki, obniżając sobie koszty i wytracając miejsca pracy w drobnym handlu i drobnej przedsiębiorczości. To jest także import po umyślnie zaniżanych cenach.

Równość i wolności obywatelskie

Ostatnią grupę w tej dziedzinie, która też wymaga naprawy, nazwaliśmy równość i wolności obywatelskie. Powtórzę: państwo, w którym liczne grupy obywateli źle się czują, uważają, że są w jakiś sposób dyskryminowani, uważają, że ich głos nie dociera, nikt ich nie słyszy – to jest państwo, które na tym odcinku wymaga naprawy.
Jakie to są obszary?
Pierwszym i zasadniczym dla partii socjaldemokratycznej, lewicowej jest równouprawnienie kobiet i mężczyzn. Tu jest wiele spraw do podniesienia. Jesteśmy za tym, żeby: - Urząd Pełnomocnika ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn działał, żeby nie był ograniczany; - żeby zasada równej płacy za równą płacę została wyniesiona na sztandary i była przedmiotem debaty publicznej. To jest także – trzeba to sobie jasno powiedzieć – kwestia podziemia aborcyjnego. Nie jest rzeczą normalną, że dziesiątki tysięcy kobiet, jeśli nie więcej musi ukrywać swoje decyzje w tych sprawach, już nie mówiąc o zagrożeniu zdrowia i życia. Dlatego my twardo stoimy na stanowisku, że i ustawa o przerywaniu ciąży musi być złagodzona, i środki antykoncepcyjne muszą być bardziej dostępne, więc dotowane, i musi być prowadzona właściwa edukacja intymna w szkołach. W przeciwnym wypadku nie zlikwidujemy podziemia aborcyjnego i nie zmniejszymy liczby przypadków przerywania ciąży. A to powinno być celem. To, co prawica na ten temat głosi, jest albo milczeniem, albo obłudą.
Sądzimy, że potrzebne jest zaostrzenie sankcji za rażące naruszanie praw pracowniczych. Niestety, obudziliśmy się po 15 latach nagle w kraju, w którym mamy całe wyspy wyzysku. Wydawało się, ze to już odeszło w przeszłość. Czytamy o tym codzienne w gazetach, więc nie będę tematu rozwijał (notabene projekt w tej sprawie naszego autorstwa jest już w Sejmie i mamy nadzieję, że w niedługim czasie zostanie nie tylko przeczytany, ale i uchwalony).
Równy dostęp do sądów. To jest sprawa niezwykle ważna. Sprawiedliwość ostoją Rzeczypospolitej. Ale do tej sprawiedliwości trzeba mieć dostęp. Ludzie ubodzy, biedni wręcz takiego dostępu nie mają. Nie są w stanie podnosić żadnych opłat. W tej sprawie powinno istnieć rozwiązanie o bezpłatnym dostępie do sądów dla osób o niskich dochodach.
I wreszcie: jesteśmy przeciwni dyskryminacji ludzi ze względu na orientację seksualną. Temat ten już chyba przestał być wstydliwy w Polsce, aczkolwiek ciągle jeszcze mamy do czynienia z niepoważnymi wystąpieniami w tej sprawie. To jest duża grupa ludzi, która źle się czuje w Polsce i jest przedmiotem różnych zachowań dyskryminacyjnych. W naszym programie, który ma naprawiać państwo i stosunki w nim, jest to bardzo ważny element.
To wszystko, co powiedziałem do tej pory, to jest naprawianie sytuacji, która narosła przez laty. I metody doprowadzenia do stanu zdrowego. To tak jak z człowiekiem, który jest chory. Przychodzą różni lekarze, także znachorzy i odprawiają nad nim egzorcyzmy. Jedni leczą lepiej, inni – gorzej . W końcu go jakoś wyleczą. Wtedy zachodzi pytanie – co dalej, co on chce robić w życiu, czym się zajmować? Podobnie jest z państwem i ze społeczeństwem.
Musimy teraz określić, jak Polska i Polacy mają zapewnić sobie w przyszłości dobry start w Europie, silną pozycję i udane życie?
Tu trzeba na coś postawić.

Edukacja XXI wieku. Naprzeciw globalizacji i nowoczesnej Europie

Naszym priorytetem, i uważamy, że powinien być to priorytet, który uzyska akceptację Polaków, jest edukacja. Powinna to być edukacja XXI wieku, która uwzględnia procesy globalizacyjne i te, które wynikają z naszej obecności w Unii Europejskiej. Kluczem do sukcesu w tej dziedzinie jest wykształcenie od przedszkola do końca szkoły. To jest okres kilkunastu lat, kiedy młody człowiek jest kształtowany umysłowo i jako obywatel; kiedy kształtuje się jego punkt widzenia na otoczenie i wreszcie jest formowany jako człowiek, który musi odnaleźć się w skomplikowanym świecie, który atakuje masą informacji. Nasze propozycje w tej sprawie są jednoznaczne i kompleksowe. Uważamy, że jeśli to jest priorytet, to trzeba się na tym skoncentrować. Tym bardziej, że są to propozycje realne. Po pierwsze to jest kwestia liczby uczniów w klasie. Ta sprawa musi być przesądzona – do 25 uczniów w klasie we wszystkich w szkołach. Po drugie – język angielski obowiązkowy od czwartej klasy szkoły podstawowej, języki obce nauczane w grupach zaawansowania, a nie według klasy, żeby zlikwidować to, co ma miejsce dzisiaj, gdzie uczniowie o różnym stopniu wiedzy w określonej dziedzinie są w jednej grupie i – oczywiście – żadnej nauki z tego nie ma, jest strata czasu. Po trzecie uważamy, że trzeba zwiększyć liczbę godzin języka angielskiego. A że nie chcemy dokładać dodatkowych godzin, uważamy że można zrezygnować z jednej lekcji religii (są 2 godziny religii tygodniowo).
Kolejna propozycja to tzw. inicjatywa ½.
Trzeba radykalnie ograniczyć ilość wiedzy encyklopedycznej, którą pobierają uczniowie. To, co się w dzisiejszych podręcznikach czyta, to jest wiedza encyklopedyczna, która jest wiedzą dla olimpijczyków. Z tym trzeba skończyć, najlepiej odchudzając wszystkie podręczniki o połowę. I do tego program musi być tak dopasowany, żeby wszystko się tam zmieściło. Druga kwestia to ograniczenie liczby podręczników. Do fizyki w klasie licealnej jest 15 podręczników, tak jakby było 15 teorii Einsteina... Rozumiemy zasadę konkurencji, ale proponujemy maksimum trzy podręczniki, wyłaniane według określonego systemu, przy udziale nauczycieli.
Musi się zmienić system nauczania. Młodzi ludzie powinni pracować w grupach, podejmując i rozwijając tematy, które rozwijają ich i które wychowują ich obywatelstwo. Ta zasada, obecna już w niektórych szkołach w Polsce, musi stać się regułą.
Kwestia równego startu. Tu hasła są krótkie: ogniska przedszkolne powinny być powszechne i dostępne dla dzieci wiejskich, pięciolatki do zerówki, sześciolatki do pierwszej klasy. Już czas skończyć tę dyskusję, która się toczy od lat i jasno powiedzieć, że tak właśnie jest w zdecydowanej większości krajów Europy. W ten sposób (niejako przy okazji) otrzymalibyśmy czteroletnie liceum. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ta reforma, która została wprowadzona, spowodowała, że nie tylko nie ma już czteroletniego liceum, ale nie ma też trzyletniego liceum, dlatego, że praca nad maturami faktycznie zaczyna się już w końcu roku – listopad, grudzień.
E- szkoła.
Tu zrobiono pewien wysiłek, ale trzeba zdecydowanie i szybko zakończyć ten etap. To jest podwojenie liczby komputerów – dziś jest jeden komputer na 20 uczniów. Chcielibyśmy, żeby jeden przypadał na 10. To jest standard europejski – nie najlepszy, ale niezły. Zrozumiałe, że muszą powstać pracownie internetowe, darmowe połączenie z internetem oraz wprowadzenie programów multimedialnych, uczących przedmiotowo. Dzisiaj są już takie programy. Niektóre szkoły już je wypróbowały. Daje to znakomite rezultaty. Te programy uczą nie tylko języka obcego, ale historii, geografii, fizyki, matematyki. Te programy produkowane są w Polsce na bardzo dobrym, a nawet znakomitym poziomie.
Szkoła to uczeń i nauczyciel. Dlatego postulujemy odbiurokratyzowanie szkoły. Trzeba skończyć z ankietami, statystykami, sprawozdaniami, rozporządzeniami, które musi dziś wypełniać nauczyciel. Tu potrzebna jest opcja zerowa. Politycy prawicy, którzy cały czas miotają się w służbach specjalnych i nie mogą z tego wyjść, przez opcję zerową rozumieją rozpędzenie na cztery wiatry wszystkich agentów służb specjalnych, a następnie zatrudnienie nowych. Wątpię, czy to się uda, natomiast tu ma szansę się udać. Opcja zerowa oznacza, że wyrzucamy całą tę biurokrację. I niech urzędnicy w zespole urzędniczo-nauczycielskim przekonają nauczycieli, które z tych dokumentów są naprawdę niezbędne. W przeciwnym razie nie wyjdziemy z tego, co się dziś w szkole dzieje i nie zapewnimy możliwości nauczycielom pracy z uczniem. Nie jest dobrą drogą wydłużanie pensum, ale zostawienie nauczycielom więcej czasu: mniej encyklopedii, mniej biurokracji i odpowiednie szkolenie.
I wreszcie sprawa samorządów, które otrzymują subwencję oświatową. Biorąc pod uwagę wielkie zróżnicowanie, które występuje na terenie Polski, a przyjmując priorytet dla edukacji, proponujemy pewne korekty. Po pierwsze nie może być tak, by rok po roku jakikolwiek samorząd otrzymywał subwencję mniejszą niż rok wcześniej. Tak się, niestety, dzieje ze względu na niż demograficzny. Druga zasada dotyczy okręgów o wyjątkowo dużym bezrobociu, gdzie szkoła staje się w zasadzie jedynym ośrodkiem życia kulturalnego, społecznego, sportowego. Jest przy tym szczególnie ważna dla dzieci, bo te już ze sobą zupełnie nie mają co robić, a w domach w szczególności. W tych szkołach środki na wszystkie zajęcia wyrównawcze, na „szkołę po godzinach” powinny być nieco wyższe. Program wyrównywania szans musi uwzględniać również i ten element.
Szkoły wyższe
Podzielamy pogląd, że habilitacje – tak jak dzisiaj one wyglądają – hamują rozwój młodych kadr, z tym, że zniesienie habilitacji powinno być połączone z podwyższeniem standardów doktoranckich.
Uważamy, że powinna by6ć zwiększona autonomia renomowanych uczelni w ustalaniu kierunków studiów. Tego nie ma dzisiaj nawet Uniwersytet Warszawski, który – chcąc uruchomić nowy kierunek studiów – musi mieć zgodę MENiS i komisji. Z drugiej strony muszą być silniejsze uprawnienia państwa w odniesieniu do standardów uczelni prywatnych, które powstają, jak grzyby po deszczu. Niektóre znich jednak nie tyle uczą, ile ogłupiają i wyciągają od młodzieży pieniądze..
Opowiadamy się za otwarciem absolwentom dostępu do zawodów prawniczych przez wprowadzenie egzaminów państwowych przez ministra sprawiedliwości.
Proponujemy też utworzenie Narodowego Funduszu Edukacyjnego. Chcemy, żeby kwestia edukacji to nie był program tego czy tamtego rządu, ale żeby to był wielki ruch społeczny, ponieważ w tym upatrujemy najlepszą przyszłość dla Polski, dla Polaków – przede wszystkim młodego pokolenia.
Taki Narodowy Fundusz Edukacyjny korzystałby z pewnych przepisów szczególnych. Nie jesteśmy specjalnymi zwolennikami rozszerzania ulg podatkowych, ale w tym przypadku, ktokolwiek chciałby wnieść darowiznę pieniężną czy materialną na taki fundusz, mógłby korzystać ze znacznie większej ulgi – np. z 50 proc. odpisu od podstawy opodatkowania. Uważamy również, że ten fundusz mógłby zostać zasilony 5 proc. wpływów z prywatyzacji. Dodatkowo mamy jeszcze środki unijne na stypendia i wyposażenie szkół.
Do tego programu powinny wejść także: Akademia Telewizyjna (jest częścią misji telewizji publicznej) i internetowa

Wszystko, co mieściło się w bloku: Naprawa Państwa, nie pociąga poważnych wydatków, naruszających równowagę budżetową. Przeciwnie, wprowadzenie nowych zasad przetargów musi dać poważnie oszczędności. Priorytet dla edukacji, oczywiście, wymaga środków, ale to wysoce opłacalna inwestycja.
Wszystko, co tu zostało wymienione: ogniska przedszkolne, zerówka, sześciolatki do pierwszej klasy, stypendia – które powinny być dostępne dla wszystkich, którzy chcą się uczyć; wszystkie te koszty, to jest rząd ok. 2 mld zł. Środki unijne, które są do wykorzystania, to dziś rząd ok. 900 mln zł. Pozostaje kwota miliarda stu milionów, która – w przypadku oszczędnej administracji – jest całkowicie do wygospodarowania. A ponadto – jako priorytet – powinna być i tak na oku wszystkich, którzy tworzą kolejne budżety.
Z naszego oglądu dzisiejszej Polski płynie następujące przesłanie: przede wszystkim my, politycy, a później i obywatele, musimy narzucić sobie sporo rygoryzmu w postępowaniu, sporo kontroli społecznej, sporo zasad, których brakowało w ostatnim czasie. W tym celu musimy powołać nowe lub udoskonalić instytucje obecne. Ale musimy mieć wizję. Musimy wiedzieć do czego dążymy. Jak Polska ma się układać z innymi krajami. W jaki sposób ma budować swoją pozycję. Co ma być przesłanką jej siły w przyszłości. Historia pokazuje, że wszystkie towary można kupić. Ale na pewno nie można kupić wiedzy. Tę można zdobyć tylko wtedy, jeżeli wszyscy tego chcą i wszyscy się do tego przyłożą. Przysłowie mówi, że „kto się uczy, ten ma nadzieję. Kto ma nadzieję - ten ma wszystko”. Ten program daje Polakom nadzieję – i to nie złudną, a realną.

Odpowiedzi na pytania

Aleksander Smolar: Za jedno ze źródeł korupcji uznaje się sposób finansowania partii politycznych. Różne partie zgłaszają tu różne propozycje. Jak Pan, jak SDPL je ocenia?

Wypowiadaliśmy się o tych sprawach przy różnych okazjach. Jak wiadomo Platforma Obywatelska występuje przeciwko finansowaniu partii politycznych z budżetu. Zupełnie nie rozumiem tego protestu, musi tu bowiem paść pytanie, jeżeli nie z budżetu, to skąd? Kryje się za tym jakiś interes polityczny. Jesteśmy zwolennikami finansowania z budżetu, kontroli procedur z tym związanych – tak jak to jest do tej pory. Jeżeli tu by można jeszcze coś wyśledzić, wytropić, pozamykać jakieś furtki, to jesteśmy za tym, ale w tej chwili nie widzimy jakichś propozycji w tym zakresie. System niedawno zaczął funkcjonować, musi się sprawdzić. Jeżeli chodzi o ordynację wyborczą, to sprawa ta ma różne aspekty. Podnosi się głownie argument, że dla wyborcy będzie lepiej, korzystniej, jeśli będzie wybierał swojego przedstawiciela w okręgu jednomandatowym. Będzie to jedyny poseł w okręgu, „jego” poseł. Z drugiej jednak strony dość pewne jest w takiej sytuacji rozdrobnienie parlamentu, a więc trudności w sformowaniu rządu. Jest też kwestia podatności na korupcję pojedynczych posłów, nie związanych z żadną partią. Partie też są oczywiście podatne na korupcje. Działają jako całość, głosują jako blok i w związku z tym mogą w sprawie jakieś ustawy, czy rozwiązania realizować czyjeś interesy. Znacznie częściej może to jednak robić pojedynczy poseł, wybrany w okręgu jednomandatowym, który nie będąc członkiem żadnej partii, nie jest przez nikogo dyscyplinowany i oceniany. W sytuacji, gdy o przyjęciu ustawy decyduje kilka głosów, właśnie tego rodzaju posłowie są najbardziej podatni na zachowania parakorupcyjne. Obserwujemy to zresztą w wielu krajach. Jeżeli chcemy połączyć odpowiedzialność partii politycznych za program, za rząd, możliwość wytłumaczenia się partii przed opinią publiczną z realizacji programu z możliwością wyboru przez obywateli swojego przedstawiciela w parlamencie, to takie warunki spełnia system mieszany, stosowany np. w Niemczech i na Węgrzech. Opowiadaliśmy się za takim systemem publicznie, głosowaliśmy za odpowiednim projektem w Sejmie, ale przepadł. Nadal się za nim opowiadamy.

Jaki jest stosunek SDPL do prywatyzacji?

Nie mówiłem w swoim wystąpieniu o prywatyzacji, nie prezentowałem bowiem pełnego programu politycznego i gospodarczego partii, wspomniałem natomiast o kapitale prywatnym. Jest to kwestia pewnego podejścia. Partie lewicowe, kiedyś w krajach zachodnich, a w naszym kraju jeszcze niedawno bardzo duży nacisk kładły na środki budżetowe, kapitał państwowy, przedsiębiorstwa państwowe itd. Ten sektor miał dźwigać gospodarkę. My mówimy wyraźnie – sektor państwowy może tworzyć warunki, ale nigdy nie dźwignie gospodarki. Gospodarkę może natomiast dźwignąć kapitał prywatny. Nie mam tu na myśli tylko kapitału należącego do wielkich koncernów, ale mobilizację oszczędności krajowych i zagranicznych. Państwo musi tworzyć warunki, aby ludzie, którzy mają te oszczędności, chcieli je zainwestować. Nie jesteśmy więc ustawieni bokiem do kapitału prywatnego, choć oczywiście jesteśmy przeciw klientelizmowi politycznemu, ale to jest zupełnie inna sprawa. Obserwujemy w spółkach skarbu państwa notoryczne przykłady klientelizmu, nadużyć, korupcji. Wyjściem z tego stanu nie może być i nie będzie powoływanie ciągle nowych komisji śledczych, tylko autentyczna prywatyzacja. Oczywiście są takie sektory, czy części gospodarki, które nie powinny zostać sprywatyzowane, np. sieci przesyłowe, infrastruktura itd. Jest coś takiego co się nazywa strategicznym przedsiębiorstwem - można to określić, nie sądzimy jednak, żeby takich przedsiębiorstw musiało być wiele. Nie chodzi przy tym o to, żeby sprywatyzować na łapu capu. Trzeba firmę najpierw przygotować i uzyskać maksimum korzyści z tej prywatyzacji. Zdajemy sobie sprawę, że to się nie odbędzie z roku na rok. Program prywatyzacji musi jednak być realizowany konsekwentnie.

Inne ugrupowania też stawiają jako priorytet sprawy edukacji, kładą jednak nacisk na tzw. edukację ciągłą, zwracają uwagę na problem niedostosowania kwalifikacji do potrzeb rynku pracy.

Problem polega na tym, żebyśmy uczyli młodego człowieka – od początku jego edukacji szkolnej do momentu wyjścia z liceum – myślenia, szukania informacji, umiejętności poruszania się w świecie, także gospodarczym. Uczeń powinien wiedzieć, co to są podatki, urząd skarbowy, PIT itd. Musimy go nauczyć docierania do danych, zasad współżycia z innymi ludźmi. Po takim przygotowaniu będzie mu łatwiej przyswoić nowe propozycje, kwalifikacje, umiejętności. Program ciągłych szkoleń, dokształcania też musi być. Jest oczywiste, że cały obecny system kursów będzie nadal istniał. Jest jednak kwestia nadzoru nad nim, bo tu też pojawia się wielu szarlatanów, którzy biorą pieniądze a nie uczą.

Odniosłem wrażenie, że remedium SDPL na sytuację w Polsce jest tworzenie nowych instytucji i urzędów. Urząd Antykorupcyjny kojarzy mi się z NIK-iem bis o węższych zainteresowaniach, ale szerszych kompetencjach. Może wystarczy obyczaj, by np. ministrowie nie zatrudniali posłów jako podsekretarzy stanu? Po co nowe przepisy w tej kwestii?

Instytucje w naszym programie pojawiły się dwie. Jedna to jest Niezależna Agencja Antykorupcyjna a druga - Rada Legislacyjna. Poza tym jest lepsza organizacja, koncentracja nakładów w niektórych dziedzinach, zmiany w przepisach itd. Będę się więc bronił przed zarzutem mnożenia instytucji. Nie można jednak stawiać tezy, że instytucje są w ogóle bezużyteczne. Są takie sytuacje, kiedy ich powołanie jest uzasadnione. W kwestii korupcji sytuacja wygląda tak, że jeśli nie zacznie się stosować bardzo ostrych metod operacyjnych wykrywania zachowań korupcyjnych, czyli prowokacji, zakupów kontrolowanych, itp. to nie zwalczymy tego zjawiska. Musi zapanować w kraju przekonanie, że jest instytucja, która się tym zajmuje, ma już pewne sukcesy na swoim koncie i w związku z tym „nikt nie zna dnia ani godziny”. Jesteś burmistrzem, przyjmujesz przedsiębiorcę - być może ma on legitymację urzędu antykorupcyjnego. To są środki drastyczne, ale – pod dobrą kontrolą – muszą być zastosowane. Czy do tego jest potrzebna nowa instytucja, czy można wykorzystać obecne? Obecnie nie ma niestety koordynacji między różnymi instytucjami badającymi zjawiska korupcyjne. Jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jest Centralne Biuro Śledcze, są prokuratorzy, czasem Agencja Wywiadu się w to włącza, ale to nie są działania skoordynowane. Kiedy obserwujemy Komisję śledczą, która się zajmuje Orlenem, widzimy, co się działo na styku między Agencją Wywiadu i ABW, ile było sprzecznych decyzji. Już choćby z tego względu uważamy, że ta nowa instytucja powinna powstać. Jest to jednak zupełnie co innego niż proponuje prawica. Co do kwestii obyczaju – oczywiście, jestem jego zwolennikiem. Chciałbym, żeby było jak najmniej tego rodzaju przepisów, żeby nie było np. Regulaminu sejmowego. Obyczaj powinien wystarczyć. Kiedy byłem posłem w I kadencji, Regulamin ten był znacznie chudszy niż obecnie. Obyczaj wystarczał. Niestety, do Sejmu wdarli się Hunowie, a demokracja ma to do siebie, że nie można ich wyrzucić. Trzeba się przed nimi jakoś bronić, w związku z tym zaczyna się wprowadzać przepisy, które ratują Sejm w pewnych sytuacjach, bo inaczej byłyby zablokowane jego obrady, możliwość pracy. Ja mam nadzieję, że obyczaj wróci, ale to zależy także od czołowych polskich polityków. Jeżeli oni będą przestrzegać obyczaju, jeżeli nie będą iść na lep, czy łatwe pokusy zdobycia punktów politycznych poprzez rezygnację z obyczaju, to sytuacja zacznie się stopniowo poprawiać. Jakby minister nie chciał zatrudniać posłów jako swoich zastępców, to rzeczywiście by nie zatrudniał. Jeśli ja będę ministrem, to nie zatrudnię, ale jak nie ma takiego przepisu czy zasady to „natura ciągnie”. Gdyby wszyscy byli szlachetni i uczciwi, to Kodeks karny nie byłby potrzebny. Kiedyś wprowadzono przepisy umożliwiające posłom sprawowanie funkcji sekretarzy stanu. Idea była taka, żeby pomagali ministrom w realizacji zadań, ale efekt był taki, że posłowie – sekretarze ciągnęli za sobą cała masę kolegów – na ogół ze swojego regionu - zatrudniali ich, załatwiali im różne sprawy. Do dzisiaj jesteśmy tego świadkami. Musimy się przed tymi praktykami chronić.

Wśród wielu spraw, które Pan poruszył, w marginalny sposób przedstawił Pan kwestie związane z naprawą służby zdrowia. A na czele tego resortu stoi Państwa minister, Marek Balicki. Mam odczucie, że temat ten został potraktowany po macoszemu.

Powtarzam, to co przedstawiłem, to nie jest kompletny program. Na jego pełną prezentację nie starczyłoby czasu, dlatego niektóre kwestie poruszyłem hasłowo. Program naprawy służby zdrowia, który proponujemy ma dwie części: finansową i organizacyjną. Jeśli chodzi o finanse, całe środowisko medyczne musi się pogodzić z tym, że pieniędzy będzie tyle, ile wynika z systemu ubezpieczeń. Mamy dzisiaj wzrost składki na ubezpieczenie zdrowotne – składki opłacanej z własnych pensji. Ona co roku rośnie. Jeśli utrzymany zostanie wzrost gospodarczy - a wszystko na to wskazuje - oraz przyrost płac, to środków w służbie zdrowia będzie znacznie więcej niż w poprzednich latach, choć oczywiście nie tyle, ile byśmy chcieli. W tej puli trzeba się po prostu zmieścić, zapewnić podstawowe usługi, zminimalizować kolejkę do specjalistów, do zabiegów i operacji. Uważam, że wszystkie dyskusje środowiskowe – z lekarzami, z pielęgniarkami, z dyrektorami szpitali - powinny wychodzić od stwierdzenia tego faktu. Mamy pewne propozycje, nie chciałbym wchodzić w szczegóły, bo być może nie wszystkich może to zainteresować. Chodzi np. o zwiększenie odpowiedzialność lekarza rodzinnego za pacjenta, za kierowanie go na leczenie specjalistyczne, a także inny sposób zawierania kontraktów ze szpitalami powiatowymi – wprowadzenie tzw. budżetu globalnego, umożliwiającego elastyczne gospodarowanie środkami. W niektórych regionach mamy bowiem za dużo szpitali i niektóre trzeba zamknąć. Nie oznaczałoby to redukcji personelu, ponieważ zostałby on inaczej zagospodarowany, ale koszty funkcjonowania uległyby zmniejszeniu. Jeśli chodzi o leki, słuszne jest to co robi w tej chwili minister Balicki: rozdzielenie procesu rejestracji i refundacji leków. Nie będą tego robiły te same osoby. Chodzi też o narzucenie pewnych wymogów ekspertom i urzędnikom, którzy ustalają zasady refundacji. Minister Balicki wprowadził np. obowiązkowe deklaracje majątkowe dla urzędników i rejestr korzyści dla ekspertów, bo to jest bardzo „miękki” punkt w tym systemie. Dalej, jest kwestia pilotażowego refundowania leków najnowszej generacji. Dzisiaj ludzie, którzy mają ciężkie, skomplikowane choroby, skarżą się, że drogie leki, które mogłyby im ulżyć w cierpieniu, nie są wpisane na listę refundowaną. Pod pewnymi warunkami te leki będą refundowane, a więc dostępne. Jest wreszcie sprawa twardej polityki wobec zagranicznych koncernów farmaceutycznych w zakresie refundacji. Ostatnio mamy dyskusję dotyczącą insuliny. Porównywalny lek polski jest tańszy i dopłata może być mniejsza, w związku z tym te koncerny też powinny dostać odpowiednio mniejszą refundację. Rozpętana została cała kampania, że lek polski jest gorszy, że to jest dobijanie pacjentów itd., co jest oczywiście nieprawdą. Jeśli nie ulegniemy temu lobbingowi, to koncerny zagraniczne będą musiały obniżyć ceny, a środki zaoszczędzone na refundacji będzie można przeznaczyć na inne cele. Jest jeszcze sprawa ubezpieczeń dodatkowych. Nie będę tego rozwijał, podkreślę tylko jedną rzecz. Zasada solidarności społecznej wyklucza w naszym rozumieniu rozwiązanie, że obywatel przestaje płacić składkę na Narodowy Fundusz Zdrowia i przenosi się do jakiejś ubezpieczalni prywatnej. Gdybyśmy do tego dopuścili, to wszyscy ludzie z wysokimi dochodami przenieśliby się do ubezpieczalni prywatnych, a 90-95 proc. obywateli pozostałoby w tradycyjnym systemie – ze znacznie zmniejszonymi kwotami na leczenie. Czym innym są ubezpieczenia dodatkowe, czym innym wyjście z systemu. Jest wreszcie sprawa opłat za usługi zdrowotne. O jednym ich rodzaju wspomniałem: Mogę wyjść za opłatą z kolejki pod warunkiem, że ci co są w kolejce mają uzgodnione standardy, zasady leczenia. Ponadprzeciętne warunki pobytu w szpitalach także powinny być opłacane. Szpital powinien mieć możliwość legalnie brać za to pieniądze. To tyle w telegraficznym skrócie.

W jaki sposób możemy wpływać na zmiany postaw ludzi dorosłych w perspektywie 3 – 5 lat? Co partia proponuje w tym zakresie?

Potrzebne są tu dwukierunkowe działania, z jednej strony przeciwstawianie się korupcji, z drugiej - kształtowanie postaw w ogóle. W tej pierwszej sprawie napomknąłem, że zadaniem Urzędu Antykorupcyjnego byłoby nie tylko ściganie, ale także udział w przetargach, czy rekomendowanie zmian w przepisach, a także zadania edukacyjne, np. szkolenia antykorupcyjne dla urzędników. To brzmi może trochę dziwnie. Każdy myśli, że przecież wiadomo co to jest korupcja: nie można brać pieniędzy. Po co więc szkolić? Chodzi tu jednak o zachowania, które nie są oczywiste i czytelne (przychodzi ktoś i oferuje pieniądze), lecz bardziej „subtelne”, takie, które prowadzą w efekcie do korupcji albo są jej sygnałem. Ważne są też zachowania samego urzędnika. Bywa, że urzędnik robi coś, czego nie powinien, bez złej wiary, traktując to jako coś normalnego, trzeba mu więc uświadomić niewłaściwość jego postępowania. Oprócz szkoleń dla pracowników administracji państwowej, byłyby też działania doradcze dla firm, np. dotyczące przetargów. Wreszcie – byłaby też edukacja w szkole. Dzisiaj o korupcji, o nieuczciwości w życiu nie mówi się dzieciom w szkole. A chodzi o pokazywanie pewnych wzorów właściwego zachowania od małego.
Jeśli chodzi o zmianę postaw w ogóle - na postawy obywatelskie, to w każdej z omawianych przeze mnie części programu była mowa o roli organizacji pozarządowych. Dla nas państwo zdrowe, to jest państwo o dużym udziale obywateli. Ażeby to osiągnąć, należy wspierać organizacje pozarządowe. One występują we wszystkich dziedzinach, np. w sferze opieki nad ludźmi bezdomnymi, głodnymi, w dziedzinie ochrony zdrowia, oświacie - i bardzo dobrze potrafią rozwiązywać te kwestie. Uważamy, że tym organizacjom powinno się przekazać więcej zadań. Ludzie chcą coś robić, jeśli wiedzą, widzą, że to ma sens.

Platforma Obywatelska proponuje zmniejszenie liczby urzędników o 20 proc., ograniczenie samorządności sądownictwa, bo się nie sprawdziło oraz weryfikację policji. Co Pan na to?

Kocham takie zapowiedzi, że po dojściu do władzy zwolnimy 20 tys. urzędników – to na tyle mniej więcej wychodzi. Bo niby dlaczego akurat 20 tys., a nie mniej lub więcej? Co to za liczenie? Operujemy tu na żywym materiale ludzkim. Co innego jak ja mówię, że trzeba podręczniki odchudzić o połowę. Żadnej szkody z tego nie będzie. Natomiast jeśli puszcza się „w lud”, do urzędników wiadomość, że będą redukcje - i to bez zaaoferowania miejsc pracy, jak rozumiem - to zachodzi pytanie, jakie jest rozeznanie autora tych propozycji, czyli przewodniczącego Rokity, w realiach. W Polsce wskaźnik zatrudnienia w administracji jest niższy niż w pozostałych krajach europejskich. Urzędnicy są natomiast źle ulokowani, część z nich zajmuje się nie tym, co trzeba. Należy ich więc poprzesuwać, dać im inne obowiązki i zadania. Po wejściu do Unii Europejskiej mamy masę zadań dla urzędników związanych z nadzorem, z wykorzystaniem funduszy. W tej sytuacji informowanie opinii publicznej, że wyrzuci się 20 proc. urzędników jest nieodpowiedzialnością. My uważamy, że w administracji należy przestawić się na zadania i do nich dobierać odpowiednią liczbę urzędników.
Druga sprawa: ograniczenie samorządu sądownictwa, bo się rzekomo nie sprawdził. Tak naprawdę nie sprawdził się w jednej kwestii. Mianowicie czasami pojawiają się wątpliwości, czy sędziowie, którzy powinni podjąć - a nie podejmują - decyzję o uchyleniu immunitetu koledze, który jechał po pijanemu, nie są stronniczy. Proponuję ten problem jakoś rozwiązać, ale nie obalać w tym celu samorządu sędziowskiego. Bardzo jesteśmy zaniepokojeni tym „szarpaniem cugli”, opowieściami o tym, że musimy wszędzie zrobić czystki, porządki itd. Kto to bowiem będzie robił? Ci sami politycy, którzy są od lat na scenie politycznej. Oni przecież nie zjawili się znikąd. Nie wiadomo dlaczego nagle teraz, uwolnieni kompletnie od inspiracji politycznej, mieliby to zrobić tak jak należy. Te sprawy trzeba naprawiać, ale wspólnie z sędziami - dyskutować z nimi publicznie co i jak zrobić. Nie zasiadają przecież w tym samorządzie jacyś złoczyńcy.
Jeśli chodzi o weryfikację policji, niewątpliwie mamy w niej do czynienia z wieloma negatywnymi zjawiskami, jednak najgorszym z nich jest korupcja. Pojawiają się też często przypadki nadużywania prawa przez funkcjonariuszy. Tu na pewno potrzebne są stanowcze kroki. Czy jednak nazwać to weryfikacją? Nie wiem. Może jakiś przegląd jest potrzebny, jeśli jednak poprzez Urząd Antykorupcyjny zastosujemy zdecydowane działania zwalczające korupcję w policji, to uporamy się jednocześnie z korupcją i policjantami, których trzeba wyrzucić. Bez weryfikacji. Bo cóż to jest weryfikacja? Przegląd akt? Na jakiej zasadzie? Jeśli natomiast będzie wiadomo, że policjant wziął łapówkę, to nie ma się co zastanawiać, tylko trzeba go wyrzucić. Jeśli więc słowo weryfikacja zastąpić zdecydowanymi działaniami mającymi na celu zapobieganie nadużywaniu prawa i korupcji – także przy pomocy instytucji, która powinna naszym zdaniem powstać - to jest to potrzebne.
Na marginesie, miałem okazję wysłuchać tez przewodniczącego Rokity na temat tego, jak rząd powinien robić budżet. Byłem krótko ministrem finansów, akurat jeden budżet miałem okazję przygotować, innym się przyglądałem i muszę powiedzieć, że poraziła mnie prostota, z jaką Jan Rokita podchodzi do tej sprawy, mówiąc o „budżecie zadaniowym”. Jestem za tym, żeby dla obywateli było jasne, że rząd realizuje ileś tam programów. Te programy mają swoje nazwy, swoich wykonawców i swoje pieniądze, są rozliczane. Natomiast propozycja, że minister finansów przestanie układać budżet - będzie to robiła jakaś grupa doradcza, a zamiast tego premier będzie mógł zapytać, np. ministra gospodarki, ile on potrzebuje pieniędzy, żeby zmniejszyć bezrobocie o 2 proc., minister gospodarki odpowie, premier każe ministrowi finansów wypłacić pieniądze, a minister gospodarki zrealizuje zadanie, to jest to jakaś fantastyczna bajka. Jestem mówiąc szczerze trochę zaniepokojony, należę bowiem do polityków, którzy rozumieją, że raz się jest u władzy, a raz w opozycji i że trzeba się z tym pogodzić. Nie jest żadną klęską ani katastrofą dla państwa, gdy do władzy dochodzi opozycja, ale pod warunkiem że nie jest to opozycja szalona. Jak więc słyszę tego rodzaju rzeczy, to robi mi się trochę straszno.

Źródło: www.borowski.pl

Powrót do "Wystąpienia" / Do góry