Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 10.07.03 / Powrót

To dziecinada - "Trybuna"

Piotr Skura: Część opozycji zaproponowała ostatnio bojkotowanie obrad Sejmu, jeżeli będzie on pracował nad rządowymi projektami ustaw. Nie obawia się Pan paraliżu pracy Izby?

Marek Borowski: - Takie propozycje to dziecinada kompromitująca jedynie jej autorów. Posłowie zostali wybrani przez społeczeństwo po to właśnie, aby uchwalali ustawy, wnosili poprawki, a jeżeli są w opozycji - spierali się z rządem. Posłowie nie znaleźli się w Sejmie po to, aby uprawiać obstrukcję. Na szczęście większość ugrupowań opozycyjnych nie przyjmuje tego sposobu rozumowania i tego sposobu uprawiania opozycyjności.

Jest Pan w Sejmie od wielu lat. Czy kiedykolwiek spotkał się Pan z praktyką bojkotu obrad?

- Nie pamiętam takiego wydarzenia. Oczywiście zdarzało się, że niektóre kluby nie brały udziału w jakimś pojedynczym głosowaniu protestując przeciwko takim, czy innym rozwiązaniom. Uważam, że jest to dopuszczalne. Natomiast, żeby zwyczajnie powstrzymać się od pracy - tego jeszcze nie było. Rozumiem, że autorzy takich pomysłów powstrzymają się równocześnie od pobierania pieniędzy z Sejmu.

Czy poseł w ogóle ma prawo bojkotować swoje miejsce pracy?

- Poseł oczywiście może nie przychodzić do Sejmu, nie brać udziału wgłosowaniu. Myślę jednak, że posłowie - bez względu na swoje poglądy - są ludźmi odpowiedzialnymi i przepojonymi troską o państwo. Przynajmniej powinni być.

Pojawiają się pomysły powołania kolejnej komisji śledczej, tym razem wtzw. sprawie starachowickiej. Sejm zamieni się w prokuraturę?

- Pewne wydarzenia mogą bulwersować, a sprawa starachowicka nie nastraja optymistycznie. Wyjaśnienia muszą być tu więc pełne, dogłębne i kompletne. Muszą płynąć zarówno z prokuratury, jak i z wewnętrznych ustaleń odbywających się w ramach rządu. To wszystko powinno znajdować się pod kontrolą Sejmu. Jednak komisja śledcza to ostateczność. Decyzja o jej powołaniu powinna być dobrze przemyślana i podejmowana wtedy, kiedy widać czarno na białym, że organa państwa powołane do wyjaśniania różnych spraw o charakterze aferalnym, funkcjonują źle. W sprawie starachowickiej jesteśmy na wstępnym etapie. Wiele już wiemy, a dowiemy się jeszcze więcej z informacji przedstawionej Sejmowi przez rząd. Sejmowe komisje: Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Administracji i Spraw Wewnętrznych mogą uzyskać wyjaśnienia dodatkowo. Jeżeli po zebraniu tego materiału w całość, pojawią się obszary, których nie może zgłębić prokurator ani zwykła sejmowa komisja, to dopiero wtedy jest czas na podejmowanie decyzji o powołaniu komisji śledczej.

Kiedyś zapowiedział Pan, że nie nada biegu wnioskom o powołanie komisji śledczych, jeżeli nie zakończy pracy komisja badająca aferę Lwa Rywina. Czy z wnioskiem dotyczącym zbadania afery starachowickiej postąpi Pan podobnie?

- Tak. Wnioski o powołanie komisji śledczej kierowane są do komisji stałych zajmujących się daną kwestią. Na tym etapie prac niczego nie hamuję. Wnioski nie spoczywają u mnie w szufladzie, samo uzasadnienie takiego wniosku może bowiem zainteresować daną komisję i zachęcić ją do podjęcia czynności kontrolnych, nawet bez powoływania komisji śledczej. Natomiast wprowadzenie pod obrady sprawozdania odnośnie powołania jakiejś komisji śledczej powinno nastąpić po zakończeniu pracy komisji dotyczącej sprawy Rywina.

Nie odnosi Pan wrażenia, że posłowie zamiast zajmować się nudną i żmudną pracą nad ustawami, coraz chętniej zabierają się za sprawy interesujące media, wokół których jest szum, krążą dziennikarze?

- Każdy poseł zainteresowany własną popularnością. Proszę się temu niedziwić, bo to taki zawód. Jak cię ludzie nie znają, to trudno żebyś ponownie był posłem. Natomiast sposób zdobywania popularności może być różny. Nie wolno niepotrzebnie podrywać zaufania do państwa, które i tak jest w Polsce nikłe. Nie ma powodu, by przy każdej sytuacji próbować zyskiwać na popularności poprzez wygłaszanie bulwersujących, radykalnych tez, mówiących, że państwo jest przeżarte korupcją, a rząd nie jest w stanie rządzić. Kiedy moje ugrupowanie było w opozycji pamiętałem zawsze o tym, iż raz się sprawuje władzę, a raz nie. Trzeba więc miarkować swoje zarzuty, a wielkich słów używać rzadko, bo inaczej "wytrą się". Niestety są posłowie, którzy wybierają inną drogę.

Moim zdaniem posłowie często nadużywają funkcji kontrolnej Sejmu iwkraczają w sprawy, którymi zajmuje się rząd, prokuratura, sądy.

- Czasami zdarza się, że poseł chciałby więcej osiągnąć, niż pozwala mu na to prawo. Mieliśmy przypadki, kiedy żądano dostępu do różnych prywatnych firm. Nie chodziło tylko o wejście na teren jakiegoś zakładu, ale także o uczestnictwo w posiedzeniu rady nadzorczej, co nie jest dopuszczalne przez prawo. Chciano też, by Sejm uchwałami zobowiązywał rząd do pewnych działań, pomimo, że parlament nie ma takich uprawnień. Zdarzają się też przypadki, gdy poseł oskarża innych bezpodstawnie, powołuje się na jakieś fakty, które nie miały miejsca, nie jest staranny, rzetelny. To są przykre sprawy, bo tworzą zamieszanie w świadomości społecznej, zwiększają przekonanie, że politycy to jedna wielka sitwa, a uczciwego można szukać, jak igły w stogu siana. Tymczasem wiele z tych zarzutów jest po prostu nieprawdziwych.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Piotr Skura

Źródło: "Trybuna"

Powrót do "Wywiady" / Do góry