Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 29.12.03 / Powrót

Za 20 lat Polska będzie potęgą - "Fakt"

Czy Polska w ciągu najbliższych kilkunastu lat może się stać jednym znajbogatszych krajów europejskich?
Kraje tak duże jak Polska trudno rozpędzić w tak krótkim terminie. Ale Polska będzie się rozwijać tak szybko, że pokolenie dzisiejszych 30,40-latków, zdąży skorzystać z sukcesu.

Czy już teraz się rozpędzamy?
Od dawna pędzimy do przodu i to z zawrotną prędkością. Żyjąc tu, patrząc na Polskę od środka, rzadko to zauważamy. Jednak to, czego dokonała Polska w latach 90., jest zupełnie fantastyczne. Jeśli ktoś dziesięć lat temu powiedziałby, że przestawimy się z eksportu na Wschód na eksport na Zachód i to na warunkach czysto handlowych, że nie surowce, ale towary przetworzone staną się podstawą naszego eksportu, wszyscy by kręcili głowami. Owszem to możliwe - powiedzieliby - ale w 50 lat. A my to zrobiliśmy w jedną dekadę! Dziś eksport jest motorem naszego przemysłu, co znaczy, że nasze towary są tak dobre jak zachodnie.

A bezrobocie?
To była cena, jaką zapłaciliśmy za sukces. Aby sie wedrzeć na zachodnie rynki, musieliśmy podnieść wydajność pracy. I zrobiliśmy to w tempie zawrotnym, w 10 lat wydajność wzrosła trzykrotnie! Takim tempem mogą się pochwalić jedynie Korea i Japonia, i to w swych najlepszych czasach. A bezrobocie? Jest teraz dla nas chorobą uleczalną. Możemy się z niego podnieść nawet w kilka lat. Mamy zresztą precedens, w połowie lat 90., gdy osiągnęliśmy 6 proc. wzrostu i pojawiły się nowe inwestycje, w dwa lata bezrobocie spadło o cały milion. Po naszym wejściu do Unii inwestycji będzie znacznie więcej. Już rosną. Najdalej za trzy lata rezultaty będą widoczne.

Będziemy się rozwijać szybciej niż reszta Europy?
Znacznie szybciej. Tak samo jak znacznie szybciej rozwijały się Hiszpania,Portugalia czy Irlandia. Bogate państwa są zadowolone, gdy osiągają roczny wzrost na poziomie dwóch procent. My natomiast powinniśmy się rozwijać w tempie 5-6 proc. rocznie. W ciągu ok. 17 lat osiągniemy ten poziom, jaki jest dziś w Unii.

A potem?
Zechcemy dorównać poziomowi, jaki te państwa będą wtedy miały. Zaczniemy się wtedy ścigać na poważnie. Polacy poczują wiatr w żaglach, nabiorą pewności i wiary w siebie. Naprawdę trudno przewidzieć, co możemy osiągnąć, gdy zostaniemy zarażeni optymizmem.

Jakie mamy atuty w tym wyścigu?
Po pierwsze młodość. Jesteśmy młodsi w porównaniu z krajami Unii, a wzwiązku z tym jesteśmy bardziej dynamiczni. Więcej jest u nas ludzi, którzy poszukują czegoś nowego, którzy mają pomysły, którzy nie boją się ryzyka. W ogóle po 1989 roku okazało się, że Polacy mają naturę przedsiębiorców. Zupełnie nagle rzuceni na szerokie wody wolnego rynku wykazali się wyjątkowymi zdolnościami. To w nas tkwi. Jeśli pojawią się nowe możliwości pracy na unijnych rynkach, nowe szanse rozwijania biznesu u nas, nowe kapitały, które można ściągnąć, to tej szansy nie zmarnujemy.
Po drugie, mamy dobrych naukowców i wyśmienitych informatyków. Skąd ich u nas tylu - tego nikt nie wie. W każdym razie polscy programiści są w ścisłej światowej czołówce, a informatyka jest uznawana w Unii za jedno z kół zamachowych gospodarki.
Trzecim atutem jest nasze... rolnictwo. Trochę zacofane - to prawda - ale z drugiej strony czyste, ekologiczne, wolne od chemii. I robiące olbrzymie postępy. Przecież jesteśmy dziś konkurencyjni wobec rolnictwa zachodniego. Unia nie dlatego tak bardzo broniła się przed pełnymi dopłatami, że jest skąpa, ale ponieważ zrozumiała, że jeśli polski rolnik dostałby takie dopłaty, jak europejscy farmerzy, to polskie produkty zabiłyby produkty unijne. To nie my powinniśmy się bać, że po zniesieniu ceł Unia zaleje nas swoimi produktami, to my po zniesieniu ceł wejdziemy na ich rynki.

Czy jest możliwe, żebyśmy zaczęli się rozwijać w tempie japońskimi czy niemieckim?
Niestety, model koreański, niemiecki czy japoński jest nie do powtórzenia. Japonia i Niemcy rozwijały się przy wsparciu amerykańskim - nam tymczasem nikt dziś takich pieniędzy już nie da. Z kolei Korea rozwijała się w warunkach dyktatury, która długo utrzymywała wyjątkowo niskie koszty siły roboczej. Świadczenia socjalne były zerowe, świadczenia zdrowotne bardzo skromne, zasiłków prawie nie było. To pozwoliło osiągnąć zupełnie niesłychaną wydajność pracy, ale w Polsce jest to model nie do powtórzenia. Jesteśmy krajem europejskim, wszystko musimy roztrzygaćdemokratycznie, za zgodą społeczeństwa. A Polacy nie zamierzają rezygnować z zabezpieczenia socjalnego.

Czy istnieje jakaś inna, ale równie szybka ścieżka wzrostu? Szczerze mówiąc - śni nam się potęga.
To ścieżka irlandzka. Tam doszło do porozumienia między pracodawcami, pracobiorcami i rządem. Ustalono wspólnie takie tempo rozwoju świadczeń socjalnych, które nie szkodziło wzrostowi gospodarczemu. Bo zasada jest prosta - im mniej wydajemy, tym szybciej rozkręca się gospodarka. Jeśli natomiast społeczeństwo odmawia czekania, gdy politycy wykładają na walkę z biedą kolejne pieniądze z budżetu, powiększając jego deficyt, to gospodarka się zatrzymuje. Mówiąc prosto - jeśli chcemy, by lokomotywa jechała pod górę i w dodatku cały czas się rozpędzała, to nie możemy dorzucać jej kolejnych ciężarów. Natomiast gdy odczekamy, aż będzie ona wystarczająco rozpędzona, wtedy uniesie dowolne ciężary.

Jakie będą symbole naszej potęgi, jakie Nokie i Philipsy wymyślimy?
Nie wiem. Dziś niemal nad wszystkim pracują międzynarodowe zespoły. Może kończą się już czasy wielkich narodowych koncernów? A może Polacy, którzy są np. bardzo zaawansowani w pracach nad niebieskim laserem, stworzą technologię, która pozwoli upakować na jednej płycie kompaktowej znacznie więcej informacji i wokół tej technologii powstanie wielki koncern? Gdybyście zmusili mnie do jakiejś prognozy, to jednak stawiałbym na polskie rolnictwo. Naprawdę mamy szansę na to, że Polska będzie się kojarzyć z ojczyzną zdrowej żywności.

A nie marzy się panu spotkanie G-9 z Polską na pokładzie?
Tego bym chciał. Jest kilka państw, których potęga jest oczywista i z którymi mierzyć się nie możemy - USA, Japonia, Chiny, Rosja, Indie. Dalej są Francja, Niemcy, Wielka Brytania - a potem... już wszystko zależy od nas. Zjednoczona Europa naprawdę będzie jednym z najważniejszych graczy w polityce światowej. Jeśli zatem Polska dobrze rozegra swoje karty, jeśli dobrze uplasuje się w Unii, może w przyszłości uczestniczyć w budowaniu losów świata.

Dziś w Europie nie jesteśmy jeszcze siłą ekonomiczną, ale pokazaliśmy, że mamy własne zdanie. Nasza obecność w Iraku z miejsca przesunęła nas wyżej. Zirytowaliśmy wiele państw europejskich, ale wreszcie nas dostrzegli. A chwilę potem zrozumieli, że trzeba się z nami liczyć, bo mamy własne zdanie i sami potrafimy podjąć decyzję.

Bierność, siedzenie cicho, zadowolenie, to przywilej państw sytych, którym niczego się już nie chce. Polakom tymczasem chce się o coś bić, chce się podejmować ryzyko, jak choćby interwencja w Iraku, w słusznej przecież sprawie i razem z wieloma innymi państwami. I to jest jedyna droga do tego, by coś w świecie znaczyć.

Jak za dwadzieścia lat będą wyglądały standardy życia w Polsce?
Dobra codziennego użytku nie będą już większym problemem. Prawie każdego Polaka będzie stać na samochód, a większość na własny dom lub mieszkanie, kupione na tani wieloletni kredyt. Dwadzieścia lat to dla postępu w produkcji szmat czasu! Czy w 1983 roku w Polsce ktokolwiek wierzył, że po dwudziestu latach ponad 60 proc. rodzin będzie posiadało samochód, że do Londynu będzie można polecieć za 100 zł, że praktycznie każdy będzie mógł nosić przy sobie miniaturowy telefon. Kultura materialna rozwija się dziś w Europie w takim tempie, że problemy leżą już gdzie indziej. Przede wszystkim, jak uporządkować ten dostatek - jak stworzyć całość ładną i funkcjonalną.

A zatem problemy materialne będziemy mieli za sobą?
Poza tymi, które płyną z ludzkiej natury. Zawsze będą tacy, którzy będą mieli więcej i tacy, którzy będą mieli mniej, a chcieli więcej. Problem sprawiedliwego podziału będzie zapewne nadal aktualny.

Co jest celem tego wszystkiego?
Doprowadzenie do takiego dobrobytu, żeby pogoń za pieniędzmi nie zabijała w nas osobistych pasji. Ludzie, żeby osiągnąć szczęście, muszą mieć swobodę podążania za swoimi marzeniami, za swymi wizjami. W społeczeństwie przyszłości ludzie będą potrafili swoje marzenia i talenty wykorzystać. Chciałbym, żeby Polska była krajem, w którym mój wnuk będzie robił to, co jest jego pasją i nie będzie się martwił, czy starczy mu na to pieniędzy. Kilka dni temu rozmawiałem z maturzystą, który powiedział mi, że interesuje się archeologią, ale na studia archeologiczne nie pójdzie, bo z tego się wyżyć nie da.

Dla mnie Polska będzie potęgą wtedy, kiedy tacy młodzi ludzie nie będą rezygnować ze swoich pasji. Zbliżają się zresztą czasy, kiedy znaczenie gospodarki będzie malało, kiedy dobra materialne przestaną być tak ważne. Już dziś problemy zachodnich społeczeństw są głównie duchowej natury. Ludzie czują się zagubieni, nieprzystosowani, obserwujemy rozkwit różnego rodzaju religii - od tych wielkich, po zwariowane sekty. Ludzie szukają wsparcia, pomocy, szukają wspólnoty, w której się odnajdą. Te wszystkie boje o podatki, o budżet, o pobudzenie produkcji, które dziś toczymy, zejdą za czas jakiś (i oby jak najprędzej!) na drugi plan. Na pierwszy wejdzie natomiast kwestia organizacji życia społeczeństw, tego, żeby ludzie mogli poświęcać się temu, czego naprawdę chcą. Marzenia? Zapewne trochę tak, ale gdyby ludzie nie próbowali realizować swoich pasji i marzeń, nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach odziani w gustowne skóry.
Rozmawiali
ANNA WOJCIECHOWSKA, ROBERT KRASOWSKI

Źródło: "Fakt"

Powrót do "Wywiady" / Do góry