Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 28.05.04 / Powrót

Między chaosem a wyborami - "Gazeta Współczesna"

O poparciu dla rządu prof. Belki, wcześniejszych wyborach i sytuacji SDPL na Podlasiu z Markiem Borowskim rozmawiała Agnieszka Kaszuba

Agnieszka Kaszuba: - Włodzimierz Cimoszewicz wahał się, która partia jest mu bliższa: pańska czy Leszka Millera... Jaki jest stan na chwilę obecną?
Marek Borowski: -Ja myślę, że w tej chwili Włodzimierz Cimoszewicz chyba oczekuje na rozstrzygnięcia ostateczne przede wszystkim w sprawie rządu i nie chce podejmować żadnych decyzji dotyczących jego osobistych przynależności do jednej z dwóch partii.
- Pytam o to, ponieważ jednym z pierwszych miejsc w województwie podlaskim, gdzie powstała struktura powiatowa Socjaldemokracji Polskiej była Hajnówka, w której Włodzimierz Cimoszewicz i SLD osiąga najlepsze wyniki. Czy to próba detronizacji i odebrania wyborców?
- Tego rodzaju inicjatywy powstają spontanicznie. My nimi nie sterujemy, więc być może ludzie, którzy popierali Cimoszewicza, popierali jego sposób uprawiania polityki i sposób myślenia, odnaleźli podobne cechy w Socjaldemokracji.
- Co tak na prawdę kierowało pańskim środowiskiem, aby utworzyć formację dublującą partię lewicową w postaci SLD?
- Przede wszystkim nasze zobowiązania wobec wyborców. Mieliśmy poczucie, że coraz bardziej odchodzimy od oczekiwań wyborców lewicy. Przywrócenie wiary wyborców w to, że partia lewicy może jednak spełnić te oczekiwania stawało się coraz bardziej iluzoryczne, a możliwości przestawienia tego pociągu SLD-owskiego, który jechał po fałszywym torze, spełzały na niczym... Aż w końcu podczas konwencji odbywającej się na początku tego roku ta próba została podjęta ostatecznie, proponowano daleko idące zmiany, ale to nie zostało przyjęte. Uznaliśmy więc, że jeśli nie zrobimy nic, to wówczas wyborcy lewicy mogą zostać politycznymi sierotami, co byłoby dla nich frustrujące i dla państwa niedobre, dlatego że w parlamencie, w polityce powinny być różne siły polityczne.
- Czyli uważa Pan, że reforma SLD od środka jest niemożliwa?
- Paradoks polega na tym, że ona nie była możliwa wtedy, gdy tam byliśmy, dlatego że pewne układy były zbyt silne. W momencie, kiedy opuściliśmy SLD stanowimy pewnego rodzaju konkurencję, rywalizujemy ze sobą o wyborcę lewicowego, ale także o wyborcę propaństwowego. Dlatego tam zaczęło się pewne myślenie, które być może doprowadzi do jakiś zmian. Aczkolwiek do tej pory nie bardzo to widzę. Weźmy, na przykład sprawę Rywina czy niepokojące rzeczy, które działy się w Orlenie - czy SLD stać na uczciwe i odważne odniesienie się do tych spraw?.
- Jak pan ocenia szanse wyłonienia rządu tylko w samym Sejmie? Czy nie obawia się Pan, że jeśli SdPl nie poprze prof. Belki, to wasze ugrupowanie straci na tym w przyspieszonych wyborach?
- My musimy kierować się zasadami, a nie tym, czy akurat stracimy czy nie stracimy. A możliwości wyłonienia rządu przez Sejm oceniam raczej jako niewielkie, ponieważ istnieje tylko jedna płaszczyzna, na której może to powstać: powrót do koalicji SLD z PSL. Jeżeli ten powrót okaże się niemożliwy, to żadna inna koalicja nie powstanie i żaden inny rząd nie powstanie. Natomiast jeśli chodzi o przyszłe wybory, możliwość strat itd. i popularność rządu prof. Belki, to ta sprawa jest bardzo złożona. Wczoraj na przykład ukazały się badania, z których wynika, że większość społeczeństwa nie popiera tego rządu. To się zmienia, jest płynne... Jakbyśmy się cały czas kierowali sondażami, to daleko byśmy nie zajechali. Trzeba byłoby zmieniać decyzje co chwilę. Dla nas sprawa jest jasna: albo uda się skonstruować takie zaplecze polityczne dla tego rządu, że po jego zatwierdzeniu chaos zostanie opanowany, albo nie będzie to możliwe i wtedy trzeba robić wybory, bo to jest w interesie państwa. My nie możemy kalkulować, czy dostaniemy więcej, czy mniej głosów, dlatego, że jeśli będziemy kalkulowali i ustawiali się z wiatrem, to ludzie bardzo szybko to zauważą i dojdą do wniosku, że te nasze szczytne deklaracje, które głosiliśmy w momencie powstania, są diabła warte.
- To dlaczego zależy wam na wyborach jeszcze w tym roku?
- To nie jest właściwe postawienie sprawy. My stwierdzamy, że jeśli się nie da stworzyć stabilnego zaplecza dla tego rządu, to wybory powinny odbyć się jak najszybciej, bo nie można tolerować chaosu zbyt długo. Ale jak najszybciej, to nie znaczy w sierpniu, bo sierpień nie jest najlepszym miesiącem, ale stosunkowo wczesną jesienią, czyli we wrześniu Sejm się rozwiązuje, w październiku, najdalej na początku listopada są wybory. I stąd ten termin.
– Inicjatywę prezydenta można traktować jako kunktatorską próbę ocalenia SLD. Wskaźniki gospodarcze są coraz lepsze. Niewykluczone zatem, że odbiór Sojuszu mógłby być coraz lepszy wraz z upływem czasu. Czy prezydent próbuje grać na poprawę wizerunku SLD?
– Nie chciałbym się w tej sprawie wypowiadać, ponieważ jest to ocena intencji, a nie mam do tego podstaw. Natomiast myślę, że prezydent chciałby na pewno ustabilizować sytuację i jest przekonany, że rząd Belki mógłby to zrobić, ale wydaje mi się, że prezydent trochę jednostronnie do tego podchodzi. Otóż nie wystarczy zebrać byle jakiej koalicji chwilowej i zatwierdzić rząd Belki, żeby potem nastąpiła stabilizacja. Jeśli nie będzie trwałej większości, to z tym problemem, z którym mamy do czynienia dzisiaj, z taką niemocą rządu i parlamentu, będziemy mieć znowu do czynienia przez kolejne miesiące. Tak wybrany rząd będzie stale kupował głosy od różnych grupek poselskich, a jak się nie uda będzie przegrywał głosowania. W ten sposób, mimo powołania rządu, chaos będzie trwał. W takim przypadku lepsze są wybory. Tutaj istnieje różnica co do oceny sytuacji między prezydentem a Socjaldemokracją Polską.
– Jednym z naczelnych haseł SDPL jest odnowa etyczna życia politycznego. Jak pan ocenia pod tym względem SLD i parlamentaryzm polski w ogóle?
– Chorobą polskiej demokracji stało się to, że zaczęliśmy bardzo dobrze w 1989, kiedy w parlamencie kontraktowym różne siły polityczne potrafiły się porozumieć dla interesu państwa, ale już w 1991 roku to się popsuło, a później partie już systematycznie odchodziły od etosu państwowego, a nawet od swoich własnych wartości i zaczynały walczyć o byt i władzę. Te partie zaczęły być partiami dla siebie. Owszem byli ludzie, którzy próbowali temu przeciwdziałać. Czasami nawet to wychodziło, na przykład przy konstytucji, którą udało się uchwalić mimo podziałów. Ale partyjniactwo wzięło górę, a co gorsza partyjniactwo jednych stawało się usprawiedliwieniem partyjniactwa drugich. Teraz jednak chyba przychodzi czas na jakieś opamiętanie. Sądzę, że w tej chwili na scenie politycznej mamy kilka partii, które idealne nie są, ale które rozumieją, że budowa państwa praworządnego jest warunkiem także ich sukcesu.
– Jakie partie ma pan na myśli?
– Można do nich zaliczyć na pewno Platformę Obywatelską, do pewnego stopnia Prawo i Sprawiedliwość, pojawiają się także takie przebłyski w PSL-u, pojawiają się w SLD i Unii Pracy. Ogólnie jest więcej takiego myślenia państwowego i sądzę, że to będzie narastać, dlatego, że wyborcy pokazali, że innych partii nie chcą, a ci, którzy są najbardziej niezadowoleni, wybierają partie populistyczne, takie jak partia Leppera.
– Nie udała się fuzja SDPL z Unią Pracy, może uda się z Unią Wolności...
– My nie dążymy do żadnej fuzji. Owszem, niektórzy działacze Unii Pracy o tym myśleli, ale to były ich zamiary, zresztą z nami nie konsultowane. My nie przewidujemy teraz żadnych fuzji, bo byłoby to dość sztuczne. Jeśli chodzi o Unię Wolności, to myślę, że i ona się do tego nie przymierza. Natomiast jest ruch poszczególnych członków, zarówno UW jak i UP. Po prostu do nas przychodzą, ale nie dlatego, że my ich przyciągamy jakąś przynętą, ale dlatego, że taka jest ich suwerenna decyzja. Natomiast jest możliwa współpraca i z Unią Wolności, i z Unią Pracy, polityczna współpraca w ocenie różnych zjawisk, które mają miejsce w Polsce, ponieważ w wielu przypadkach mamy podobne podejście.
– Jaka jest Pana zdaniem możliwa koalicja rządowa w nowym Sejmie, biorąc pod uwagę obecne sondaże. Czy widzi Pan możliwość współpracy z PO bądź PiS?
– Na pewno nie widzę możliwości koalicji z Platformą, albo PiS-em, bo zbyt wiele nas dzieli, jeśli chodzi o program gospodarczy i jeśli chodzi o wyznawane wartości. Jaka koalicja? Pewnie opozycja wygra te wybory i jakaś koalicja prawicowa się wytworzy. Jestem pewien, że nie będzie to koalicja skrajna i w Polsce nie będzie jednak rządzić Lepper, nie będzie rządziła Liga Polskich Rodzin. Do tej pory opozycja gnębiła rządzących jak mogła, a ci nie pozostawali dłużni opozycji. Był to fatalny splot, który pozbawił polską klasę polityczną zaufania obywateli. My natomiast deklarujemy wsparcie dla wszystkich działań, które będą podejmowane z myślą o budowie uczciwego, praworządnego państwa, w walce z korupcją, czy dla racji stanu. W tych sprawach będziemy popierali każdy rząd, nawet prawicowy, bo jest to potrzebne wszystkim Polakom. Ale w koalicję z tymi siłami wchodzić nie będziemy.

Rozmawiała Agnieszka Kaszuba

Źródło: "Gazeta Współczesna"

Powrót do "Wywiady" / Do góry