Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 29.05.04 / Powrót

Jesteśmy rozwódką po przejściach

Z Markiem Borowskim, liderem Socjaldemokracji Polskiej, rozmawia Mirosław Olszewski

- Ten Sejm rzeczywiście już wyczerpał swoje możliwości działania? Czy też może jest tak, że przy jakichkolwiek trudnościach zaczynamy wyglądać najprostszego rozwiązania: nowego rozdania?
- Niestety, podział w tym Sejmie, na grupy i grupki, na uciekinierów i wyrzuconych jest ogromny. I oczywiście można próbować klecić jeszcze jakieś doraźne koalicje, takie bardziej okolicznościowe, tylko że nie da się w ten sposób realizować żadnego spójnego, sensownego programu przez dłuższy czas. Nasza propozycja skrócenia kadencji wynika zatem z takiej właśnie oceny sytuacji, ale oczywiście chcielibyśmy też, by w pozostającym czasie Sejm rozstrzygnął kilka palących kwestii, które nie mogą czekać. To sprawa ustawy o ubezpieczeniu zdrowotnym plus kilka towarzyszących i dwie-trzy ustawy z grupy naprawy finansów publicznych, które są niezbędne do zbudowania dobrego następnego budżetu. To przy okazji dobre pole dla opozycji, która, moim zdaniem, ma okazję pokazania, że jest zakres spraw, które nie podlegają rozgrywkom partyjnym. Oczekiwałbym tego zwłaszcza od Platformy Obywatelskiej.
- Raczej daremnie. Opozycja chce wyborów, a nie przedłużania działań rządu.
- To bierze na siebie odpowiedzialność za wybory już w sierpniu.
- Pana partia przecież też.
- Przyspieszyć wybory trzeba, ale sam termin jest zły. Wielu ludzi wyjedzie na wakacje, znaczna część nie weźmie ze sobą zaświadczeń uprawniających do głosowania. Nie będzie studentów - sporej przecież części polskiej inteligencji. Wszystko to zmniejszy frekwencję tym samym legitymizację nowego parlamentu. Po drugie - ustawa o ubezpieczeniach zdrowotnych powinna być uchwalona do końca września. Wybory w sierpniu przecinają tok prac.
- Ten termin jest korzystny dla partii chłopskich?
- Powiedziałbym raczej, że wynik wyborów, z powodu ich terminu, może być zniekształcony.
- Zgadza się pan z tezą, że każdy kolejny Sejm jest merytorycznie gorszy od poprzedniego? Że każdy kolejny lepiej odwzorowuje nas samych, za to coraz gorzej pracuje?
- Sejm nie powinien ściśle odwzorowywać społeczeństwa. Gdyby tak miało być, wybory byłyby niepotrzebne, a w ławach parlamentarnych mogłoby zasiąść jedynie dziewięć procent ludzi z wyższym wykształceniem... Rzecz polega na tym, by w Sejmie z jednej strony znajdowali się reprezentanci wielu liczących się środowisk społecznych, także grup zawodowych, z drugiej - by były to jednak elity. Jeśli pyta pan o jakość pracy, to zgoda - rzeczywiście trudno wysoko ją ocenić, ale trzeba pamiętać o przyczynach. Jedną z ważniejszych było to, że ten Sejm musiał przyjmować coraz więcej prawa europejskiego, a to było bardzo absorbujące, poza tym sytuacja gospodarcza, która zaczęła się pogarszać u schyłku rządów AWS i też wskutek rządów SLD wymagała przyjmowania wielu tak zwanych ustaw ratunkowych. Policzyłem, że podczas tej kadencji przyjęto dwieście pięćdziesiąt ustaw z grupy europejskich i około setki ratunkowych. Łącznie natomiast - około sześciuset.
- Kolejny dowód, że ilość jeśli przechodzi w jakość, i to zwykle gorszą...
- Przy takim zapracowaniu nie jest wręcz prawdopodobne nawet, by każda z ustaw była porządnie zrobiona. Trudno zaprzeczyć, że w tym natłoku nie zdarzyły się i ewidentne buble. Dla porównania, w Niemczech, Francji nikogo nie dziwi roczna praca nad ustawą. Wymaga to przecież oprócz zwykłej dyskusji licznych ekspertyz, analiz. Nigdzie poza naszym Sejmem nie pracuje się w tak szaleńczym tempie. Nie znam przypadku, by któryś parlament przyjął sześćset ustaw w ciągu trzydziestu miesięcy. Niemcy przyjmują około stu pięćdziesięciu ustaw przez kadencję.
- A może państwo chcąc regulować prawie wszystko, samo sobie tworzy kłopot nadmiaru, a potem go bohatersko usiłuje rozwikłać..?
- Jest w tym część racji. Oceniam, że jednak nie więcej niż dziesięć procent ustaw było zwyczajnie niepotrzebnych. Pozostała zdecydowana większość musiała być uchwalona. Z awanturami, czasem blokadami, ale jednak nie było innego wyjścia. Co więcej: mimo tego, że część tych ustaw była wadliwa, to trzeba wziąć pod uwagę prostą okoliczność, że skutki ich ewentualnego odrzucenia byłyby dużo bardziej dotkliwe niż skutki samych wad. Na szczęście pierwszego maja zakończyliśmy pewien etap. Teraz wchodzić będą ustawy przygotowywane przez parlament europejski, które w Polsce będą już tylko odwzorowywane do naszych warunków. Słowem, zacznie się okres pewnej rutyny. Oceniam, że około połowy ustaw teraz będzie podejmowanych w Brukseli. Inaczej zatem będzie można planować prace Sejmu, pracować w rytmie sprzyjającym dobremu przygotowaniu projektów, nie siedzieć po nocach...
- Pana zdaniem następny Sejm będzie jednak lepszy? Skąd ta wiara?
- Jeśli czytam wyniki sondaży, a z nich wynika, że zdaniem ponad połowy Polaków Sejm następnej kadencji będzie gorszy od obecnego, to zadaję pytanie: szanowni państwo, a kto ten Sejm wybierze? Mam wrażenie, że w tych wynikach jest silny element strachu za kogoś.
- To strach przed rządami Samoobrony...
- Ale to oznacza jedynie, że do wyborów trzeba iść. Dynamika Samoobrony, skoro o niej pan mówi, może przełożyć się na jej sukces, gdy pole wyborcze oddane zostanie walkowerem.
- Może to w ogóle nie będą wybory partyjne, lecz konfrontacja tych, którzy w Polsce żyją w ubóstwie z tymi, którym jakoś się wiedzie? Którzy odnaleźli się w rzeczywistości mniej lub bardziej - ale wolnorynkowej?
- Powtarzam: jeśli poczucie zagrożenia jest, to powinno ono być mobilizujące. Jeśli we Francji LePen przeszedł do drugiej rundy, to w niej właśnie został wręcz zmiażdżony. Ja dlatego niechętnie patrzę na wszelkie próby manipulacji terminami wyborów. To niebezpieczne. Lepiej się tego nie chwytać.
- Boi się pan dobrego wyniku Samoobrony? Na tyle dobrego, by kazał wszystkim liczyć się z nią przy układaniu rządu?
- Nie boję. Jeśli wybory miałyby się odbyć na jesieni, na co liczę, to sądzę, że obecne dobre wyniki tej partii będą już tylko wspomnieniem.
- Wzrost gospodarczy przełoży się wreszcie na miejsca pracy, podreperuje domowe budżety i partia Leppera straci zwolenników?
- Nie tylko to. Ludzie po prostu mają swój rozum. Jeśli dziś Samoobrona ma wysokie jeszcze notowania, to nie oznacza wcale, że tyle akurat "ugra" w wyborach. Najczęściej bywa tak, że gdy przychodzi ankieter do obywatela i pyta na kogo będzie głosował, to ten - zdenerwowany, zniechęcony - odpowiada: a właśnie, że na Samoobronę. Trochę jakby na złość wszystkim tym, co teraz rządzą.
-To staje się regułą, że wybory wygrywa się nie z racji atrakcyjności programu, lecz dlatego, że na aktualnie rządzących nikt już nie może patrzeć. Tak było z AWS, tak jest teraz z SLD.
- To chyba skutek niedojrzałości demokracji. Wydawało nam się kiedyś, że zrobienie demokracji jest rzeczą stosunkowo prostą. Wystarczy mieć wolne wybory, wolne media, swobodę działania partii politycznych, trochę innych instytucji. Okazało się jednak, że jeśli w demokracji nie zaszczepi się od razu pewnych nawyków, barier prawnych i obyczajowych, to system zaczyna się wypaczać, degenerować. Partie zaczynają się wyradzać.
- Nie ma pan wrażenia, że partie zawłaszczyły sobie państwo?
- Trochę tak...
- To zmieńmy ordynację. Na większościową. Ona wiąże posłów z wyborcami silniej niż z własnymi partiami.
- Ale wtedy w Sejmie połowa posłów będzie kompletnie niezależnych, których zachowania będą zupełnie nieprzewidywalne. Nic ich nie będzie trzymało...
- Wyborcy.
- Poseł z perspektywą czteroletniej kadencji ma tendencje do zapominania o wyborcach. Partia zdrowa wewnętrznie potrafi go jeszcze jako tako pilnować. Bez tej "smyczy" dzisiejsze narzekania ludzi na alienację posłów byłyby mało znaczącymi utyskiwaniami. Proszę zresztą docenić fakt, że kilka z obecnie istniejących partii - na przykład Platforma Obywatelska - docenia wagę tego, by jej parlamentarzyści przestrzegali pewnych fundamentalnych norm. Na lewicy także, nie chwaląc się, nasza decyzja odejścia podyktowana byłą chęcią dowiedzenia, że gdy mówimy o potrzebie uczciwego państwa, to nie jest to mówienie ot tak, sobie a muzom.
- Czemu ludzie mieliby wam wierzyć, gdy mówicie o uczciwym państwie? Przecież większość z was dopiero co opuściła SLD. Sami zresztą mówicie o sobie, że jesteście "rozwódką po przejściach".
- Choćby dlatego, że zaryzykowaliśmy. Bo faktem jest, że wielu z nas na tym odejściu zwyczajnie straciło. Odeszliśmy z partii przecież wciąż jeszcze rządzącej. Zrezygnowaliśmy ze stanowisk, wpływów, pieniędzy. Moim zdaniem to pewna gwarancja tego, że można nam zaufać.
- Dziękuję za rozmowę.

Źródło: "Nowa Trybuna Opolska"

Powrót do "Wywiady" / Do góry