Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 29.07.04 / Powrót

Ananicz szefem Agencji Wywiadu? - Sygnały Dnia

Rozmawiali:Krzysztof Grzesiowski, Henryk Szrubarz

Henryk Szrubarz - W studiu Marek Borowski, lider Socjaldemokracji Polskiej. Dzień dobry.

Marek Borowski - Dzień dobry panom, dzień dobry państwu.

Krzysztof Grzesiowski - Przedstawiciel Socjaldemokracji Polskiej w Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych był za tym, by Andrzej Ananicz został szefem Agencji Wywiadu? Nie przeszkadza panu prawicowy polityk w lewicowym rządzie?

M.B. - Nie, nie przeszkadza mi, dlatego że chodzi tu o stanowisko, które powinno być obsadzane według troszkę innych kryteriów niż kryterium polityczne. Ja mogę powiedzieć, że ten przypadek Ananicza jest w ogóle bardzo charakterystyczny. Mianowicie od kilkunastu lat w Polsce trwa zajadła walka między lewicą i prawicą, na przemian te rządy się zmieniają i za każdym razem, kiedy przychodzi kolejna zmiana, następują różnego rodzaju czystki przekraczające potrzeby. Nie udało się jak do tej pory w Polsce osiągnąć czegoś, co w innych krajach, np. europejskich, dawno już osiągnięto, mianowicie, że są takie pola, które mają charakter ponadpartyjny, gdzie chodzi o rację stanu, o interes państwa i gdzie dochodzi do consensusu między lewicą i prawicą, między rządem i opozycją i tam obie strony starają się dojść do porozumienia i ustanowić kogoś, kto będzie realizował przede wszystkim interes państwa. Otóż Belka nie powiem, że po raz pierwszy, bo takie rzeczy zdarzały się w przeszłości, ale rzadko, ale próbuje realizować właśnie ten scenariusz. Agencja Wywiadu to jest instytucja, gdzie nie realizuje się, nawet nie należy realizować żadnej partyjnej polityki. To jest instytucja, gdzie realizuje się interes państwa.

K.G. - No to tu się pan różni jeśli chodzi o opinię na temat Andrzeja Ananicza od Ludwika Dorna, szefa Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, cytowaliśmy przed chwilą. Poseł Dorn powiada, że jeżeli PiS będzie miał udział we władzy po wyborach, to będzie postulować o odwołanie pana Ananicza. Więc panów drogi się rozeszły. .

M.B. - Chcę powiedzieć, że to tylko nienajlepiej świadczy o PiS-ie. PiS ma uraz do wszystkich współpracowników Lecha Wałęsy, może nawet pewną obsesję na tym punkcie. I wydaje mi się, że też czas się już jej pozbyć. Andrzej Ananicz - już niezależnie od tego, jak się ocenia tej współpracy, bo sam fakt współpracy z Lechem Wałęsą nie może być oceniany negatywnie przecież, ale Andrzej Ananicz później był pracownikiem MSZ i wiceministrem spraw zagranicznych, i teraz jest ambasadorem przecież także przy rządach lewicowych, a więc realizuje po prostu politykę państwa. Więc chodzi o to, żeby już te stare urazy jednak porzucić.

K.G. - Wspomniał pan o tym, że prof. Belka próbuje realizować taką politykę, którą można by sprowadzić do słów, że ważne jest państwo, a nie partia, nie interes partyjny, a państwa, ale...

M.B. - Na tych obszarach, gdzie można tak powiedzieć, bo są obszary polityczne, oczywiście.

K.G.- Tak, tak, ale czy przy tej okazji nie traci więcej, jak zyskuje? Bo traci zaufanie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ale poparcia opozycji raczej nie zyskuje takimi ruchami.

M.B.-Sprawa nie jest taka prosta, dlatego że na przykład Platforma Obywatelska jednak w sumie poparła tę propozycję. Inne ugrupowania opozycyjne w Komisji wstrzymały się od głosu, co oznacza, że jakby nie są zdecydowane. Być może chcą zobaczyć, jak Ananicz będzie funkcjonował. Tak że może nie był to pełny sukces Belki, który byłby pożądany w tej sytuacji. Szkoda, że po prostu część ugrupowań opozycyjnych nie przełamała tutaj pewnych uprzedzeń. No, ale nie jest też tak, że cała opozycja stanęła murem przeciw. I to jest jakiś element pozytywny.

K.G.- Andrzej Ananicz nie miał pozytywnej opinii, ale negatywnej też nie dostał, wynik był trzy do trzech i do trzech.

M.B. - Tak jest, i trzech wstrzymujących się.

K.G.-Tak jak z tą szklanką, dla jednych jest do połowy pełna, a dla drugich do połowy pusta. A jak pan ocenia to, co robi w tej chwili Sojusz Lewicy Demokratycznej? Ten opór wobec działań prof. Marka Belki, zapowiedzi, że być może wycofają swoich ministrów, być może trzeba dążyć jednak do wcześniejszych wyborów.

M.B. - No cóż, tam rzeczywiście trwa jakieś pomieszanie pojęć i poglądów w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, dlatego, że są tam również politycy, którzy się po pierwsze o Ananiczu wypowiadają pozytywnie, po drugie - o decyzji Belki wypowiadają się pozytywnie...

K.G. - Poza ministrem obrony Jerzym Szmajdzińskim, jedną z ważniejszych postaci w Sojuszu.

M.B. - Tak jest, ale proszę zwrócić uwagę, że są te kontrowersje. Szmajdziński przeciw, Cimoszewicz za, Siemiątkowski za w sumie, pozytywnie ocenił Ananicza, Janik w pierwszej swojej wypowiedzi pozytywnie, potem - przymuszony przez kolegów - podpisuje list do premiera, żeby jednak go nie powoływał. Wydaje mi się, że tu pokutuje ta stara teza, że jak zdobyliśmy władzę, jak mamy tę władzę, no to po prostu wszystko musi być nasze. A premier musi z nami wszystkie te decyzje skonsultować, a jak się nie zgodzimy, to nie może ich podejmować. Po pierwsze Belka jest premierem prezydenckim, o tym nie wolno zapominać, i ma wobec tego określoną swobodę działania. Po drugie — tak jak powiedziałem, są stanowiska, gdzie trzeba się wznieść ponad partyjny punkt widzenia. Sojusz ciągle tego nie potrafi zrobić i to, niestety, jest elementem widocznym i negatywnym.

K.G. - A czy premier wzniósł się ponad partyjne uprzedzenia, mianując Lecha Nikolskiego na stanowisko sekretarza stanu, pełnomocnika rządu ds. narodowego planu rozwoju w latach 2007 - 2013?

M.B. - My, oceniając generalnie politykę kadrową premiera pozytywnie, to znaczy te decyzje, które podejmował do tej pory ocenialiśmy pozytywnie, tę jedną oceniliśmy negatywnie. No i rezerwowaliśmy sobie prawo do oceny, nie do dyktowania premierowi, co ma zrobić. My się nie domagamy od premiera, żeby z Socjaldemokracją konsultował każdą decyzję kadrową. Zarezerwowaliśmy sobie prawo do publicznej oceny i takiej publicznej oceny dokonaliśmy. Ten jeden przypadek, oczywiście, nie może przekreślać całej tej polityki kadrowej, aczkolwiek jest takim dysonansem, to nie ulega wątpliwości.

Ale w każdym razie wracając do tego, co się dzieje w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, no to po prostu te wszystkie nerwowe ruchy świadczą o tym, że tam nie ma żadnej koncepcji. Ja jestem jak najdalszy od doradzania Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, ale najlepiej by było, gdyby SLD określił, czego oczekuje merytorycznie od premiera. Tego nie określił ani wtedy, kiedy udzielał wotum zaufania, ani w tej chwili. Natomiast zużywa siły w takich bijatykach personalnych, powiedzmy sobie, prestiżowych i ambicjonalnych. Socjaldemokracja wtedy, kiedy udzieliła wotum zaufania, najpierw określiła warunki i to były warunki merytoryczne dotyczące naprawy państwa, walki z układami, z korupcją, zmian w polityce społeczno-gospodarczej. To są konkrety i nam przede wszystkim na tym zależy.

K.G. - No tak, ale minęło niewiele w sumie czasu od mianowania Marka Belki premierem i już Socjaldemokracja Polska mówi, że nie wszystkie warunki Socjaldemokracji zostały spełnione i być może w październiku, podczas ponownego głosowania nad wotum zaufania Socjaldemokracja za premierem Belką nie stanie.

M.B. - To jest tylko przejaw...

K.G. - Ale czas strasznie krótki był, panie pośle, od propozycji do realizacji.

M.B. - To nie szkodzi. Ale chcę zwrócić uwagę, że od wotum do wotum to jest trzy miesiące z kawałkiem i ponieważ my potraktowaliśmy ten kontrakt serio, bo niektórzy uważali, że to jest taki - przepraszam, że użyję kolokwialnego zwrotu - pic na wodę fotomontaż, że tak, napisaliśmy, ale w zasadzie za chwilę schowamy ten papier do szuflady i postaramy się o nim zapomnieć. No więc poinformowaliśmy opinię publiczną, że tak nie jest. Minął miesiąc i po miesiącu oceniliśmy wykonanie. To wykonanie jak na razie jest mizerne. Zaznaczyłem na konferencji prasowej, że ja wiem, że miesiąc dopiero minął i że premier być może, nawet na pewno, traktuje ten okres jako przygotowawczy.

H.S. - Czyli co to było? Pogrożenie palcem swego rodzaju?

M.B. - Nie lubię tych określeń. To jest po prostu uczciwe postawienie sprawy. To znaczy takie, w którym publicznie oceniamy wykonanie tego kontraktu. Premier ma prawo publicznie ocenić również, czy my wykonujemy naszą część kontraktu, bo premier miał swoje ustawy, co do których my zgodziliśmy się je poprzeć. Jak do tej pory premier nie ma zarzutów do Socjaldemokracji, że Socjaldemokracja coś kręci, kombinuje, nie wykonuje tego, do czego się zobowiązała. Więc wydaje mi się, że tak powinny wyglądać te stosunki, bo wtedy one są uczciwe. Pod koniec sierpnia dokonamy drugiej takiej oceny. Mam nadzieję, że będzie lepsza. Ale jeżeli nie, bo to musi być jasne, jeżeli nie, ponieważ też słyszeliśmy takie głosy, że no, czy to będzie wykonane, czy nie będzie wykonane, to Socjaldemokracja i tak poprze, i tak poprze. No więc informuję, że nie, że jeżeli nie będzie wykonane, to nie poprze.

K.G. - Jeszcze jedno pytanie: kiedy dojdzie do spotkania prezydenta, premiera, szefa Sojuszu i pana, czyli czterech osób rządzących w tej chwili polską polityką?

M.B. - [śmiech] No, czytam z rozbawieniem te informacje, ponieważ...

K.G. - Ale taka myśl nie jest panu niemiła, panie marszałku?

M.B. - Wie pan, ja byłem już w rządach różnych, można powiedzieć, że brałem udział w rządzeniu i to jest przede wszystkim ciężka odpowiedzialność, w związku z czym jeżeli komuś to sprawia taką satysfakcję, nasyca jego próżność, że jest zaliczany do rządzących, no to niech się cieszy. Natomiast ja patrzę na to zupełnie inaczej. My mamy swój kawałek w tej władzy, polegający nie na tym, że ją sprawujemy - z wyjątkiem Marka Balickiego, który raczej poszedł na saperską robotę - tylko polegającą na tym, że mamy pewien kontrakt, pewne porozumienie z premierem, gdzie kawałek naszego programu, ważny, ma być zrealizowany. I w tym sensie mamy wpływ.

K.G. - Czyli spotkania na razie w takim gronie nie przewiduje pan.

M.B. - Natomiast tutaj każdy działa oddzielnie, to znaczy przynajmniej jeśli chodzi o Socjaldemokrację. Socjaldemokracja ma swój kontrakt z premierem. Nie mamy żadnego kontraktu z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, w związku z czym nie widzimy powodu, żeby się spotykać i współrządzić, bo po prostu nie ma do tego podstaw. Tak że to są takie gry, powiedzmy sobie, układanki polityczne, które dziennikarze robią z przyjemnością, co ja rozumiem, ale nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.

H.S.- Lider Socjaldemokracji Polskiej Marek Borowski gościem Sygnałów Dnia. Dziękuję bardzo.

M.B. - Dziękuję.

Źródło: Polskie Radio - 1

Powrót do "Wywiady" / Do góry