Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 30.12.04 / Powrót

Zjednoczenie jest niemożliwe - "Głos Wybrzeża"

Z Markiem Borowskim, przewodniczącym Socjaldemokracji Polskiej, rozmawia Jacek Grąziewicz
- Według ostatnich sondaży wszystkie partie lewicowe razem wzięte mogą liczyć na 10 - 13 proc. poparcia. Jest to o wiele mniej, aniżeli kilka miesięcy temu, kiedy powstawała Socjaldemokracja Polska. Czy oznacza to, że rację ma Bronisław Komorowski mówiąc, że polskie społeczeństwo spisało już lewicę na straty?
- W tym miejscu należałoby chyba sparafrazować Marka Twaina i stwierdzić, że wiadomości o śmierci lewicy są zdecydowanie przesadzone. I myślę, że umiarkowana prawica - do której szeregów zaliczam Bronisława Komorowskiego - nie powinna takich pochopnych wniosków wysnuwać. Prawica do spisania lewicy na straty nie powinna również dążyć. W reformowaniu Polski potrzebna będzie bowiem pomoc rozsądnej lewicy. A Platforma Obywatelska może się znaleźć w niekomfortowej sytuacji, jeżeli będzie skazana jedynie na Prawo i Sprawiedliwość oraz Ligę Polskich Rodzin. Prawdą jest, że wyborcy lewicy rozczarowali się. Rozczarowali się co do Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Pracy. I to rozczarowanie zaowocowało tym, że znaczna część z nich - w mojej ocenie połowa - odsunęła się od polityki. Nie znaczy to oczywiście, że ludzie ci nie powrócą, ale na razie nie chcą oni deklarować chęci głosowania na kogokolwiek. To wynika z badań. Poglądy lewicowe deklaruje obecnie 15 proc. Polaków, a jeszcze jakiś czas temu odsetek ten sięgał 30 proc. Ugrupowania lewicowe walczą więc dziś o stosunkowo niewielki elektorat. Oczywiście głos na Socjaldemokracje Polską są również gotowi oddać wyborcy o poglądach centrowych, jednak nie zmienia to zasadniczo sytuacji po lewej stronie sceny politycznej.
- Czy Socjaldemokracja Polska nie przyczyniła się do spadku zaufania do lewicy? Początkowe poparcie dla pana ugrupowania było przecież dużo wyższe, aniżeli obserwowane obecnie.
- Ma to związek z tym, że część ludzi od nowo powstałej partii oczekuje czegoś w rodzaju cudu. Tymczasem okazuje się, że rzeczywistość nie jest taka prosta. Na przykład my nie odcięliśmy się od rządu Marka Belki. Poparliśmy go. I zawiedliśmy tych spośród wyborców, którzy uważali, że powinniśmy opowiedzieć się przeciwko rządowi skonstruowanemu przez ten obóz polityczny. A my - co do zasady - kierujemy się przecież racją stanu i racją państwa. Przywiązanie do tego rodzaju wartości daje rezultaty dopiero w dłuższym okresie. W krótszym liczą się fajerwerki i radykalne pomysły. My stawiamy na pracę organiczną, na długi marsz. W pierwszych miesiącach nie mieliśmy przecież struktur, nie mogliśmy dotrzeć do ludzi w terenie. I właśnie to spowodowało spadek wskaźników sondaży. W ostatnim okresie obserwujemy mały trend wzrostowy, który będziemy starali się wzmocnić propozycjami programowymi. My już okrzepliśmy, mamy w kraju liczne grono działaczy. Polacy poznali naszą nazwę i działalność. Przypomnijmy , że początkowo nazwa Socjaldemokracja Polska była znana 5 proc. wyborców. A trudno oddać swój głos na partię, której nazwy nawet się nie zna. I widać to w różnicach pomiędzy poparciem dla mnie, jako dla lidera SDPL, a poparciem dla samej Socjaldemokracji, która niewątpliwie zasługuje na więcej. Mnie ludzie znają od lat i dlatego poparcie jest wyższe. Partia do świadomości wyborców cały czas się przebija - z coraz lepszym skutkiem. Na początku 2005 r. będziemy tworzyli struktury wojewódzkie (powiatowe już mamy) i wyjdziemy z programem politycznym. Elektorat, który już zdobyliśmy, nie powinien nas opuścić, a nasz program i konsekwentna postawa powinny przyciągnąć nowych sympatyków.
- Czy oznacza to, że 9 miesięcy funkcjonowania Socjaldemokracji Polskiej na scenie politycznej nie przyniosło żadnych błędów?
- Od wyliczania błędów są nasi przeciwnicy. Proszę pamiętać, że tworzymy od podstaw nową partię, nową tzn. przede wszystkim wolną od błędów i patologii SLD. Nie jest to zadanie łatwe ani nieskomplikowane, ale dziś jak nigdy przedtem jestem przekonany, że warto było je podjąć. Być może popełniamy pewne błędy, ale na pewno nie popełniamy błędu kardynalnego: nie tkwimy nadal w niereformowalnej strukturze SLD i dajemy ludziom polskiej lewicy nadzieję na odbudowanie wiarygodnej, nowoczesnej partii socjaldemokratycznej.
- W liście skierowanym do delegatów na III Kongres Krajowy Sojuszu Lewicy Demokratycznej wezwał pan do samooczyszczenia się Sojuszu. Czy jednak wierzył pan w to, co napisał? Utworzył pan przecież Socjaldemokrację Polska właśnie dlatego, że pana zdaniem SLD nie jest zdolny do samooczyszczenia.
- Rzeczywiście, tak było, ale jeśli ktoś uważa, że potrafi naprawić zegarek, to niech próbuje. W marcu 2004 roku, po dwóch próbach (pierwsza miała miejsce na II Kongresie SLD w czerwcu 2003r.) przeprowadzenia w Sojuszu głębokich zmian, doszliśmy do wniosku, że szanse na naprawę SLD od wewnątrz są bliskie zeru i że w tej sytuacji, dla dobra lewicy, dla dobra tych wyborców, którzy są już sfrustrowani i rozczarowani oraz dostrzegają zagrożenia ze strony prawicy, trzeba Socjaldemokrację Polską utworzyć. Co by się bowiem stało, jeżeli byśmy z Sojuszu nie wyszli? Nie bylibyśmy przecież w stanie przeprowadzić w SLD żadnych zmian, aż do grudniowego kongresu. Wszystko by szło własnym rytmem. I po kongresie mielibyśmy jedną partię lewicową z 5-6 proc. poparciem. Złudzeniem jest przecież sądzić, że słupki sondaży można dodawać. Tak się po prostu nie da. Dzięki nam lewicowy wyborca znalazł alternatywę. A jeżeli by jej nie znalazł, to albo odszedłby do innej partii, albo wycofałby się z polityki. Byliśmy więc dla lewicy ratunkiem. Oczywiście, dla działaczy lewicowych najbardziej odpowiedzialnych za obecny stan rzeczy, byliśmy - i jesteśmy - zagrożeniem. I to właśnie z tego kierunku posypały się pod naszym adresem określenia: szczury i zdrajcy. Tego się jednak można było spodziewać. Powracając jednak do mojego listu. Obserwując przygotowania do III Kongresu SLD - a zwłaszcza bezpłciowe zjazdy wojewódzkie - widziałem, że szanse na naprawę Sojuszu są nadal bardzo małe. Znam jednak takich członków Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy myślą podobnie do nas, którzy podobnie rozumieją rolę lewicy i polityki. I w naszym oświadczeniu z 10 października właśnie to napisaliśmy: wiemy, że w Sojuszu Lewicy Demokratycznej są ludzie myślący tak jak my. Nie wiemy tylko, czy są oni w stanie przekształcić ten Sojusz. I w gruncie rzeczy my zwróciliśmy się właśnie do tych ludzi. Trzeba zamknąć oczy, wejść na mównicę i powiedzieć prawdę. Aż do bólu. Tak jak my zrobiliśmy to w marcu. I jeżeli coś takiego się powie, to okazuje się czasem, że otwiera się innych ludzi. Że ci, którzy siedzą cicho jak te myszy pod miotłą, nagle wstają i zaczynają mówić. List był właśnie próba sprowokowania członków Sojuszu do wykonania jakiegoś ruchu. Okazało się jednak, że silniejsza była opcja zachowawcza. Wybranie na przewodniczącego Józefa Oleksego - szczególnie po jego przemówieniu - było właśnie ruchem zachowawczym. Tą decyzją Kongres wykazał, że Sojuszowi brak nie tylko woli zmian, ale po prostu instynktu samozachowawczego.
- Do przewodnictwa Józefa Oleksego w SLD nie podchodzi pan zbyt entuzjastycznie.
- A jak mam podchodzić po tym, co usłyszałem z jego ust? Mówił on przecież delegatom jedynie to, co chcieli oni usłyszeć: jesteście silni, jesteście uczciwi i macie najlepszy program. Przypomina to trochę stary dowcip o Chruszczowie: - Jak wam się powodzi? - zażartował towarzysz Chruszczow. - Dobrze - zażartowali delegaci. Uczestnicy kongresu SLD byli mamieni. Na sali siedziało ponad tysiąc osób. Podgrzewani przez Oleksego mogli poczuć się silni. Pamiętam jednak ostatni zjazd PZPR w 1990r. Tam również siedziało na sali ponad dwa tysiące osób. A na zewnątrz co się działo? Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że Sojusz znajduje się w głębokim kryzysie. I Józef Oleksy zamiast powiedzieć: musimy okazać pokorę, powiedzieć sobie uczciwie, że nie stanęliśmy na wysokości zadania i część z nas musi odejść, mówi o tym, jaki to Sojusz jest silny, a jego członkowie wspaniali. Na proste pytanie, jak to się stało, że poparcie z 41% zmalało do 6%, ani Oleksy, ani Kongres nie raczyli odpowiedzieć.
- Kto byłby lepszym liderem SLD - Krzysztof Janik czy Krzysztof Martens?
- Krzysztof Martens jest nieporozumieniem. Prywatnie lubię Martensa i podziwiam go jako brydżystę. Jednak trafił on chyba do polityki dla zabawy, przy czym nierzadko bawi się źle. Jego opowiadanie o tym, że Sojusz musi się zmienić, było tylko pozorem. Widać to po tym, jak wezwał swoich zwolenników do głosowania na Józefa Oleksego. Jeżeli natomiast chodzi o Krzysztofa Janika, to chyba z całej tej sytuacji zrozumiał on najwięcej. I próbował powiedzieć delegatom, że zanim się pójdzie do przodu, trzeba się trochę cofnąć. Okazało się jednak, że nie zyskało to większości. Podejrzewałem jednak, że tak będzie. Wynikało to z przebiegu wcześniejszych zjazdów wojewódzkich. Tam się przecież nic nie działo. Podczas tych zjazdów dominowało myślenie w dobrym, starym stylu. Nie dokonano żadnego rozliczenia. Krzysztof Janik przegrał. Jednak - mówiąc językiem Lecha Wałęsy - nawet gdyby wygrał, to i tak by przegrał. Z tym gronem działaczy nie dałby sobie bowiem rady. A że przegrał, to ma jeszcze szanse wygrać. Chociaż Sojusz jest tak pordzewiałą maszyną, że naprawienie jej jest syzyfową pracą. Ale oczywiście każdy ma prawo do jej podjęcia. Syzyf swoja pracą podjął. Natomiast moja wiara w powodzenie tej operacji jest bardzo skromna. My nie jesteśmy doskonali, niesiemy również pewną część odpowiedzialności za dzisiejszy stan rzeczy. Jednak mieliśmy odwagę podjąć zbawczą dla lewicy decyzję oraz trud pracy od podstaw. I jeżeli myśli się dzisiaj serio o odbudowie wiarygodności lewicy, to realnie rzecz biorąc może się to dokonać tylko na fundamencie Socjaldemokracji Polskiej.
- To jednak właśnie podczas kongresu SLD po raz kolejny padły słowa o konieczności zjednoczenia lewicy. Marek Dyduch, ponownie wybrany sekretarzem generalnym Sojuszu uważa, że tylko zjednoczona lewica ma szanse wygrać wybory. I że działacze Socjaldemokracji - poza panem i ścisłym kierownictwem - zjednoczenia tego chcą.
- Kiedy 10 października przyjmowaliśmy uchwałę w sprawie stanowiska wobec sytuacji na lewicy, musiałem z salą walczyć, aby w uchwale tej zostało zdanie, że naszym głównym wrogiem jest prawica, a nie SLD. Praktycznie każdy mówca proponował zdanie to wykreślić, gdyż wskazywać ono miało na nasze przywiązanie do SLD. Marek Dyduch kompletnie nie ma rozeznania w sytuacji. Wszędzie, gdzie rządzi SLD, decyzja o wstąpieniu do Socjaldemokracji była bardzo trudna. Niektórzy do nas nie przyszli, ponieważ nie chcą stracić pracy. Jeżeli jednak ktoś się już zdecydował przyjść do nas, to ostatnią rzeczą o której taka osoba marzy, jest powrót do współpracy z SLD. Dla tych osób byłaby to życiowa porażka. To tylko kierownictwo SDPL nie skreśla z góry wszystkich członków SLD. Liczymy, że któregoś dnia przejrzą na oczy - oby jak najszybciej. Co się natomiast tyczy SLD jako organizacji mówimy jasno - zjednoczenie nie jest możliwe.
- A czy wiarygodni są politycy, którzy w ramach Sojuszu stworzyli platformę Socjaldemokratyczna Przyszłość?
- Nie chcę charakteryzować poszczególnych ludzi. To byłoby po prostu nie fair. Stawiałbym się w roli weryfikatora. A ludzi weryfikuje ich działanie. I jeżeli jest to działanie w duchu tego, które my podjęliśmy, to z takimi osobami sympatyzujemy. Byłbym jakimś zakamieniałym doktrynerem, gdybym mówił inaczej. Jednak działania takie muszą zmierzać do oceny mechanizmów, które doprowadziły do patologii i do odsunięcia ludzi za patologie te odpowiedzialnych. A zamiast tego, po wyroku Sądu Lustracyjnego w sprawie Józefa Oleksego, Sojusz pogrąża się jeszcze bardziej.
- A co z Unią Pracy? Może z tą partią mogłaby współpracować Socjaldemokracja Polska?
- Unia Pracy jest oczywiście mniej obciążona. Miała bowiem mniejszy udział we władzy. Unia Pracy jest jednak dzisiaj rozrywana sprzecznymi tendencjami. W tym stanie w jakim obecnie się znajduje, ugrupowanie to nie jest w stanie stworzyć żadnego aliansu.
- Unia Pracy stworzyła Unię Lewicy.
- I to jest kolejny dowód na rozchwianie Unii Pracy. Cześć działaczy tego chce, część nie chce. Wszystkim organizacjom zrzeszonym w Unii Lewicy -może poza Piotrem Ikonowiczem - mogę powiedzieć, że ich polityczny interes mieści się w szeroko rozumianym spektrum wartości socjaldemokratycznych. I my jesteśmy w stosunku do tych organizacji otwarci. Utrzymujemy z nimi kontakt. Mało tego, wewnątrz Socjaldemokracji tworzymy wewnętrzną platformę programową, którą nazwaliśmy Alternatywa. I chcemy, aby w tej platformie działali właśnie tacy ludzie. Przecież my mamy ten sam katalog wartości. I on nas od Unii Lewicy nie różni. Różni nas natomiast język. Uważamy, że do wartości, które nie są popierane przez większość społeczeństwa, należy przekonywać. A nie agresywnie wartości te narzucać. Wówczas ludzie nie chcą tego słuchać. Jeżeli wartości te będzie głosić poważna partia, która ma już pewne poparcie społeczne, to będzie miała większe szanse na odniesienie sukcesu. Na moje spotkanie przyjdzie 100-150 osób o różnych poglądach. A na spotkanie alterglobalisty - nawet jeśli ma jakieś racje, które zasługują na uwagę - przyjdzie tych osób garstka, a i to na ogół już przekonanych. Lepiej więc działać w ramach większego ugrupowania. I tyle.
- Mówicie "nie" zjednoczeniu lewicy. Jednak to chyba właśnie zjednoczona lewica ma szansę wygrać walkę z prawicą. Z prawicą zjednoczoną w walce z lewicą. Czy nie obawia się pan, że PiS dzisiaj mówi: zdelegalizujmy SLD. A jutro powie: zdelegalizujmy SDPL?
- PiS może powiedzieć jeszcze parę innych rzeczy. Ja jednak średnio się tym przejmuję. Stworzyliśmy w Polsce takie podstawy prawne, że niełatwo będzie je naruszyć. I PiS doskonale wie, że żadnej delegalizacji nie będzie. Polska demokracja została zbudowana na dość trwałych fundamentach prawnych. Niejeden próbował już to naruszyć i musiał się cofnąć. Nie jesteśmy republiką bananową. Z prawicą trzeba oczywiście walczyć, ale może to skutecznie czynić tylko lewica wiarygodna. Lewica niewiarygodna może co najwyżej bronić się w okopach, a SDPL nie chce sie wyłącznie bronić - chcemy być w ofensywie.
- Jak więc walczyć z prawicą? Coraz bardziej napastliwą i demagogiczną?
- Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, na czym ta walka ma polegać. Naszym zdaniem na argumentacji, na zgłaszaniu własnych projektów ustaw, na pokazaniu, że prawica nie ma monopolu na naprawianie państwa, do zepsucia którego zresztą też się przyczyniła. Skuteczność tej walki zależy od tego, na ile uda się poszczególnym stronom dotrzeć do milionów Polaków. A zrobić to może jedynie partia wiarygodna. Dotrzeć mogą ludzie, którym nie można niczego zarzucić. W jaki sposób SLD może wiarygodnie występować z postulatami naprawy państwa, walki z korupcją i partyjnictwem, jeżeli proceder ten ciągle uprawia? Cóż bowiem zrobił Krzysztof Martens przed głosowaniem nad wotum zaufania dla rządu Marka Belki? Zaszantażował on rząd, domagając się stanowiska dla jakiegoś Pierdziszewskiego z SLD i nie ukrywał, że jest to element wewnętrznej kampanii wyborczej przed Kongresem. Przecież to jest partyjniactwo w najgorszym stylu! I czy kogoś usunięto za to z partii? Natychmiast powinien zebrać się zarząd, skierować tę sprawę do sądu partyjnego i wyrzucić Martensa i innych na zbity pysk. Wtedy ludzie zobaczyliby, że coś się zmienia. Walka z prawicą może być wygrana. Prawica reprezentuje poglądy konserwatywne, które coraz trudniej bronią się w Unii Europejskiej. Tylko z drugiej strony musi stać wiarygodny przeciwnik. My zdajemy sobie sprawę, że jako Socjaldemokracja nie jesteśmy dzisiaj zbyt silni. Ale wiemy również, że nikt nie może członkom Socjaldemokracji zarzucić zainfekowania korupcją, partyjniactwem i uwikłaniem w niejasne układy i powiazania. To daje nam moralną legitymację do twardej polemiki z prawicą.
- A może do walki z prawicą należy użyć karty światopoglądowej? Była ona dotychczas dość słabo wykorzystywana.
- Karty światopoglądowej absolutnie się nie boimy. I uważam, że w tych kwestiach mamy bardzo mocne argumenty. Pod tym względem jesteśmy bardzo klarowni.
- Kiedy odbędą się wybory parlamentarne?
- Socjaldemokracja Polska udzielając rządowi Marka Belki wotum zaufania przyjęła jego deklarację, że wybory powinny się odbyć późną wiosną - np. 12 czerwca. I nadal uważamy, że to trzeba zrobić. Przeciąganie obecnej sytuacji nie jest korzystne. Nie jest zdrowe dla państwa.
- Czy oznacza to, że rząd Marka Belki wypełnił już swoja misję?
- Ma on jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Również parlament powinien jeszcze przed wyborami uchwalić parę ustaw, które już trafiły do laski marszałkowskiej a dotyczą walki z korupcja i patologiami życia publicznego (np. zainspirowane przez SDPL ustawy o konkursowym systemie zatrudniania w całej administracji rządowej i samorządowej). Nie ma więc powodu, aby przeprowadzać wybory za miesiąc czy dwa.
- Jednak rząd Marka Belki dobrze wypełnia swoją misję. Może należy więc poczekać z wyborami do jesieni? Może dzięki rządowi Marka Belki w wyborach parlamentarnych lepiej wypadnie lewica, a w wyborach prezydenckich - Marek Borowski.
- Przede wszystkim trzeba kierować się interesem państwa. I to muszą zrozumieć wszystkie partie polityczne. A interes państwa wymaga, aby niestabilność nie trwała zbyt długo. Poza tym sam Marek Belka powiedział wyraźnie, że misja jego rządu kończy się wiosną 2005 roku. Nie wiem jeszcze, co będzie z wyborami prezydenckimi. Nie wiem, kto będzie kandydatem lewicy. Powinien być to człowiek, mający największe szanse w rankingach i wszelkie partyjne anse należy odłożyć na bok. To prawda, że przoduję obecnie w rankingach. Decyzje w tej sprawie zapadną jednak za kilka miesięcy, być może dopiero po wyborach parlamentarnych. Jedno mogę powiedzieć już dzisiaj: jeśli pojawi się kandydat z lepszymi szansami, na pewno nie postawię swojego interesu ponad interesem całej lewicy, a przez to i państwa.
- Czego należy życzyć Polakom, polskiej lewicy, Socjaldemokracji Polskiej i Markowi Borowskiemu w 2005 roku?
- Polakom życzę, aby w 2005 roku poczuli pewien świeży powiew, wskazujący, że Polska wychodzi z wielkiego politycznego zawirowania i że polityka zaczyna zdrowieć. Lewicy życzę, aby odzyskała zaufanie do samej siebie. Aby poczuła pewność siły swoich argumentów. Jeżeli natomiast chodzi o Socjaldemokrację i Marka Borowskiego, to chciałbym abyśmy wszyscy mieli wiele satysfakcji z dokonanego wyboru. Abyśmy po prostu odczuwali satysfakcję z własnej pracy.
- Dziękuję za rozmowę.

Źródło: "Głos Wybrzeża"

Powrót do "Wywiady" / Do góry