Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 21.04.05 / Powrót

Socjaldemokracja Polska do wyborów sama, czy w koalicji? - "Sygnały Dnia"

Małgorzata Słomkowska — Razem czy osobno? Rozstanie i powrót. Rozum czy uczucie? Lider Socjaldemokracji Marek Borowski. Dzień dobry, panie pośle.

Marek Borowski — Dzień dobry państwu w studiu i dzień dobry państwu przy radioodbiornikach.

M.S. — Eksperci mówią: jeśli lewica nie połączy się, to zniknie z mapy politycznej, polityczna śmierć. I co? Połączy się lewica?

M.B. — Nie wiem, odpowiem krótko, a niezbyt treściwie, bo, oczywiście, wszyscy spodziewają się innych odpowiedzi. Czy zniknie? No, zobaczymy, czy zniknie, dlatego że w tej chwili toczy się jednak pewien bardzo zasadniczy spór, również na lewicy. To jest spór o ocenę przeszłości, to jest spór o wnioski, jakie z tej przeszłości powinny być wyciągnięte i o to, czy w Polsce może powstać lewica wiarygodna, lewica, która nie będzie już zagrożona tymi chorobami, które ją trawiły przez ostatnie lata.

M.S. — Panie pośle, czy pan sądzi, że miejsce na spór na miesiąc lub parę miesięcy przed wyborami to nie jest już za późno? Czy to, o czym pan mówi, nie powinno się dziać dużo wcześniej? A właściwie to można powiedzieć działo się, bo przecież pan dlatego opuścił Sojusz Lewicy Demokratycznej.

M.B. — Oczywiście, oczywiście.

M.S. — I czy Sojusz Lewicy Demokratycznej z tego wyciągnął jakąkolwiek lekcję?

M.B. — No więc właśnie, więc jest zawsze kwestia odpowiedzialności. Otóż ci działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy rok temu, bo mniej rok temu to miało miejsce, podjęli decyzję odważną o tym, by tworzyć nową partię lewicy, partię wiarygodną, która będzie uodporniona na wirusy, które prawie że zabiły SDL, dali wyborcom lewicy pewną szansę. I ci, którzy pozostali w SLD, a ja słyszałem wtedy od wielu z nich:my zostajemy, ale my naprawimy SLD od wewnątrz, i ja uważałem, że to jest dobre prawo każdego - wybrać. Otóż rok minął i każdy może ocenić, jak ta naprawa w SLD wygląda.

Ja zacytuję tutaj, bo nie będę mówił własnymi słowami, słowa Józefa Oleksego na dwa-trzy tygodnie przed wyborem na przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, powiedział tak: „Lekarstwem na uzdrowienie Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest tylko bolesna prawda o sobie. Nie odpowiedzieliśmy sobie w Sojuszu na wszystkie pytania. Dlaczego partia mająca kiedyś takie poparcie i władzę, upadła tak nisko? Dziś musi być jasne dla wszystkich, jak rodziły się nieprawidłowości funkcjonowania partii i rządzenia, jak rodziła się pobłażliwość i przyzwolenia dla afer”. Święte słowa, można powiedzieć. Na kongresie nie dano odpowiedzi na te pytanie. Potem miała się odbyć konwencja w kwietniu, nie odbyła się, została przesunięta na maj chyba. Ta odpowiedź ciągle tam nie jest udzielana.

Muszę powiedzieć, że to jest, oczywiście, dramatyczna sytuacja. Ale ja mogę tylko zaapelować do tych działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej uczciwych, rzetelnych, żeby wstali z miejsc po prostu, żeby przestali siedzieć z założonymi rękami i wzięli sprawy w swoje ręce, bo w przeciwnym wypadku właśnie historia im nie wybaczy, że tego nie zrobili. To jest rzeczywiście ostatni moment na to, żeby takie działania podjąć. Nie można budować wspólnoty partii lewicowych na przeżartym fundamencie. Musi być jednak podstawa, która łączy.

M.S. — Dom budowany na przeżartym fundamencie po prostu się zawali, jest to prawda oczywista, którą pan mówi. Ale pan cały czas, mimo wszystko, że pan to mówi, liczy pan na coś i ja w gruncie rzeczy, szczerze przyznam się, nie wiem, na co, ponieważ ostatnio pan powiedział: radykalne odcięcie się od tego, co spowodowało klęskę lewicy, czyli w tym kierunku powinien pójść Sojusz Lewicy Demokratycznej, wtedy ewentualnie mogłaby Socjaldemokracja się przyłączyć do SLD.

M.B. — Nie: przyłączyć do SLD, to w ogóle nie wchodzi w rachubę. Socjaldemokracja Polska jest odrębną partię ze swoim programem...

M.S. — Przyłączyć na listach wyborczych.

M.B. — Ze swoim programem. My możemy rozważać różne koalicje wyborcze, notabene nie tylko z SLD, ale zasada jest taka, że taka koalicja może być zawarta tylko z ugrupowaniem, które daje gwarancję, że program naprawy, odpartyjnienia państwa będzie realizowany, bo to były główne grzechy, które "położyły" lewicę i w ogóle położyły politykę i polityków w Polsce. Więc jeżeli takie gwarancje będą widoczne, to tak, jeżeli nie, to nie.

M.S. — Pan jeszcze liczy na te gwarancje, panie pośle?

M.B. — Proszę pani, ja się w ogóle nie wypowiadam, czy się liczę, czy nie liczę. My realizujemy nasz program. Natomiast jeżeli ktoś nas pyta, czy my odcinamy się generalnie od wszelkich możliwości koalicji z innymi ugrupowaniami, w tym także z SLD pod pewnymi warunkami, no to ja nie mogę odpowiedzieć, że się generalnie odcinamy, dlatego że połączone siły lewicy są na pewno lepsze, niż podzielone siły lewicy. To jest truizm. Tylko jeszcze raz podkreślam, że zawiedlibyśmy naszych wyborców - tych wszystkich, którzy dzisiaj chcą na nas głosować, a sądzę, że będzie ich coraz więcej - którym powiedzieliśmy rok temu, że te zasady są dla nas święte, a dzisiaj byśmy powiedzieli: no, dzisiaj już nie są święte, już możemy z nich w gruncie rzeczy zrezygnować. Bo przecież nie wystarczy, że w Sojuszu Lewicy Demokratycznej powie się: my jesteśmy przeciwko aferom, my już będziemy na to zwracać uwagę i tak dalej.

Tutaj trzeba sobie odpowiedzieć na parę pytań, czy na przykład w sprawie Rywina to była afera, czy nie było afery? Czy raport pani Błochowiak nadal obowiązuje w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, czy też następuje jakieś przewartościowanie podejścia do tej sprawy? Czy w kwestii na przykład takiej, jak te, które się działy w Łodzi, powiedzmy sobie, afery korupcyjne, czy w Gorzowie, czy tam podejmowane są jakieś działania wobec organizacji eseldowskich, które tolerowały to po prostu, czy też nie? Bo jeżeli nie, a dojdzie do jakichś wspólnych list, no to przecież my będziemy brali także współodpowiedzialność za wszystkie następne przypadki różnego rodzaju afer korupcyjnych i innych, które będą wychodzić na wierzch. Otóż tego naszym wyborcom zrobić nie możemy, bo to byłoby wiarołomstwo.

M.S. — Panie pośle, ale pan podobne pytania, tylko inne miasta były wymieniane, zadawał rok temu. Wtedy też pan pytał o inne postaci, bo wtedy były inne postaci na scenie politycznej, które wzbudzały wątpliwości. Przez rok po raz kolejny pada pytanie: co się zmieniło? Czy pan nadal będzie apelował?

M.B. — Proszę pani, ja nie chcę bez przerwy mówić o SLD, bo naprawdę ja wolę mówić o Socjaldemokracji Polskiej. Wolę mówić o naszym programie, o tym, co proponujemy. Przede wszystkim proponujemy bardzo konkretny program w dziedzinie edukacji, bardzo konkretny program w dziedzinie naprawy państwa, bardzo konkretny program w dziedzinie równouprawnienia i walki z wyzyskiem...

M.S. — I Socjaldemokracja w sondażach ma koło 5%, a Sojusz Lewicy Demokratycznej koło 4%, to są ostatnie badania.

M.B. — Więc badań nie komentuję, bo badania jedne są takie, drugie inne i nie chcę na tej podstawie wysuwać daleko idących wniosków. Mogę tylko powiedzieć tyle, że ci wszyscy, którzy sądzili, że Socjaldemokracja, która nie miała pieniędzy, nie miała środków, nie miała lokali, że po prostu jest efemerydą, która po paru miesiącach upadnie, chyba przykro się rozczarowali. Jesteśmy, istniejemy i mamy pełne szanse na to, żeby w wyborach wypaść przyzwoicie. Jeżeli w innych ugrupowaniach lewicowych będzie wola do tego, żeby upiory przeszłości przegnać, to, oczywiście, otworzy to drogę do zwiększenia siły lewicy. Tego oczekują wyborcy lewicy. Tylko podkreślam jeszcze raz — klucz do tej sprawy leży w tym ugrupowaniu, które do tej pory takich decyzji nie podjęło. To nie zależy od Socjaldemokracji Polskiej.

M.S. — Panie pośle, powiedział pan, że działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej powinni wziąć sprawy w swoje ręce. Co pan miał na myśli? Czy pan uważa, że w związku z tym powinno się zmienić coś na szczytach władzy Sojuszu? Oddolnie ruszyć?

M.B. — Nie dyktuję Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, co ma dokładnie zrobić. To byłaby ingerencja nieuprawniona i na pewno tam źle przyjęta.

M.S. — No, uprawniona, ponieważ pan był przez wiele lat członkiem Sojuszu.

M.B. — Zgoda, ale wiem, że to jest przyjmowane nerwowo. Ja przypomnę, że gdzieś koło miesiąca temu zasugerowaliśmy, że może by Włodzimierz Cimoszewicz włączył się do sprawy. Jest członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, może zwrócono by się do niego, żeby pokierował tą organizacją, no i wówczas zapewne łatwiej byłoby się porozumieć. Nie było na to zgody, nie było chęci, a jednocześnie były pretensje, że pokazuje się palcem, kto ma być szefem w SLD, w związku z czym uciekam od tego, nie zgłaszam żadnych konkretnych propozycji...

M.S. — A lepszy byłby pan Włodzimierz Cimoszewicz niż pan Józef Oleksy?

M.B. — W Sojuszu Lewicy Demokratycznej są inteligentni ludzie, którzy doskonale wiedzą, na czym polega choroba tego ugrupowania. I trzeba sobie to jasno powiedzieć, trzeba ocenić przyczyny i powiedzieć, co należy zrobić, żeby więcej to się nie powtarzało. A, niestety, co pewien czas mamy z tym do czynienia. Jak ocenić sytuację, w której jakiś czas temu jeden z „baronów”, czyli szefów wojewódzkich, szantażując nie udzieleniem wotum nieufności rządowi, domagał się stanowiska dla swojego kolegi? Czy to jest zawłaszczanie państwa, czy nie?

M.S. — I jest nadal „baronem”.

M.B. — I jest nadal „baronem”. I my byśmy chcieli wiedzieć, czy to będzie się powtarzać, czy to będzie taka praktyka, czy też koniec z tym.

M.S. — Panie pośle, jeszcze raz: czy Włodzimierz Cimoszewicz byłby lepszym szefem SLD, niż Józef Oleksy?

M.B. — Proszę pani, wciąga mnie pani znowu w tę samą dyskusję. Ja mogę tylko tyle powiedzieć, że każda partia powinna zadbać o to, żeby kierownictwo, które wytycza te zmiany i kierunki działania, żeby cieszyło się poparciem społecznym. Jeżeli to kierownictwo, które jest w tej chwili, ma na to szansę, no to mnie nic do tego. Jeżeli nie, to sami działacze się mogą nad tym zastanowić. Ale jeszcze raz mówię: ja nie rozstawiam i nie ustalam kierownictwa SLD.

M.S. — To w takim razie kto byłbym lepszym kandydatem na prezydenta: Borowski czy Cimoszewicz? Ostatnie sondaże... Na pierwszym miejscu w ogóle jest Lech Kaczyński 24%, ale już na drugim jest nasz gość, czyli Marek Borowski, no, a Włodzimierz Cimoszewicz ma 8%, przed nim jest Andrzej Lepper i Donald Tusk.

M.B. — Znowu powtórzę to, co powiedziałem: jedne sondaże pokazują tak, drugie pokazują inaczej...

M.S. — Ja mówię o ostatnich.

M.B. — Ja wiem, ale moje stanowisko w tej sprawie i stanowisko Socjaldemokracji Polskiej jest dość klarowne. Mianowicie na to, żeby ustalić... Znaczy może inaczej — po pierwsze byłoby dobrze, gdyby w pierwszej turze wyborów prezydenckich kandydaci szeroko rozumianego obozu lewicowego czy centrolewicowego nie konkurowali między sobą, to byłoby dobrze. Teraz w związku z tym trzeba jakoś wyłonić tego jednego kandydata, który miałby największe szanse.

Są dwie możliwości: albo przy zielonym stoliku w gabinecie na zasadzie jakichś porozumień, ale nie bardzo wiadomo, na czym opartych i zawsze rodzących podejrzenia, że coś się za tym kryje, to znaczy ktoś komuś coś obiecał, gdzieś będą jakieś porozumienia, które być może będą miały charakter nie bardzo satysfakcjonujący wyborców, albo poprzez zgłoszenie swoich kandydatur, tak jak na prawicy jest paru kandydatów. W tej chwili te zgłoszenia mają charakter wstępny. Formalne zgłoszenia nastąpią gdzieś dopiero w lipcu, po ogłoszeniu terminu wyborów. A więc zgłoszenie swoich kandydatur, zaprezentowanie się opinii publicznej i podjęcie decyzji co do tego, kto, w nieco późniejszym terminie.

My się za tym opowiadamy, Socjaldemokracja chciałaby zgłosić swojego kandydata. Włodzimierz Cimoszewicz może być także zgłoszony. I ja deklaruję, że jestem gotów podpisać porozumienie z Włodzimierzem Cimoszewiczem (nie wiem, czy jeszcze jakiś inny kandydat lewicy się zgłosi), polegające na tym, że w stosownym czasie, w stosownym terminie obaj podejmiemy decyzję, który z nas zostaje w grze. I wydaje mi się, że to jest uczciwe postawienie sprawy. Natomiast nie można czekać, moim zdaniem, ze zgłaszaniem się, dlatego że zostawiamy pole prawicy, która tymczasem zagarnia, można powiedzieć, coraz większe połacie poparcia społecznego.

M.S. — Już zostało pole zostawione, ten pierwszy, kto lepszy. Jak się okazało, Lech Kaczyński zgłosił się i proszę, rozpoczął kampanię i zyskał. Natomiast czy gdyby Włodzimierz Cimoszewicz powiedział: tak, kandyduję na urząd prezydenta, to pan gotów byłby powiedzieć: w takim razie oddaję panu swoje pole?

M.B. — Nie, ja przed chwilą powiedziałem, jak zasada powinna wyglądać. Powinno być podpisane porozumienie między nami, powinniśmy starać się o zgromadzenie jak największego poparcia społecznego przez pewien czas - to byłoby zresztą z korzyścią dla lewicy, ponieważ pokazałoby, że to nie jest bezalternatywne, że to jest rodzaj prawyborów, że my się odwołujemy do wyborców. To oni mają wskazać, który z tych kandydatów powinien być w końcu w tej ostatecznej rozgrywce. Uważam, że to jest lepsze, niż załatwianie sprawy w gabinecie.

M.S. — Jeżeli wyborcy powiedzą, że jednak Cimoszewicz, to pan powie: nie, w takim razie dziękuję, oddaję, powtarzam jeszcze raz swoje pytanie, swoje głosy.

M.B. — I wzajemnie, i wzajemnie.

M.S. — I wzajemnie. Nie trzyma pan się kurczowo?

M.B. — Tak jest.

M.S. — Sejm dziś będzie głosował nad poprawkami do ustawy o opłacie abonamentowej. Mamy nadzieję, że się kończy już droga legislacyjna. Socjaldemokracja powiedziała, że będzie głosowała za przyjęciem. No, mam nadzieję, że dziś już się zakończy ta cała niekończąca się historia z naszym abonamentem. A przypomnę, że to jest ważne dla nas, a my jesteśmy po to, aby byli nasi słuchacze.

M.B. — Mogę tylko wyrazić zadowolenie z tego faktu i jeszcze raz wyrazić zdziwienie, że były takie głosy, i to w poważnych ugrupowaniach, na przykład Platforma Obywatelska - nie wiem, jak teraz będzie, w końcówce, być może się już przekonała - ale były takie głosy, że w ogóle to nie jest potrzebne, że abonament trzeba rozdzielać na wszystkie stacje telewizyjne i tak dalej, i tak dalej. Czyli takie niedocenianie roli i rangi mediów publicznych, telewizji publicznej i radia publicznego. To są absolutne filary demokracji, i trzeba pamiętać o tym, ponieważ one nie są skomercjalizowane, czyli nie podlegają prawom zysku. Można wobec tego prowadzić tam politykę edukacyjną, kulturalną, można powiedzieć: dającą szansę różnym grupom społecznym, które normalnie nie przebiją się do mediów. Więc to jest absolutnie podstawowa sprawa w systemie demokratycznym.

M.S. — A więc jesteśmy i będziemy. Marek Borowski, lider Socjaldemokracji.

M.B. — Dziękuję bardzo.

Źródło: Polskie Radio I - "Sygnały Dnia"

Powrót do "Wywiady" / Do góry