Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 13.10.06 / Powrót

Są dwie tury głosowania - Echo Nadwiślańskie

- Jaką ma Pan koncepcję sprawowania władzy w mieście? Czy zamierza Pan rządzić centralnie, czy też odbędzie się decentralizacja na rzecz większych kompetencji burmistrzów i dzielnic? Jakie kompetencje pozostaną w mieście, jakie dostaną dzielnice?

- Polityka dotychczasowych władz stolicy od objęcia urzędu przez Lecha Kaczyńskiego, aż do czasów Kazimierza Marcinkiewicza zakłada skrajną centralizację władzy w rękach prezydenta odbierając dzielnicom ich podmiotowość. W praktyce wyeliminowano samorządność na poziomie lokalnym, a dzielnice i kierujący nimi burmistrzowie stracili niemal całkowicie wpływ na choćby najmniejsze lokalne inwestycje. Wydłużył się proces decyzyjny. Radni dzielnic przestali mieć wpływ na cokolwiek. Burmistrzowie stracili wpływ na zatrudnianie i zwalnianie pracowników, z którymi współpracują. Sposób zarządzania miastem doprowadzono do absurdu, w którym nie burmistrz, lecz podległy prezydentowi dyrektor kadr podpisuje wniosek urlopowy sprzątaczki urzędu dzielnicy. Wniosek taki krąży więc pomiędzy urzędami...

-Jaka jest Pańska recepta?

-Jak najszybciej musi być uchwalony statut miasta i statuty dzielnic. Dzielnice muszą otrzymać znacznie więcej kompetencji, szczególnie tych, które są związane z prawidłowym funkcjonowaniem społeczności lokalnej. Powinny realizować wszystkie zadania adresowane do tej społeczności. W szczególności z zakresu kultury, sportu, oświaty, ochrony środowiska, inwestycji. Jak wykazują badania, lokalne władze robią to z większym rozeznaniem, sprawniej i efektywniej. Wystarczy przywołać przykład realizacji inwestycji . Ich procentowy stosunek efektywności jest druzgocący dla prezydenta Warszawy. 52% efektywności ratusza i prawie 80% dzielnic.

-Co Pan pozostawi w gestii miasta?

-Tylko najważniejsze sprawy stolicy: strategia rozwoju, planowanie przestrzenne, inwestycje ogólnomiejskie, nadzór nad spółkami miejskimi i jednostkami realizującymi zadania dla całego miasta, promocję miasta i pozyskiwanie inwestorów i funduszy z Unii Europejskiej. Bardzo ważne jest też ustalenie jednolitej polityki w sprawach przekazanych wszystkim dzielnicom. Prezydent i jego urząd, uwolniony od tysięcy drobnych i lokalnych spraw będzie mógł skuteczniej skupić się na zadaniach ogólnomiejskich. Tak wyobrażam sobie sprawne funkcjonowanie stolicy.

-Rozumiem, że deklaruje Pan branie pod uwagę wniosków lokalnych radnych. Niedawno radni Białołęki podjęli decyzję, że chcą, aby miasto po równo dofinansowywało dzieci w przedszkolach publicznych i niepublicznych. Do tej pory „dzieci niepubliczne” dostają o jedną czwartą mniej. Na Białołęce problem zbyt drogich przedszkoli dotyczy około trzech tysięcy rodzin, ale rada Warszawy nie może podjąć uchwały tylko dla Białołęki. Jeżeli poprze to rozwiązanie, to obciążenie budżetu wzrośnie we wszystkich dzielnicach. Jakie jest Pana zdanie na ten temat? Pisze Pan w swoim programie, że Warszawa musi podwoić liczbę miejsc w przedszkolach. Metodą socjalistycznego budownictwa, czy w sposób przyjęty przez radnych Białołęki?

-Jeżeli lubi pan to sformułowanie, to metodą socjalistycznego budownictwa, ale zastrzegam, że nie mam nic przeciwko przedszkolom prywatnym. Uważam, że przedszkola powinny być bezpłatne dla rodziców niezależnie od tego, czy są publiczne czy niepubliczne. Oczywiście poza stawką żywieniową. Obecna sytuacja, w której jedni płacą mniej inni więcej jest bardzo zła. Opłata stała wnoszona przez rodziców w przedszkolach publicznych daje miastu rocznie pięć milionów. To są śmieszne pieniądze. Po co to? Trzeba stworzyć taki system finansowania przedszkoli, który będzie zachęcał młodych ludzi do urodzenia dzieci. Nie becikowym, które jest nic nie wartym hasłem propagandowym, lecz solidnym, przemyślanym systemem. Prawdziwą polityką prorodzinną. Młodych musi być stać na przedszkole. Zwłaszcza kobiety przeżywają dylematy. Jedne zwyczajnie chcą pracować, innych nie stać. Trzeba to przeciąć. W przywołanej przez pana Białołęce dzieci rocznych i dwuletnich jest obecnie 1700. W najbliższych dwóch latach problem braku przedszkoli stanie się jeszcze bardziej dotkliwy, więc trzeba działać szybko.

-Samorząd jest wolniejszy od żółwia.

-Dlatego wolny rynek zawsze wchodzi w lukę. Trzeba z tego skorzystać. Ustalić stawkę dofinansowania w takiej wysokości, żeby rodzice płacili tylko za wyżywienie. I tę stawkę ma pokrywać miasto.

-W swoim programie dużo pisze Pan o wyrównywaniu warunków życia – kanalizacji, remontach starych budynków, komunikacji. Pomówmy o tej ostatniej. Metro w tej kampanii obiecano już niemal wszystkim dzielnicom, oprócz dynamicznie rozwijającej się Białołęki. A przedłużenie pierwszej linii z Młocin na Nowodwory jest technicznie wykonalne, niewiele droższe od projektowanego po tej samej trasie tramwaju i możliwe w szybkiej perspektywie.

-Metro ma sięgać wszędzie tam, gdzie sięga Warszawa. Znam różne metra europejskie, m.in. paryskie i takich rozwiązań chcę u nas. Jednak trzeba brać pod uwagę, że metro to jest bardzo duży koszt. Kazimierz Marcinkiewicz rozdziela obietnice na lewo i prawo, ale trzeba pamiętać, iż jedną czwartą kosztów musi pokryć miasto (resztę dofinansowuje UE). Mam wątpliwości, czy będą na to pieniądze. W wariancie optymistycznym metro za 7 lat dotrze na Gocław i Bródno. To będzie bardzo duże obciążenie budżetu. Oczywiście mógłbym obiecać, że wybuduję metro także dla Białołęki, ale byłyby to obietnice bez pokrycia. Nie jestem z tych, co powiedzą cokolwiek.

-Wiceburmistrz Białołęki Tadeusz Semetkowski jest zdania, że metro z huty może w lesie wyjechać na powierzchnię, potem przejechać po moście, tak jak planowany tramwaj i dopiero przy zabudowaniach Tarchomina wjechać pod ziemię. Zdaniem wiceburmistrza to koszt niewiele wyższy niż budowa tramwaju, a rozwiązanie nowocześniejsze i podobnie jak tramwaj finansowane z Unii.

-Każdą propozycję rozważę. Oczywiście, jeżeli przeważyłaby koncepcja tramwaju, to musi być to tramwaj szybki, czyli bezkolizyjny.

-Pozostańmy przy sprawach komunikacji. Wspólny bilet znów obiecują wszyscy. Nikt nie mówi, jak dogada się z PKP.

-W sprawie wspólnego biletu ZTM i PKP poszło o jakiś głupi milion złotych. W skali budżetu miasta, to śmieszna suma. Półżartem mogę powiedzieć, że wynająłbym byłego prezydenta Wojciecha Kozaka, który ten bilet załatwił, żeby zrobił to jeszcze raz.

-Kilka miesięcy temu ZTM zlikwidował przystanki w Jabłonnie, obecnie podobna sytuacja grozi Ząbkom. Od wielu lat komunikacja publiczna nie dojeżdża do Łomianek. ZTM działa z pozycji monopolisty i każe coraz więcej płacić, a przecież przystanki w Jabłonnie, w Ząbkach i Łomiankach leżą także w interesie mieszkańców Warszawy. Do stołecznych pracodawców nie mogą dojechać pracownicy z tych miejscowości. Czy nie sądzi Pan, że należałoby te sprawy uregulować ustawowo z jasnymi zasadami partycypowania w kosztach komunikacji?

-Ustawa jest ostatecznością, gdy już nie można się porozumieć. Trzeba przede wszystkim podkreślić, że komunikacja publiczna nie jest nastawiona na zysk. Ona ma wykonywać usługi na rzecz mieszkańców. Najpierw poszukałbym oszczędności w ZTM, a dopiero na koniec podnosił opłaty gminom podwarszawskim. Finansowanie komunikacji jest w interesie miasta. Zawsze chodzi o niewielkie pieniądze, a awantury są ogromne. Wciąż mam w pamięci błąd SLD z odebraniem ulg studentom. Korzyść była żadna, a protesty wielkie. Wracając do meritum pytania, czyli ustawę aglomeracyjną, powiem krótko – uchwalałem już wiele ustaw. Jestem przekonany, że w tym wypadku do porozumienia można dojść jedynie na zasadach partnerskich. Dlatego mam w programie powołanie rady aglomeracji warszawskiej, która zajmowałaby się m.in. sprawami komunikacji. Nie można ustawowo nakazać gminom konkretnych wydatków. Poza tym posłowie się na tym nie znają.

-Mieszkańcy niemal wszystkich dzielnic Warszawy narzekają, że samorządowe ośrodki sportu są za drogie dla przeciętnej rodziny i nie promują w cennikach rodzin. Wejście na basen czteroosobową rodziną dla przeciętnie zarabiających możliwe jest zaledwie dwa razy w miesiącu. Poza tym dochodzi do paranoicznych sytuacji, że organizatorzy np. społecznej ligi piłkarskiej skupiającej 400-500 chłopców muszą płacić ośrodkom sportu za wynajęcie boiska! Jak taką sytuację zestawić z walką z narkotykami i wydawaniem na ten cel setek tysięcy zł? Czy nie sądzi Pan, że miasto powinno nosić na rękach społeczników, którym chce się poświęcać czas na organizację klubów parafialnych, lig piłkarskich czy innych zawodów? Tymczasem ze strony ośrodków sportu wciąż rzuca się im kłody pod nogi.
W sprawie sportu wszystko musi być odkręcone i postawione wreszcie na nogi. Obecna sytuacja jest skandaliczna. Proszę zwrócić uwagę, że wydajemy grube miliony na monitoring ulic, wspomnianą walkę z narkotykami, na policję, straż miejską. Tymczasem „produkujemy” przestępców, bo nie dajemy młodzieży alternatywy na spędzanie czasu. Pobieranie opłat za wstęp na boiska od społeczników jest grubym nieporozumieniem. W ogóle polityka wobec młodzieży jest do zmiany. Szkoły nie mogą być zamknięte po lekcjach, nie może brakować pieniędzy na zajęcia pozalekcyjne. Większość przestępców w pierwszą kolizję z prawem nie wchodzi w wieku lat trzydziestu, lecz kilkunastu. Najpierw zbiją szybę na przystanku, potem włamią się do kiosku i tak to się zaczyna. Trzeba zmienić politykę wobec młodzieży, bo jest ona ściśle powiązana z naszym bezpieczeństwem.

-Jeśli wygra Pan wybory, to kto będzie nami rządził?

Uważam, że Czytelnicy powinni znać nie tylko kandydata na prezydenta stolicy, ale również najbliższych współpracowników. W moim przypadku są to:
- Marcin Święcicki – jako były prezydent Warszawy doprowadził do zrealizowania wielu inwestycji (przykład 13 stacji metra,) i dlatego będzie odpowiedzialny za realizację inwestycji warszawskich.
- Marek Rojszyk – doświadczony radny Warszawy, będzie odpowiedzialny za decentralizację uprawnień, współpracę z Radą Warszawy i radami dzielnicowymi oraz prowadzenie konsultacji z Warszawską Radą Młodzieży i Radą Seniorów.
- Włodzimierz Paszyński – będzie odpowiadał za budowanie w Warszawie szkoły: nowoczesnej, prawdziwie europejskiej, z zajęciami pozalekcyjnymi, sekcjami zainteresowań i sportowymi. Do jego zadań będzie też należała poprawa bezpieczeństwa w szkołach.
- Katarzyna Duczkowska-Małysz – jako ekspert Unii Europejskiej i specjalistka od polityki regionalnej zajmie się wreszcie prawidłowym pozyskaniem i wykorzystaniem środków z UE dla Warszawy i jej mieszkańców.
- Leszek Mizieliński – były prezydent stolicy, a następnie wojewoda mazowiecki ma doświadczenie w budowaniu polityki planowania przestrzennego oraz w utrzymywaniu dobrych stosunków z gminami aglomeracji warszawskiej.
- Witold Buczyński jako wiceprezes Zarządu Mazowieckiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości doskonale sprawdzi się w roli koordynatora polityki wobec warszawskich przedsiębiorców, których władza przez ostatnie 4 lata nie rozpieszczała
- Marek Kujawa, były komendant Straży Miejskiej i policjant z 14-letnim stażem doskonale sprawdzi się w poprawie bezpieczeństwa stolicy.
- Marek Balicki – dzięki jego udziałowi w zespole, sprawy zdrowia warszawiaków trafią w dobre ręce
- Marian Woronin – wiedza poparta praktyką sportową pozwoli mu na rzetelną realizację programu Marka Borowskiego, który kładzie duży nacisk na sport, zwłaszcza dzieci i młodzieży.

-Czy będzie Pan naprawdę walczył o prezydenturę, czy też jest Pan pogodzony z trzecim miejscem i przekazaniem swoich głosów Hannie Gronkiewicz-Waltz?

-Chcę powalczyć o prezydenturę. Uważam, że jestem najlepszym kandydatem, najbardziej doświadczonym w różnych instytucjach. Moim przeciwnikiem są sondaże, ale trzeba wyborcom tłumaczyć, że są dwie tury. W pierwszej powinni głosować na najlepszego kandydata, a w drugiej na lepszego. I jeszcze jedno spostrzeżenie: każdy warszawiak, który ma dość rządów Pis-u głosując na mnie i centrolewicę ma gwarancję, że Pis do władzy w Warszawie nie wróci. Hanna Gronkiewicz-Waltz tej gwarancji nie daje. Do dziś w stołecznych dzielnicach rządzi w najlepsze koalicja PO-PIS i nie można wykluczyć takiej koalicji po wyborach. Dlatego głos oddany na mnie prowadzi do rzeczywistych a nie pozorowanych zmian.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Krzysztof Katner

Źródło: "Echo Nadwiślańskie"

Powrót do "Wywiady" / Do góry