Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 29.10.06 / Powrót

Specjalizuję się w rock and rollu - "Metro"

Jacek Różalski: - Gdzie mieszka były marszałek Sejmu?

Marek Borowski:- Moja rodzina od kilku pokoleń mieszka w Warszawie, ja od 30 lat najpierw na Stegnach, a potem na Sadybie. W pobliżu mieszka moja 86-letnia mama. Chciałem być blisko niej. Ale i tak nie zawsze mam dla niej wystarczająco dużo czasu.

- Co mama myśli o Pana kandydowaniu?

- Jest zdecydowanie przeciwna, bo strasznie się denerwuje, gdy ogląda telewizję, a tam ktoś mnie atakuje. Od dawna stara się mnie przekonać, żebym dał sobie spokój z polityką.

- Jedynym powodem zamiany mieszkania dwupoziomowego na typowe - w czteropiętrowym bloku - była mama?

- W poprzednim mieliśmy schody. Było fajnie do czasu, gdy któregoś dnia odwiedził nas najstarszy wnuk Jan i zaczął się na nie wdrapywać. Wiedzieliśmy od razu, co się będzie działo, gdy podrosną jego młodsi bracia. Bo mam jeszcze dwóch wnuków bliźniaków - Kajetana i Antoniego.

- Często Pan się z nimi bawi?

- Bliźniaki mają po dwa lata, więc jeszcze bez przesady z tymi zabawami. Ale z czteroletnim Jasiem chodzę czasem na kręgle, bo jestem zapalonym bowlingowcem, i zaczynam już naukę gry w szachy.

- Co Pan robi, gdy ma czas tylko dla siebie?

- Kocham restauracje i często tam chodzę z przyjaciółmi. Lubimy z żoną tańczyć, więc gdy jesteśmy zapraszani na wesela lub bale sylwestrowe, to zawsze z nich korzystamy. Specjalizujemy się w tangu i rock and rollu. Idzie nam całkiem nieźle, bo przez kilka lat chodziliśmy do szkoły tańca. Wieczorami, a właściwie nocą, rzucamy się z żoną do komputera i gramy w sieci w scrabble z takimi samymi fanatykami tej gry, jak my. Często kończymy po północy.

Lubię też, przy okazji zakupów, powłóczyć się po centrach handlowych albo sklepach, np. tych przy Trakcie Królewskim. Przyjemność sprawia mi już samo oglądanie wystaw. Ale największą słabość mam do różnych bazarów.

- Bazarów? Wiele z nich raczej szpeci niż dodaje uroku.

- Ale mają specyficzny klimat i można pogadać ze sprzedającymi tam paniami i panami. Mnie traktują tam z mieszaniną szacunku i poufałości, co mi bardzo odpowiada. Tam pracują ludzie godni. Mają swój biznes i nie robi na nich wrażenia, że kupuje u nich jakiś Borowski.
- Mają o coś do Pana pretensje?

- Najczęstsze pytanie brzmi: Kiedy wreszcie zrobicie porządek w tej polityce? Zaraz potem zasypują mnie pytaniami o przyszłość takich bazarów.

- Co im Pan odpowiada?

- Już kiedyś wdałem się w obronę bazaru, który jest w pobliżu mojego bloku. Powinno się wreszcie powiedzieć tym ludziom, że np. na dziesięć lat mogą wydzierżawić teren. Gdy będą to wiedzieć, zainwestują więcej pieniędzy i zamiast obskurnych bud, będziemy mieli w Warszawie estetyczne stragany.

- Jak już się Pan nasłucha bazarowych narzekań, to pamięta Pan jeszcze o zakupach?

- Oczywiście. Żona spisuje mi wszystko na kartce. Najczęściej są to produkty spożywcze. Zakupy są jedną ze spraw, które muszę z nią skonsultować. Ilekroć robiłem je sam, zawsze przynosiłem nie to co trzeba.

- A garnitury kupuje Pan sobie sam?

- Jeśli chodzi o odzież, zdaję się na żonę. Nawet nie musi mnie przy tym kupowaniu być. Ona zna dokładnie moje wymiary. Charakter zresztą też. Nie ma takiej rzeczy, której by o mnie nie wiedziała. Ufam jej i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć.

- Dobrze byłoby ją mieć w sztabie wyborczym. Będzie Panu pomagać w walce o prezydenturę?

- Żona na temat mojego kandydowania ma takie samo zdanie jak mama. Z tą tylko różnicą, że gdy już wypowiedziała swój krytyczny pogląd, natychmiast zaczęła pomagać jak tylko mogła. Odbiera telefony, wysyła maile, wybiera artykuły, które powinienem przeczytać. Ogląda też za mnie telewizję i często dzwoni, aby przekazać, co właśnie usłyszała. Jest nieoceniona.

Rozmawiał:
Jacek Różalski

Źródło: "Metro"

Powrót do "Wywiady" / Do góry