Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 24.07.07 / Powrót

Lewica wyszła z dołka - "Rzeczpospolita"

Rzeczpospolita: Niedawno Andrzej Celiński, pański partyjny kolega, zaproponował nowe regulacje, które powinny być przestrzegane w mediach. Mianowicie o lewicy powinno się rozmawiać wyłącznie z lewicą, o prawicy - z prawicą. A nie - komentował mój wywiad z Grzegorzem Schetyną - z "nieprzyjaznym politykiem" o LiD rozmawiać. Podoba się to panu?

MAREK BOROWSKI: (śmiech) Chodziło mu pewnie o to, że w "Rzeczpospolitej", owszem, mówi się o lewicy, ale wyłącznie z przedstawicielami innej opcji politycznej. Rozumiem, że wywiad ze mną ma udowodnić, że niekoniecznie tak jest.

Grzegorz Schetyna mówił w tym wywiadzie, że powrót Aleksandra Kwaśniewskiego do polityki jest wyprawą do skansenu politycznego. Kwaśniewski, jego zdaniem, skończył już swój czas w polskiej polityce. I faktycznie nie widać wielkiej aktywności byłego prezydenta.

Są wakacje. Trudno, żeby w tym czasie były jakieś spektakularne działania. Dla PO to LiD jest konkurencją. Pojawienie się Kwaśniewskiego wzmacnia to zagrożenie i u polityków PO budzi odruch obronny. Dlatego mówią, że "to nic nie da", "sentymentalna podróż do przeszłości". Nie bardzo wiadomo, do kogo te słowa są kierowane - do ich zwolenników, żeby się uspokoili, czy do nas, abyśmy sobie dali spokój z Kwaśniewskim. Prawda jest taka, że powrót Aleksandra Kwaśniewskiego i kierowanie Radą Programową LiD zwiększyło grupę liderów lewicy, którzy są popularni i wiarygodni dla wielu ludzi w Polsce. Wiarygodność to punkt wyjścia do sukcesu.

I Kwaśniewski tej wiarygodności LiD dodał? Prokuratura właśnie wszczęła śledztwo, by wyjaśnić źródła jego majątku, a w prasie co jakiś czas pojawiają się informacje z zeznań Dochnala: a to o kontach szwajcarskich, a to o luksusowym zegarku... Że nie wspomnę o finansowaniu jego fundacji przez ukraińskiego oligarchę.

A mnie komisja śledcza chce postawić przed Trybunałem Stanu za zainicjowanie utworzenia jednego z najlepszych polskich banków. To wszystko byłoby śmieszne, gdyby nie było smutne. Ludzie przestają to kupować, bo widzą, że organy ścigania w coraz większym stopniu działają na polityczne zamówienie. Podobnie jest ze zwalczaniem korupcji. Premier pyszni się walką z tą patologią we własnych szeregach nie zauważając, że do tej korupcji doprowadził, obsadzając lub zezwalając na obsadzenie licznych stanowisk ludźmi podejrzanego autoramentu. Zachowuje się jak strażak-piroman: podpala, bohatersko gasi i czeka na medal. Ludzie zaczynają jednak coraz częściej pytać nie o to, kto zgasił, ale kto podpalił.

Większość respondentów jednego z sondaży poświęconego szansom lewicy uznała, że na to, by rządzić, lewica będzie musiała poczekać kolejną kadencję - więc może jednak lewica ma problem z wiarygodnością?

Ci, którzy w tym sondażu mówili, że będziemy rządzić lub że będziemy silną opozycją, stanowią ponad 50 proc. Większość uważa zatem, że LiD odbuduje centrolewicę w Polsce i widzi LiD w roli silnego ugrupowania. To oznacza, że wyszliśmy z dołka. Teraz musimy stać się ugrupowaniem, które będzie oferowało Polakom wyrazistą alternatywę zarówno w stosunku do PiS, jak i do PO.

Nie żal panu, że nie ma szans na zagospodarowanie lewej strony sceny ludźmi, którzy nie są z SLD, z którego pan odchodził? Że lewica to wciąż ma być Miller lub Czarzasty?

SLD nie jest już partią, w której decydujące zdanie ma Leszek Miller czy Włodzimierz Czarzasty. Zmieniło się kierownictwo i "azymuty personalne". Dziś współpracuję z innymi ludźmi w SLD. Odchodziłem od Millera, a współpracuję z Olejniczakiem.

I nie ma już problemu wiarygodności SLD?

Są różne problemy i różne zachowania, które mi nie odpowiadają. Ale SDPL ma własną tożsamość i poglądy. Zastrzegam sobie prawo, że jeśli nie mogę się z czymś zgodzić, to odnoszę się do tego publicznie. Moje i moich kolegów z SDPL wypowiedzi też mogą się spotkać z krytyką. To wymusza uzgadnianie stanowisk między naszymi partiami. Jest męczące, ale twórcze. Lewicę przez całe lata charakteryzowało to, że nie było otwartej dyskusji.

Chce pan powiedzieć, że politycy SLD nagle zapragnęli dyskusji o ideałach lewicy?

Niektórzy tak. Warunkiem wiarygodnego udziału w tej dyskusji jest uczciwa ocena własnych błędów. Mało kto zauważył, że w deklaracji programowej LiD jest coś, czego do tej pory SLD nigdy nie chciał powiedzieć, a teraz się pod tym podpisał. Otóż jest tam zdanie, że w przeszłości kolejne rządy w coraz większym stopniu upartyjniały i zawłaszczały państwo, czego efektem było narastanie korupcji i kumoterstwa. Rządy Millera były ostatnie w tym łańcuchu. Taka deklaracja to ewenement w polskim życiu politycznym. Innych partii nie stać na samokrytykę, choć do psucia państwa także się przyczyniły, a obecna koalicja bije pod tym względem wszelkie rekordy.

SLD wiele się jednak nie nauczył. Wciąż słychać narzekania polityków Sojuszu, że jakieś maleńkie partyjki takie jak SDPL czy Demokraci próbują narzucić SLD sposób działania i chcą mieć niewspółmierny wpływ na LiD. I jeszcze domagają się metamorfozy SLD.

Siła oddziaływania na opinię publiczną nie zależy od liczebności. Z drugiej strony nie ma sensu domagać się publicznie metamorfozy SLD, jeśli nie wyjaśnia się, o co chodzi. To tak jakby wpisać się w to, co mówi Roman Giertych - popaprańcy z LiD. Nawet nie chce się takich słów komentować.

Jerzy Szmajdziński skomentował, że Giertych jest "niepełnosprawny intelektualnie". Podobało się panu?

Nie. Giertych tonie i ledwie trzyma głowę nad wodą. Rzuca obelgi, aby ktoś go zauważył. Komentowanie jego słów dopiero nadaje im znaczenie. A one nie mają znaczenia.

Sądzi pan, że uda się LiD wybić na główną partię opozycji? Dla LiD, tak jak dla PiS, zdominowanie dwóch skrzydeł sceny politycznej byłoby wymarzoną sytuacją.

Teoretycznie pewnie tak, ale jestem realistą - LiD nie będzie jedyną silną partią opozycji anty-PiS. To, że PiS dąży w tym kierunku, to jasne. To idea Kaczyńskiego, by stłamsić PO, sprowadzić ją do roli partii liberalnej o dziesięcioprocentowym poparciu, a PiS się zetrze z LiD. I oczywiście "pojedzie" po układzie, postkomunizmie itd. Ale mamy do czynienia z autentycznym podziałem sceny politycznej. Są dwa obszary, na których działają partie. Światopoglądowy i materialny, czyli społeczno-gospodarczy. W obszarze pierwszym mamy konserwatyzm, czyli tradycjonalizm powiązany z reguły z religią oraz prądy bardziej modernistyczne, liberalne. A na płaszczyźnie gospodarczej - idea państwa mniej lub bardziej socjalnego albo liberalnego. I te nurty różnie się ze sobą łączą. PiS postuluje państwo socjalne, ale światopoglądowo konserwatywne. PO gospodarczo liberalne, ale raczej konserwatywne - choć nie tak dalece jak PiS - w kwestiach światopoglądowych. A LiD jest za państwem wypełniającym funkcje socjalne i liberalnym na płaszczyźnie światopoglądowej. Czy można którąkolwiek z tych koncepcji zdegradować? Nie. One odpowiadają temu, jakie postawy przyjmują wyborcy. I nasza strategia musi polegać na tym, żeby wyraźnie pokazywać różnice i wręcz szukać konfliktu programowego.

Lewica się wyróżnia, to prawda. Na przykład była przeciwna walce w Brukseli o chronienie silnej pozycji Polski w systemie głosowań.

I to było dobre. SLD, który jest pod presją ugrupowania skażonego przeszłością, jednak zagłosował przeciw uchwale zobowiązującej rząd do walki o pierwiastek. Jako jedyni.

Co ugruntowało opinie o lewicy.

Tak, że "biała flaga". Trzeba to wytrzymać. Bo co się okazało? Że LiS i SLD miały rację - cała ta uchwała była niepotrzebna, a Kaczyńscy odnieśli pyrrusowe zwycięstwo. Mamy więcej głosów i mało do powiedzenia.

Olejniczak potem gratulował, i premierowi, i prezydentowi. Wielu się dziwiło.

I słusznie. Ja też byłem zdziwiony tą wypowiedzią. Oczywiście potem okazało się, że Wojciech Olejniczak chciał powiedzieć to ironicznie. Chodziło mu o to, że prezydent nie podporządkował się uchwale sejmowej. I SLD, który głosował przeciw niej, mówił: gratulujemy.

A w świat poszło, że SLD chwali rząd.

To wynik braku doświadczenia. Jeżeli zaczyna się od gratulacji dla premiera i prezydenta, to często dziennikarz na tym kończy i biegnie nadać relacje. A to, że potem Olejniczak mówił, iż gratuluje nieprzestrzegania uchwały sejmowej, już się nie przebiło. Ale zasadnicze było to, że lewica miała swoje zdanie. Najgorsze jest, kiedy nie ma się własnego zdania i płynie z prądem.

Teraz dla odmiany jesteście przeciw obniżeniu składki rentowej. Co to za lewica, która się nie zgadza, by ludzie dostali trochę większe pensje?

Ludzie przede wszystkim potrzebują dobrej opieki medycznej i dobrze uczących i wychowujących ich dzieci szkół. To szczególnie ważne dla ludzi biednych i przeciętnie uposażonych, których nie stać na prywatne usługi. Za 40 czy 50 złotych uzyskanych z obniżenia składki rentowej nikt sobie tych usług nie kupi. Obciążenie budżetu 19 mld zł celem pokrycia skutków obniżki składki to pomysł marny ekonomicznie i kpina z idei solidarnego państwa. Dlatego LiD zaprotestowali , a SLD był jedynym ugrupowaniem, które miało odwagę nie poprzeć tej ustawy i dzisiaj może mówić rządowi: rozrzuciliście 19 miliardów, a jednocześnie mówicie lekarzom, pielęgniarkom i nauczycielom - czyli tak naprawdę pacjentom, młodzieży i rodzicom - że nie ma pieniędzy i niech każdy radzi sobie sam. Lewica musi mieć wyrazisty program, który pozostanie w opozycji do programu neoliberalnej polityki społecznej i konserwatyzmu światopoglądowego. Trzeba mieć odwagę, aby bronić swoich poglądów.

To stoi trochę w sprzeczności z tym, co ostatnio powiedział Aleksander Kwaśniewski. Że jest w stanie wyobrazić sobie polityków LiD w rządzie kierowanym przez Jana Rokitę.

Aleksander Kwaśniewski zakłada najwyraźniej, że Jan Rokita jest człowiekiem, który przejdzie ewolucję i że współpraca z nim będzie możliwa. Ja tego nie zakładam. Jeśli wejdziemy w jakąś koalicję, potrzebny będzie kompromis. Ale zanim się go zawrze, trzeba wiedzieć, jakie ma się poglądy i program. W przypadku LiD to się dopiero tworzy.

Tylko że największe spory nie przebiegają na poziomie programowym, ale personalnym. SLD właśnie zaproponował PO, Samoobronie, PSL stworzenie rządu w tym Sejmie. Rządu fachowców i anty-PiS. To jest program?

Nie. To zwykła zagrywka taktyczna. Jedyny sens istnienia takiego rządu to doprowadzić jak najszybciej do wyborów. Rozumiem intencje, ale sam pomysł oceniam jako karkołomny.

LiD ponoć już się przygotowuje do kampanii. Dorota Gardias stojąca na czele protestu pielęgniarek działaczka SDPL będzie pewnie jedną z jej twarzy?

Nie wiem. Pani Gardias nie jest przede wszystkim działaczką SDPL, tylko - związkową i od niej będzie zależało, jak będzie chciała dalej prowadzić swoją działalność polityczną.

A już jej nie prowadzi?

W pewnym sensie prowadzi ją mimochodem. Jeśli jest pokazywana, wypowiada się publicznie, to siłą rzeczy staje się politykiem.

Na ile strajk, na którego czele stała pani Gardias, był polityczny?

Na tyle, na ile rząd nie podjął sensownego dialogu i zaogniał protest nieprzemyślanymi wypowiedziami i zachowaniami. Żadna partia nie jest w stanie ściągnąć kilkuset pielęgniarek, by zamieszkały przed oknami premiera. Chciałbym być takim mocarzem. Po drugie, cechą strajku politycznego jest to, że politycy bez przerwy doradzają protestującym, jak rządowi zaszkodzić. Nie zauważyłem, aby to miało miejsce. Próby premiera i polityków PiS, by przekonać opinię publiczną, że w tym proteście chodziło o wredną robotę opozycji, były świadectwem bezradności. Wśród pielęgniarek była i taka, która w ostatnich wyborach kandydowała z list PiS, podobnie jak lider lekarzy Krzysztof Bukiel.

W postaci pani Gardias wyrósł kolejny polityk SDPL z rozpoznawalną twarzą.

I bardzo dobrze. Każdy członek partii, który angażuje się społecznie i sensownie występuje w imieniu jakiegoś środowiska dodaje wiarygodności ruchowi politycznemu.

Rozmawiała Joanna Lichocka


Źródło: "Rzeczpospolita"

Powrót do "Wywiady" / Do góry