Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 26.04.08 / Powrót

Odbuduję polską lewicę - "Fakt"

Sonia Termion: Grzegorz Napieralski w wywiadzie dla "Faktu" stwierdził, że po raz drugi zdradził pan lewicę.
Marek Borowski: - Rzeczywiście zdradziłem, ale chyba tylko pana Napieralskiego. Kiedy powołaliśmy LiD, pan Napieralski bardzo chciał być w Radzie Programowej LiD, prezentował się bardzo przystojnie i przyjemnie. Niestety, po bliższym poznaniu, stwierdziłem, że nie jest w moim typie. Musieliśmy się więc rozejść. A tak serio, to Napieralski jest młody, ale nie wiadomo skąd ma peerelowskie nawyki. To w czasie PRL, każde odejście z partii przewodniej było rewizjonizmem i zdradą.

Nie rozbił pan lewicy?
- To absurd. W 2004 r. brak zgody ówczesnych liderów SLD na zreformowanie i oczyszczenie partii sprawił, że stworzyłem nowe ugrupowanie. Na lewicy, a nie na prawicy. Więc jaka to zdrada? A tym razem, po prostu zrezygnowaliśmy ze wspólnoty klubowej, ponieważ SLD rozbił LiD. Więc kto zdradził? Gdybym chciał tej retoryki używać, to bym powiedział, że SLD zdradził wyborców LiD, bo ludzie głosowali na LiD i nagle SLD bez żadnych konsultacji, tłumaczenia ogłosił: nie ma LiD!

Ale musi pan przyznać, że SLD podzieliło się z wami i PD miejscami na listach, a w efekcie różni ważni przedstawiciele tej partii nie weszli do Sejmu.
- To kolejna bzdura. LiD dodał SLD głosów, a nie zabrał. Zrobiono analizy, i to w SLD, z których wynika, że kandydaci SDPL dali ok. 400 tys. głosów, a PD - ok. 150 tys. Opowiadanie, że gdyby SLD startował sam, to dostałby taki wynik, jak LiD jest czystą fantazją. Zamiast 13 proc., miałby 9 proc. i 30 posłów, a teraz ma 40!

Pada też zarzut, że wykorzystaliście SLD, dzięki któremu macie dotacje z budżetu.
- Słuchać hadko.W kampanii każda partia wzięła kredyt i każda musi go spłacić. Za pieniądze, które włożyliśmy do wspólnej puli, odbyły się wybory. Co ciekawe, każda partia ma mniej więcej taki procent posłów, jaki miała udział finansowy.

Jeśli nie pan osłabia lewicę, to kto?
- Liderzy SLD. Ich walka o przywództwo, która doprowadziła do likwidacji LiD.

Czyli kto konkretnie?
- Nie będę się wdawał w szczegóły. Prawie wszyscy zgodnie - bez chwili refleksji - podjęli tę decyzję. Jedyni sprawiedliwi, którzy się wstrzymali, to Kalisz i Iwiński. Jeden głos był przeciw, zdaje się jakiegoś działacza z Gdańska.

Ma pan żal do Olejniczaka za zerwanie z PD?
- Oczywiście. Zrobił głupstwo. To nie jest zły chłopak, ale powinien był podjąć męską decyzję i powiedzieć: albo aprobujecie moją politykę, albo znajdźcie sobie innego szefa. Nie zrobił tego. Stwierdził, że jak nie ucieknie do przodu, to go działacze zjedzą. Niestety w trakcie tej ucieczki stłukła się cała porcelana...

Co pan teraz zamierza?
- Główny mój cel to odbudowa lewicy - powołanie nowej, szerokiej formacji na lewo od PO. Na wzór socjaldemokracji europejskich, czyli mieszczącej pewien wachlarz poglądów, przy wspólnym, lewicowym minimum programowym.

Chciałby pan ją tworzyć razem z SLD i PD?
- Tak, a także z Zielonymi czy Partią Kobiet oraz ludźmi lewicy, którzy dziś stoją z boku - jak Sierakowski, Reykowski, Środa itd. Jesteśmy w SDPL przekonani, że nic nie da się już zbudować pod starymi szyldami. Inaczej muszą być wybierani liderzy, np. poprzez prawybory, jak to miało miejsce u zarania PO. Potrzebne jest nowe otwarcie.

Czy dopuszcza pan współdziałanie z SLD z Napieralskim na czele?
- Bardzo nam podpadł, bo bardzo się starał rozbić LiD. Ale dla mnie jest ważne to, czy przyszły lider SLD, nieważne kto, będzie potrafił włączyć się do tego projektu.

A komu kibicuje pan w wyborach na szefa Sojuszu?
- Moje poparcie mogłoby być "pocałunkiem śmierci". Dla części SLD jestem przecież "czarnym ludem".

Mówi pan, że pańskim celem jest budowa szerokiej lewicy, a jednocześnie opuszcza klub LiD. Czy to nie jest sprzeczność?
- Nie. Po pierwsze, musieliśmy zareagować na siarczysty policzek, którym było nagłe utopienie LiD bez konsultacji z nami. Gdybyśmy przeszli nad tym do porządku dziennego, to by znaczyło, że nie mamy czci i honoru, że jesteśmy przystawką, satelitą itd. A nie jesteśmy! I drugi powód: nie mogliśmy zaakceptować tezy, że wszyscy powinni skupić się wokół SLD. To droga donikąd.

Pan chciał wyjścia z LiD, czy może inni działacze SDPL pana do tego przekonali?
- Z LiD wyszło SLD, a my zastanawialiśmy się, czy w tej sytuacji odnowić kontrakt z Sojuszem. Dyskutowaliśmy trzy tygodnie. Chciałem rozeznać się w przyczynach decyzji SLD. Olejniczak twierdził, że PD ma uchwalić jakiś szalenie liberalny program. Okazało się, że uchwaliła program, ale... socjaldemokratyczny. Nie chciałem opuszczać LiD, ale musiałem otrzymać gwarancję, że SLD gotowy jest do udziału w nowym otwarciu. Nie dostałem takiego zapewnienia, więc dalsze pozostawanie w jednym klubie z SLD stało się niemożliwe.

Krążą plotki, że w ciągu tych trzech tygodni negocjował pan z Sojuszem stanowisko wicemarszałka.
- Czegoś tak śmiesznego dawno nie słyszałem. Głupio o tym mówić, ale jeśli w 1968 r. potrafiłem powiedzieć "nie" i ponieść tego konsekwencje, jeśli w 1994 r. potrafiłem złożyć dymisję na ręce Pawlaka, jeśli po powołaniu SDPL potrafiłem zrezygnować z funkcji marszałka, to podejrzewanie mnie o to, że chciałem jakiegoś wicemarszałka, jest komiczne.

Co pan chciałby jeszcze osiągnąć w polityce ?
- Doprowadzić, albo przynajmniej dopomóc w odrodzeniu socjaldemokratycznej, mądrej lewicy w naszym kraju.

Będzie się pan ponownie ubiegał o szefostwo w swojej partii? Czuje się pan jeszcze za nią odpowiedzialny?
- Tak. I dlatego chcę dać szansę młodym. Wychowałem kilku kandydatów na liderów, ale z nazwiskami poczekajmy na prawybory.

Podobno trzy osoby z koła SDPL negocjują z SLD powrót do jego klubu. Liczy się pan z odpływem posłów?
- Żeby się rozejść z SLD, trzeba mieć twardy charakter. Tacy ludzie jak ja, Celiński, Balicki, Janowska czy Sierakowska, którzy przeszliśmy wiele - ataki, oskarżenia, kłamstwa, zwalnianie z pracy - jesteśmy uodpornieni. Młodzi nie zawsze mają mocne kręgosłupy, ale ja do swoich mam zaufanie. Jeśli przejdą tę próbę, mogą wiele w przyszłości osiągnąć.

Czy wasza działaczka Mirosława Kątna będzie kandydować na Rzecznika Praw Dziecka?
- Musiałaby być kandydatką i SDPL i SLD. Pytanie, jak postąpią inne ugrupowania. Jest gotowa startować, choć podejrzewam, że wolałaby znać swoje szanse.

Będzie pan o tym rozmawiał z PO?
- Będę.

Czy wasze koło będzie wspierać rząd w Sejmie?
- Tak jak do tej pory, nie będziemy z góry odrzucać jego propozycji. Ale pozostaniemy wierni wartościom lewicowym.

Pomożecie PO odrzucić weto prezydenta do ustawy medialnej?
- Nasze głosy nie wystarczą. Oczekujemy propozycji co do zasad wypełniania misji publicznej i metod jej finansowania, bo tego, jak na razie, nie ma. W przeciwnym wypadku, wyjdzie na to, że pomagamy załatwić jakieś sprawy personalne, które zresztą trzeba załatwić, ale na tym się skończy. A potem się okaże, że telewizji publicznej już nie ma.

Czyli bez gwarancji, że telewizja publiczna pozostanie, nie pomożecie PO usunąć Urbańskiego i Czabańskiego?
- Wszystko w rękach Platformy..

W środę w Sejmie gościła rodzina Krzysztofa Olewnika i obarczyła SLD odpowiedzialnością za jego śmierć. Pan był wtedy marszałkiem, ma pan poczucie odpowiedzialności za to, jak funkcjonowało wówczas państwo polskie?
- Oczywiście, że mam, choć nie mogłem wtedy znać tej sprawy. Funkcjonowanie SLD wtedy było zabójcze dla niego samego i niedobre dla państwa. Żeby było jasne, nie chodzi mi o Kalisza, bo, moim zdaniem, atak na niego idzie za daleko. On był szefem MSWiA i nie można obciążać go w jakikolwiek sposób tym wszystkim, co robiły policja i prokuratura. Ale tam wychodzą inne sprawy - styk biznesu z lokalną polityką, korupcja itd. Nie akceptowałem tego, bezskutecznie wzywałem do zmian i dlatego zrobiłem to, co mogłem wówczas zrobić, czyli założyłem SDPL. Natomiast nie obciążam tą sprawą obecnego SLD.

Rozmawiała: Sonia Termion

Źródło: "Fakt"

Powrót do "Wywiady" / Do góry