Podobnie zresztą jak większość społeczeństwa.
Rząd zaplanował, że w przyszłym roku środki przeznaczone na służbę zdrowia będą o 4 mld zł większe niż w tym roku. Pomijając fakt, że nie bardzo wiadomo, skąd te miliardy miałyby się wziąć, nie wystarczą na obiecane podwyżki, chyba że w całości byłyby przeznaczone na płace. A co z wydatkami na utrzymanie szpitali i przychodni, świadczenia, leki itp.? Aby utrzymać dotychczasowe tempo ich wzrostu potrzeba jeszcze co najmniej 2 mld zł, czyli razem około 6 mld zł.
W dodatku w prezentowanych dotąd projektach nie przewiduje się podwyżek dla lekarzy i pielęgniarek zatrudnionych na kontraktach, a jest to – jak niedawno orzekł Trybunał Konstytucyjny - forma zatrudnienia równorzędna z etatową. Oznacza to nieuzasadnione dyskryminowanie tej grupy osób i może stanowić zarzewie nowych napięć i konfliktów. Ponadto planując dodatkowe środki przyjęto za punkt wyjścia stan zatrudnienia z połowy 2006 r. Przy jakichkolwiek zmianach tego stanu oraz proporcji między lekarzami na kontraktach i na etacie nie da się więc podwyżki zrealizować.
O bezradności i pustce programowej rządu świadczy odłożenie na początek maja - kolejny już raz - debaty parlamentarnej na temat sytuacji w służbie zdrowia. Premier i ministrowie nie są do tej debaty przygotowani, a jest ona bardzo potrzebna, bowiem lekarstwo, które zaproponowano może okazać się gorsze od choroby. Dobrze byłoby, byśmy sobie z tego zdali sprawę. Ograniczenie wysokości dodatkowych środków do 4 mld zł w 2007 r. i przeznaczenie tej kwoty w całości na podwyżki płac albo zmusi szpitale i przychodnie do ostrej redukcji pozostałych kosztów, a w efekcie do ograniczenia liczby świadczonych usług i wydłużenia kolejek albo doprowadzi do ponownego lawinowego zadłużania się szpitali, a w dłuższej perspektywie do zapaści całego systemu.
Co można zrobić? Rząd powinien podjąć decyzję o trwałym zwiększeniu środków na ochronę zdrowia przez podwyższenie o 0,5 proc. – z 7,75 do 8,25 proc. - tej części składki na ubezpieczenie zdrowotne, która jest odliczana od podatku dochodowego, a więc nie obciąża obywatela. Spowoduje to zmniejszenie dochodów budżetowych o 2 mld zł, w związku z tym rząd musi zweryfikować swoje zamiary dotyczące finansów publicznych. Min. Zyta Gilowska zapowiedziała m.in. waloryzację progów podatkowych, która będzie kosztować 2-3 mld zł. Przy czym podatnicy z I grupy zyskają na niej ok. 60 zł rocznie, a z II i III– po kilkaset a nawet kilka tysięcy. Jest to marnotrawienie środków. Rezygnacja z waloryzacji progów podatkowych i przeznaczenie zaoszczędzonej kwoty na podwyższenie składki zdrowotnej odliczanej od podatku pozwoliłoby w przyszłym roku zaspokoić zarówno potrzeby płacowe pracowników służby zdrowia, jak również realnie zwiększyć wydatki na inne cele w tej dziedzinie.
Jednocześnie rząd powinien się wycofać z zapowiadanej przez ministra zdrowia w Sejmie w lutym br. decyzji o ograniczeniu liczby pacjentów leczonych w 2007 r. do poziomu roku 2006. W zamrożeniu liczby świadczeń min. Zbigniew Religa szukał oszczędności, które chciał przeznaczyć na podwyżki płac. Tego robić nie wolno, bo to by oznaczało znaczne wydłużenie kolejek w szpitalach i przychodniach, a więc pogorszenie warunków leczenia.
Trzeba także przygotować regulacje prawne gwarantujące podwyżki wynagrodzeń dla wszystkich pracowników służby zdrowia, w tym lekarzy i pielęgniarek zatrudnionych na podstawie kontraktu.
Konflikt jest możliwy do rozwiązania. W dodatku dzisiaj jest to łatwiejsze niż kilka lat temu, ponieważ znacznie lepsza jest sytuacja budżetowa. Rząd musi jednak zdecydować się, która z jego licznych propozycji jest najważniejsza, co jest priorytetem, a co ma charakter drugorzędny. Inaczej wszystkie propozycje będą nierealne.
Marek Borowski
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry