W rezultacie sejmowej wrzawy – trudno ją bowiem nazwać debatą - do komisji sejmowej trafił „projekt uchwały w sprawie powołania komisji śledczej do zbadania prawidłowości i efektywności działania Prezesa Narodowego Banku Polskiego i Komisji Nadzoru Bankowego jako organów nadzoru bankowego oraz Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego w latach 1989-2006, a także Zarządu NBP i Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, oraz odpowiedzialności poszczególnych osób w ramach tych podmiotów za obecną strukturę systemu bankowego”. Celowo podaję pełną nazwę, by pokazać absurdalność tej inicjatywy.
Sejm może, zgodnie z konstytucją, powołać komisję śledczą do zbadania określonej sprawy. Nie może jej natomiast powoływać po to, by prześwietlić funkcjonowanie jakichś instytucji - i to w ciągu kilkunastu lat, ponieważ posłowie czują się niedoinformowani. Ponadto komisje śledcze powołuje się wtedy, gdy istnieje zagrożenie, że organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości nie będą obiektywne ze względu na uwikłanie w sprawę osób należących do aktualnego układu rządzącego. Komisja w sprawie Rywina miała sens, ponieważ przewijało się w niej nazwisko ówczesnego premiera oraz członków rządu. Podobnie, komisja do sprawy Orlenu, bo w zatrzymanie jego prezesa były zamieszane służby specjalne. Jeśli prezes (prezesi) NBP są podejrzewani o popełnienie przestępstw czy też dopuszczenie do nieprawidłowości, to organem władnym do wszczęcia postępowania jest prokuratura. Na jej czele stoi minister Zbigniew Ziobro, do którego koalicja rządowa ma chyba pełne zaufanie? Natomiast jeśli posłów interesuje, jak działa Komisja Nadzoru Bankowego, wystarczy zaprosić jej przedstawiciela na komisję finansów.
Absurdem jest powoływanie komisji śledczej po to, by poseł Samoobrony mógł się dowiedzieć, dlaczego w 1994 r. przez krótki okres akcje na giełdzie były bardzo drogie - wystarczy przeczytać ówczesne gazety.
Posłowie mogą nie wiedzieć i nie rozumieć, na czym polegają mechanizmy rynkowe, ale w takim razie niech się pouczą, postudiują podręczniki. Komisje śledcze nie są od tego, by udzielać im korepetycji, czy też zastępować kurs z podstaw ekonomii. Z równym skutkiem można by powołać komisję śledczą dla wyświetlenia, dlaczego w Polsce są drogie telefony komórkowe.
Leszek Balcerowicz nie jest bohaterem mojej pieśni. Nie podzielam wielu jego poglądów i koncepcji gospodarczych. W przeciwieństwie też do wielu polityków, którzy go dziś atakują, nie głosowałem za jego wyborem na prezesa NBP. Można krytykować go za niektóre posunięcia, za niedopuszczalne i nikczemne uważam jednak miotanie w niego obelgami, oskarżanie go o zdradę, czy też reprezentowanie obcych, niepolskich interesów.
Szczególnie oburzające jest to, że czynią to tacy ludzie, jak Andrzej Lepper czy Stanisław Łyżwiński, którzy mają konflikty z prawem, a także osobisty i partyjny interes w tym, by dopiec Balcerowiczowi, odegrać się na nim i zrealizować sztandarowe hasło Samoobrony: Balcerowicz musi odejść. Język używany przez nich (Do kamieniołomów!) budzi mój głęboki wstyd i zażenowanie. To małe i podłe. Dziwię się, że PiS się od tego języka nie odcięło, a nawet próbuje go rozwijać (Jacek Kurski).
Jedyną komisją śledczą, której działanie miałoby dziś sens, jest komisja do spraw inwigilacji dziennikarzy, ale od jej utworzenia odstąpiono, ponieważ wyniki dochodzenia mogłyby skompromitować PiS. Mam jednak nadzieję, że znajdą się posłowie, którzy będą domagali się jej powołania, a równocześnie zaskarżą do Trybunału Konstytucyjnego decyzje o utworzeniu komisji do spraw NBP. I tak się to skończy.
Marek Borowski
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry