Teoretycznie narzędzia i instytucje dialogu społecznego istnieją. Jest Komisja Trójstronna oraz budynek – Centrum Dialogu. Podczas protestu pielęgniarek, który rozpoczął się właśnie dlatego, że ze strony rządu nie było chęci dialogu, Komisja Trójstronna praktycznie nie odegrała jednak żadnej roli, a Centrum Dialogu paradoksalnie służyło jako pretekst do niepodejmowania rozmów. Pielęgniarki zostały potraktowane przez premiera, ale także wiceministra zdrowia, Bolesława Piechę jak wrogowie Polski. Oskarżono je o działalność polityczną i chęć obalenia rządu. Sytuacja zmieniła się na krótko po powrocie Zbigniewa Religi ze zwolnienia lekarskiego, który w przeciwieństwie do swojego zastępcy miał odwagę wejść do białego miasteczka i rozmawiać. Skończyło się jednak na oświadczeniu, że rząd do rozmów wróci na jesieni. Nic dziwnego, że pielęgniarki postanowiły walczyć o swoje postulaty na drodze czysto politycznej.
Dialog społeczny nie jest łatwy ani dla strony społecznej, ani dla władzy. Obie mają swoje racje i interesy. Wymyślono go jednak po to, by osiągać porozumienie jeszcze przed wybuchem protestów, a jeśli już do nich dochodzi, by trwały jak najkrócej i by strony sporu nie patrzyły na siebie jak na wrogów. Tylko partnerskie traktowanie się pozwala na osiągnięcie konsensusu i pokoju społecznego. Obecny obóz rządzący te reguły kwestionuje, choć są tacy, z którymi rozmawia. Górnicy potrafili nie tylko wymusić dla siebie dodatkowe wypłaty z zysków spółek węglowych, ale też zmienić zapisy rządowej strategii dla górnictwa. Pracownicy energetyki będą mieć wieloletnie gwarancje zatrudnienia oraz prawo do odpraw sięgających w niektórych przypadkach setek tysięcy złotych. Widmo ulicznych walk z policją, czy miast bez prądu jest bardziej przekonywujące dla tego rządu niż niewypisywanie numeru PESEL na receptach, miasteczko namiotowe pielęgniarek, czy parę dni bez lekcji dla uczniów. Dlatego jednym się daje, a drugim odmawia się rozmowy. W efekcie ci drudzy nie rozumieją, dlaczego Kowalski z elektrowni jak go zwolnią z pracy dostanie odprawę, na którą pielęgniarka, czy nauczyciel muszą pracować pół życia. Tak właśnie wygląda parodia „solidarnego państwa” w wykonaniu PiS.
Problem braku dialogu społecznego nie pojawił się w tej kadencji. Jego przyczyną jest traktowanie przez partie – i z lewa, i z prawa – swoich programów wyborczych jak narzędzia przydatnego jedynie do zdobycia głosów, ale bezużytecznego po wyborach. PiS zapowiadał np. budżetowy system i przeznaczanie 6 % PKB na ochronę zdrowia. Na zapowiedziach się skończyło, a pieniądze poszły na cele, o których w kampanii wyborczej nawet nie wspominano (np. na składkę rentową).
Rośnie więc frustracja obywateli i przekonanie, że trzeba tworzyć własną partię, ponieważ te, które istnieją ich nie reprezentują. Gdyby jednak doszło do powstania szeregu patii politycznych o charakterze branżowym, które osią swoich programów uczyniłyby walkę o postulaty wąskich grup obywateli, byłoby to niebezpieczne dla wszystkich. Doprowadziłoby do silnych konfliktów społecznych, wrogości poszczególnych grup zawodowych wobec siebie, nie przynosząc jednocześnie tym grupom oczekiwanych beneficjów.
Lewica uważa odbudowanie dialogu społecznego za jedno ze swoich najważniejszych zadań i chce go zacząć już na etapie przygotowania programu, konsultując proponowane rozwiązania z różnymi grupami zawodowymi. Dialog społeczny nie zapewnia braku konfliktów, ale nie oznacza też, że władza staje się klubem dyskusyjnym. Dowodzi natomiast, że rząd traktuje obywateli jak partnerów, a nie jak poddanych, dla których od czasu do czasu bywa „ludzkim panem”.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry