Prominentny polityk PO oświadczył, że rząd będzie się długo zastanawiał, czy kontynuować politykę PiS w tej kwestii. A media donoszą, że rozważany jest wariant, by religię można było zdawać na maturze jako przedmiot dodatkowy, ale w szkole nie byłoby z niej ocen. Teraz nie tylko są wystawiane, ale także, jak zdecydował w porozumieniu z Kościołem jeszcze poprzedni rząd (zostało to zaskarżone przez lewicę do Trybunału Konstytucyjnego), mają być wpisywane na świadectwie szkolnym i wliczane do średniej ocen.
Nie bardzo rozumiem sens tych rozważań, bo matura z religii jest tak samo sprzeczna z konstytucyjną zasadą państwa neutralnego światopoglądowo, jak oceny z religii na świadectwie szkolnym oraz wliczanie ich do średniej. Więc nawet jeśli politykom PO udałoby się przekonać Kościół do swojego pomysłu, w co wątpię, pod względem prawnym nic by to nie zmieniło. Czyżby rząd Donalda Tuska zamierzał złamać konstytucję?
Hierarchowie bagatelizują problem. Twierdzą, że maturą z religii byłoby co roku zainteresowanych tylko kilka tysięcy abiturientów, którzy wybierają się na uczelnie kościelne, bo matura zastąpiłaby im egzamin wstępny. Skoro można zdawać maturę z wiedzy o tańcu, to dlaczego nie z religii - powiadają. Religia to, ich zdaniem, taki sam przedmiot jak inne, więc powinien być na równi z innymi traktowany.
Otóż ja uważam, że jest to rozumowanie błędne, bo po pierwsze, religia nie jest wiedzą, lecz wiarą. Nauczanie religii to kształtowanie wiary i etyki katolickiej, czyli np. określonych zachowań, nie jest więc ona przedmiotem takim jak inne. Powszechną praktyką katechetów jest nagradzanie uczniów szóstkami za to, że są pobożni – chodzą na mszę, oazę czy pielgrzymki. Matura jest egzaminem państwowym, państwo określa warunki, zasady, program itd. Nie wyobrażam sobie, że będzie je określać w odniesieniu do religii. Jak w ogóle można egzaminować z wiary?!
Po drugie, zgodnie z konstytucją: „nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania”. Świadectwo maturalne z oceną z religii, podobnie jak świadectwo szkolne, te przekonania ujawni. Nie można wykluczyć, że jakiś pracodawca wybierze absolwenta z oceną z religii na maturze, bo np. uzna, że jako katolik jest on bardziej godny zaufania. Dla osób, które chcą studiować na uczelniach teologicznych, można zorganizować egzaminy z religioznawstwa, które w przeciwieństwie do religii jest wiedzą, ale ocena powinna być umieszczona na osobnym świadectwie – nie w ramach matury.
Przy okazji tych sporów pojawiły się radykalne żądania wyprowadzenia religii ze szkół publicznych. Moim partyjnym kolegom mówię tak: większość Polaków chce mieć religię w szkole, bo tak jest bezpiecznie, prościej, słowem z powodu większego komfortu. Nie starajmy się ich w tej sprawie „nawracać”. Tym bardziej, że w szkole potrzebna jest jakaś nauka – nazwijmy ją – przyzwoitego zachowania. W przypadku katolików taką rolę może odgrywać religia, zaś niekatolików etyka. Problem polega tylko na tym, że jedynie ok. 1 proc. szkół organizuje lekcje etyki. Nie ma jej kto nauczać – wyszkolenie etyków to długi proces, albo nie starcza na nią pieniędzy. W rezultacie uczniowie niewierzący nie mają wyboru.
Jest to dodatkowy argument za tym, by przedmiotu religia/etyka i ocen z niego nie traktować na równi z innymi. Wszystkie stopnie powinny być wystawiane na odrębnym świadectwie i w żadnym wypadku nie mogą być wliczane do średniej, bowiem uczniowie, którzy na religię nie chodzą, mieliby o jedną ocenę mniej.
Szkoda, że nie przyjęto zasady, że do szkoły można wprowadzić religię wtedy, gdy jednocześnie jest w niej etyka.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry