Proceder ten ma ukrócić ustawa, która zacznie obowiązywać od 1 lipca br. Do jej przyjęcia zobowiązywały Polskę wytyczne Unii Europejskiej dotyczące m. in. segregowania i przetwarzania śmieci. Obecnie tylko ok. 30% mieszkańców miast segreguje śmieci, przy czym jest to kwestią ich dobrej woli.
Na mocy nowej ustawy za to, co dzieje się ze śmieciami, będą odpowiadały gminy, a nie – jak dotąd – właściciele nieruchomości. Zatem spółdzielnie, wspólnoty mieszkaniowe, czy też mieszkańcy nie będą płacić za odbiór śmieci wybranym przez siebie firmom, lecz gminie. Ta zaś wyłoni w drodze przetargu firmy i zawrze z nimi umowy.
Z perspektywy kraju, wszystko wydaje się logiczne i zrozumiałe, z perspektywy gminy – już nie zawsze. W Warszawie wątpliwości nagromadziło się szczególnie dużo. Śmieci stąd raczej nie trafiają do lasów, więc koronny argument za zmianami nie przekonuje. Poza tym jak coś dobrze działa, to po co to zmieniać? Zamiast lepiej, może być gorzej. Najbardziej jednak bulwersuje warszawiaków to, ile będą musieli płacić za śmieci.
Byłem na sesji Rady Warszawy, na którym radni przyjęli stawki zaproponowane przez Ratusz, wysłuchałem burzliwej dyskusji i wyjaśnień prezydenta, ale nie do końca wyzbyłem się wątpliwości.
Po pierwsze, z mojego sondażu w praskich spółdzielniach mieszkaniowych wynika, że miesięcznie pobierają one od lokatorów za wywóz śmieci (także nie segregowanych) 9-10 zł. Opłata dla miasta wyniesie zaś nawet 19,5 zł od osoby za śmieci posegregowane, a przy braku segregacji o 40% więcej. Prezydent Kochaniak tłumaczył, że śmieci będzie więcej (nie bardzo rozumiem dlaczego, ale wynika to z badań) i zapłacimy drożej za ich składowanie, by nie kalkulowało się wywozić ich do lasu. W sumie, jak wylicza miasto, koszty wzrosną o 40-50%, ale to oznacza, że powinno się pobierać od osoby 14-15 zł, a nie 19,5 zł. Na sesji podawano przykłady opłat ustalonych w okolicznych gminach. Wszędzie są niższe!
Po drugie, padła obietnica, że jeżeli wpływy z opłaty śmieciowej będą wyższe niż wydatki, bo np. firmy wyłonione z przetargu zaoferują niższe ceny, niż założono w kalkulacji, to miasto obniży stawki. Trzymam za słowo. Zastanawiam się jednak, dlaczego nie zrobiono przetargu wcześniej? Firmy też umieją liczyć. Jest ryzyko, że dostosują oferty cenowe do opłat ustalonych dla mieszkańców i o obniżce tych opłat będziemy mogli zapomnieć.
Po trzecie, dlaczego właściciele domków jednorodzinnych są traktowani inaczej niż osoby zamieszkujące w blokach, to jest mają płacić 89 zł miesięcznie, nawet jak żyją w pojedynkę, bez względu na ilość wytwarzanych śmieci? Czy nie jest to rozwiązanie dyskryminujące, niekonstytucyjne? Poza tym do tej pory firmy brały od domku po 40 zł, czyli ponad 2-krotnie mniej, przy czym często jedną ulicę obsługiwało kilka firm. Teraz będzie umowa z jedną firmą, więc koszty będą niższe a nie wyższe! Znowu padła obietnica, że właściciele (często samotni emeryci), dla których opłaty okażą się zbyt wielkim ciężarem, otrzymają pomoc. Dlaczego więc pomocy od razu nie uchwalono?
Generalnie z ustawą „śmieciową” od początku były problemy, zabrakło bowiem porządnych konsultacji. Dzięki Senatowi została poprawiona, czy jednak od 1 lipca wszystko będzie dobrze działać? Sądząc po obradach Rady Warszawy obawiam się, że temat śmieci – który do tej pory wydawał się marginalny – będzie nam zaprzątać głowę jeszcze długo.
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry