Walka z pijanymi kierowcami przypomina walkę z wiatrakami, ponieważ nie spotykają się oni z powszechnym potępieniem społecznym. Bić się w piersi powinny zwłaszcza osoby publiczne, które wzajemnie rozgrzeszają się z jazdy na podwójnym gazie, a gdy zostaną przyłapane, zachowują się często buńczucznie i próbują uniknąć odpowiedzialności. Mieliśmy takie przypadki, niektóre zostały sfilmowane przez dziennikarzy, wśród parlamentarzystów, radnych, burmistrzów wielu miast. Koledzy stają za nimi murem, wymyślają różne karkołomne usprawiedliwienia. Nikt nie traci z tego powodu funkcji.
Na tym tle przypadek Adama Grzegrzółki jest wyjątkowy i choć z jednej strony - smutny, to z drugiej - paradoksalnie, budujący. Facet zachował się z honorem! Policjanci, którzy go zatrzymali, podkreślali, że był grzeczny, kulturalny, wypełniał polecenia. Złościł się nie na nich, lecz na siebie. Potem przeprosił swoich wyborców i prezydent miasta. Powiedział, że takie zdarzenie nie powinno absolutnie mieć miejsca i że poniesie konsekwencje z tym związane.
Jakże inaczej zareagowała znana dziennikarka zatrzymana w mniej więcej tym samym czasie na warszawskich ulicach, również na rowerze (1,1 promille), która - jak donoszą media - zrugała policjantów, twierdziła, że jako dziennikarka nie powinna zostać zatrzymana, powołując się na szereg znajomości groziła im zwolnieniem z pracy, mówiła, że doszło do wielkiego nadużycia, bo wypiła tylko jedno piwo itp.
Modelowe zachowanie byłego już burmistrza Białołęki wobec policjantów, jego skrucha, pokajanie się przed wyborcami o tyle mnie nie dziwią, że jako senator poznałem go z jak najlepszej strony, gdy był wiceburmistrzem na Pradze Południe. Wybierałem się do niego z jakąś sprawą, spytałem więc znajomych polityków, jakiego rodzaju to człowiek. Usłyszałem, że sztywny i nieużyty. Okazało się, że rzeczywiście nie jest to tzw. brat-łata. Za to dobrze zna przepisy i ściśle je stosuje. Jest rzetelny w tym, co mówi i robi. Ma swoje zdanie. Nie kręci. Może dlatego uchodził za nieużytego. Nie zdziwiłem się też, że awansował na burmistrza Białołęki. Jego kariera została przerwana. Myślę jednak, że przewinienie, którego się dopuścił - aczkolwiek niewątpliwe - nie wynikało z alkoholowych skłonności. No i mimo wszystko co innego zasiąść po spożyciu alkoholu za kierownicą samochodu, a co innego na rowerze. Dlatego uważam, że nie powinniśmy go skreślać. Po pewnym okresie karencji powinien wrócić, moim zdaniem, do pracy w sektorze publicznym, bo się do tego nadaje. Rozstając się więc z Adamem Grzegrzółką jako burmistrzem Białołęki nie mówię mu: żegnaj. Mówię do zobaczenia i dziękuję za postawę i klasę, jaką wykazał w tej przykrej dla siebie sytuacji.
Marek Borowski
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry