Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 26.02.15 / Powrót

O odnalezionym dokumencie, smoku i muzie Modiglianiego
Dział: Inne

Bez żadnej przesady, można by go słuchać godzinami. Swoimi opowieściami przenosi nas w czasie na Pragę, której nie znamy, przed i powojenną. Mówi o ludziach zasłużonych dla dzielnicy i tych, którzy zapisali się w jego pamięci. A zapisało się w niej wiele, bo urodził się w 1922 r.
Piszę o Pawle Elszteinie. Rodowitym Prażaninie. Pisarzu, dziennikarzu, fotografiku. W ubiegłym tygodniu miałem okazję znowu go posłuchać podczas promocji drugiego wydania jego książki pt. "moja Praga...moja Warszawa". Jest w znakomitej formie. Spotkał się z czytelnikami w Bibliotece Publicznej na Skoczylasa i przez ponad 2 godziny, bez chwili odpoczynku, bawił, wzruszał i zadziwiał swoimi anegdotami.
Wznowiona książka to prezent na 367. urodziny Pragi, ale okazało się, że pan Paweł wniósł już kilkanaście lat temu swój wkład do obchodów tej rocznicy. Mianowicie odnalazł, po trzech latach poszukiwań, oryginał aktu nadania Pradze praw miejskich przez króla Władysława IV. Podjął poszukiwania na prośbę władz dzielnicy, najpierw peregrynując wśród sławnych profesorów-historyków, potem po bibliotekach. Wszyscy byli przekonani, że dokument nie przetrwał potopu szwedzkiego, zaborów, kolejnych wojen, Powstania itd. Zmysłem śledczym wykazała się żona pana Pawła, która wysłała go do Archiwum Akt Dawnych na ul. Długą. I to był strzał w "10-kę". Wystarczyło zapłacić 15,50 zł, odebrać fotokopię i potem chronić ją jak oka w głowie przed ewentualnymi złodziejami w specjalnie zakupionej teczce. Pan Paweł został uhonorowany za ten czyn dyplomem i medalem pamiątkowym, ale - jak zażartował - o tym, aby zwrócić mu poniesione koszty, już nikt nie pomyślał. Reprezentuję wprawdzie władzę ustawodawczą, a nie wykonawczą, niemniej postanowiłem naprawić ten historyczny błąd i po doliczeniu kosztów przejazdu i teczki wręczyłem na zakończenie spotkania panu Elszteinowi 20 zł , co on i zebrani przyjęli ze zrozumieniem i humorem.
Jak już pan Paweł wgryzł się w epokę, to odkrył, iż czasy Władysława IV zaowocowały niezwykłym wydarzeniem. Otóż król marzył o Polsce mocarstwowej. Pobudował zbrojownię w Warszawie, flotę wojenną na wybrzeżu (Władysławowo to na jego cześć), otaczał się naukowcami. Jednym z nich był Burattini, spolszczony Włoch. Skonstruował on model statku latającego w postaci smoka z ruchomymi skrzydłami o rozpiętości 2 m. Pokazowy lot wypadł pomyślnie, pojawił się więc pomysł, by zbudować dużego smoka, zapakować do środka żołnierzy i zaatakować prewencyjnie Turcję, która podobno zamierzała runąć na Europę. Lot do Istambułu miał trwać 12 godzin. To nie bajeczka - zarzeka się autor. W Paryżu są dokumenty, łącznie z rysunkami. Jego zdaniem, to nie był głupi projekt, a wie co mówi, bo modelarstwo lotnicze też nie jest mu obce.
Poszukiwanie ciekawostek związanych z Pragą, odkrywanie zaginionych śladów ludzi i ich losów jest jedną z pasji Pawła Elszteina. Do jego odkryć należy np. mało znana historia pochodzącej z Pragi muzy i przyjaciółki włoskiego malarza, Amedeo Modiglianiego (znany z obrazów kobiet z charakterystycznymi długimi szyjami). Pani Lunia (Elżbieta? Alicja?) Makowska była dzieckiem działacza robotniczego, prześladowanego przez władze carskie. Uciekając przed nimi najpierw znalazła się w Krakowie, gdzie skończyła gimnazjum, a potem w Paryżu. Tam poznała Modiglianiego. W 1916 r. namalował jej pierwszy portret. W sumie powstało ich 14, ale być może więcej, bo wiele zaginęło. Pozowała mu przez 4 lata, aż do śmierci artysty. W 1987 roku 93-letnią panią Lunię (wówczas Czechowską-Choroszcze), poznała we Francji inna mieszkanka Pragi, nieżyjąca już malarka Teresa Roszkowska i przywiozła jej autograf w darze dla inżyniera Tadeusza Burchackiego, też zasłużonego Prażanina. Wiele pomników warszawskich zostało odbudowanych lub zrekonstruowanych dzięki jego staraniom i współpracy.
Ale to już kolejna fascynująca historia...
Marek Borowski


Źródło: "Mieszkaniec"

Powrót do "Publikacje" / Do góry