Wydawało mi się, że sprawa została wyjaśniona, tymczasem odezwał się Pan Krzysztof Pyclik, doktorant w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Wrocławskiego (1-2.09.2001). W przeciwieństwie do red. Czaczkowskiej, nie zajmuje się on jednak istotą sporu, a więc tym, czy polska ustawa antyaborcyjna należy do najbardziej rygorystycznych w Europie, czy też nie, czyni natomiast różne uwagi na marginesie. Niestety, po części błądzi, a po części sprawia wrażenie, iż nie bardzo rozumie, o czym pisze.
Pan Pyclik połowę swojej polemiki poświęca objaśnieniom obowiązującej w Polsce konstytucji. Dowodzi mianowicie, iż w związku z tym, że Trybunał Konstytucyjny uznał w 1997 r. uchwaloną rok wcześniej ustawę liberalizującą zasady przerywania ciąży za niezgodną z konstytucją, to już nigdy żaden Sejm w Polsce nie ma szans na skuteczne złagodzenie obecnych przepisów. Trudno o większy absurd. Trybunał Konstytucyjny odnosi się bowiem zawsze do konkretnej ustawy. Jeśli Sejm uchwali nową ustawę (przecież nie identyczną!) - do niej się odniesie. Zadziwia mnie pewność Pana Pyclika, że rozstrzygnięcie będzie takie, jak przed czterema laty, a udowodnieniu tej dziwacznej tezy autor poświęca 2/3 tekstu. W pozostałej części powtarza niektóre z przytoczonych przeze mnie przepisów z ustaw hiszpańskiej i włoskiej, wybierając te, które mają swoje odpowiedniki w polskim prawie. Np. wielce zadowolony z siebie odkrywa, że 90 dni to niemal to samo, co 12 tygodni i dziwi się, że ja tego nie wiem. Tymczasem przecież nie o to chodzi. Istotą mojego tekstu było nie to, że aborcja może być dokonana we Włoszech do 90 dnia ciąży, co rzeczywiście prawie odpowiada dopuszczonym w Polsce 12 tygodniom, lecz to, że we Włoszech o dokonaniu lub nie zabiegu decyduje stan zdrowia fizycznego i psychicznego kobiety oraz jej sytuacja ekonomiczna, socjalna lub rodzinna. Czy to tak trudno było zrozumieć?
Jedyny fragmencik polemiki, w którym przyznaję Panu Pyclikowi rację, dotyczy rozpatrywania ustaw a priori przez hiszpański Trybunał Konstytucyjny. Rzeczywiście zamiast używać czasu teraźniejszego, powinienem napisać, że tryb kontroli a priori stosowany był w Hiszpanii wtedy, kiedy rozpatrywano zgodność ustawy antyaborcyjnej z konstytucją, czyli w 1985 r. O pracach hiszpańskiego Trybunału Konstytucyjnego poinformowałem zresztą tylko po to, aby uprzedzić zarzut, iż zakwestionował on ustawę. Tymczasem Trybunał wprawdzie zakwestionował jeden z artykułów, ponieważ nie przewidywał on zasięgania opinii innego lekarza oraz nie określał, że zabieg może być dokonany tylko w upoważnionych do tego zakładach medycznych, ale po odpowiedniej zmianie tych zapisów, ustawa bez przeszkód weszła w życie. Co jednak najbardziej istotne - Trybunał odrzucił skargę w części dotyczącej prawa do przerwania ciąży ze względu na zdrowie psychiczne kobiety. Uznał to za legalne. Tymczasem Pan Pyclik "odkrył", że zapisana w ustawie hiszpańskiej konieczność uzyskania opinii innego lekarza oraz przeprowadzenia zabiegu w jednym z upoważnionych do tego publicznym lub prywatnym zakładzie medycznym zapisane są również w polskiej ustawie.
Całość polemiki sprawia wrażenie, że Pan Krzysztof Pyclik chciał po prostu zaistnieć. Odważnie kopnął wicemarszałka Sejmu pisząc uprzejmie: "Nie kwestionuję wiedzy ekonomicznej Marka Borowskiego, jednak prawo powinien pozostawić prawnikom". Wiem, że doktoranci dla skutecznej obrony pracy doktorskiej powinni legitymować się odpowiednią liczbą publikacji. Rozumiem, że ta polemika to jedna z nich. Osobiście radzę jednak młodemu doktorantowi, aby nie pokazywał jej swojemu promotorowi. Może zaszkodzić.
Marek Borowski
Źródło: "Rzeczpospolita"
Powrót do "Publikacje" / Do góry