Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 04.12.19 / Powrót

Poczekalnia pani Basi
Dział: O polityce i politykach

Jeśli PiS przeprowadza jakieś zmiany organizacyjne w strukturach, to przecież nie po to, aby te struktury działały lepiej. To czasami, ale rzadko, może być efektem ubocznym. Głównie zaś chodzi o to, aby kogoś usunąć lub przeciwnie - zatrudnić oraz dorwać się do pieniędzy.


Jedna z ważniejszych prerogatyw, wynikających ze sprawowania władzy – dla PiS nawet chyba najważniejsza – to możliwość rozdzielania stanowisk w różnego rodzaju agencjach, funduszach i przedsiębiorstwach (spółkach) państwowych. Żaden rząd nie był od tych pokus wolny, ale zarówno rządy Szydło, jak i Morawieckiego wyznaczyły tu nowe, niekonwencjonalne standardy. Szczególnie łakomym kąskiem są spółki skarbu państwa (SSP). Nadzór nad nimi pozwala nie tylko oferować intratne posady, pozwalające poczynić duże osobiste oszczędności na starość, ale także pośrednio ukierunkowywać wydatki spółki na bliskie sercu, choć nieefektywne albo kompletnie niezwiązane z jej działalnością, cele. Podział nadzoru nad takimi spółkami między poszczególnych ministrów był dotychczas ważnym elementem umowy koalicyjnej, bo każdy chciał mieć „swój kawałek podłogi”.
Napisałem „był”, bo w nowym rządzie powołano Ministerstwo Aktywów Państwowych, któremu zamierza się przekazać ok. 300 (inne źródła podają, że 400) spółek, a na czele którego stanął główny aktyw PiS, czyli Jacek Sasin. Decyzja ta spodobała się Janowi Rokicie, który w tygodniku „Wprost” napisał, że nastąpił „powrót zdrowego rozsądku” i wyraził nadzieję, że Morawiecki „wykaże teraz konsekwencję” i doprowadzi do końca proces przekazywania SSP pod rządy Sasina. Mniej entuzjazmu, ale – jak mi się wydaje – sporo zrozumienia dla tej decyzji okazał Adam Grzeszak w tekście „Sprzedawca konfitur” („Polityka” nr 47). Choć w nierównym stopniu, obaj publicyści wyrażają nadzieję, że mniej teraz będzie woluntarystycznych, podyktowanych partyjnym bądź branżowym interesem decyzji, mniej nepotyzmu i marnotrawstwa. Otóż jestem zdecydowanie bardziej sceptyczny.

Jeśli PiS przeprowadza jakieś zmiany organizacyjne w strukturach, to przecież nie po to, aby te struktury działały lepiej. To czasami, ale rzadko, może być efektem ubocznym, głównie zaś chodzi o to, aby przejąwszy nadzór nad „restrukturyzowanymi” jednostkami kogoś (lub wielu) usunąć lub przeciwnie – zatrudnić oraz o to, aby dorwać się do pieniędzy, którymi te jednostki dysponują. Gdyby jeszcze pan Sasin działał z upoważnienia premiera, który jaki jest, taki jest, ale przynajmniej za coś odpowiada przed Sejmem i opinią publiczną – ale przecież tak nie będzie! Teraz o wszystkim będzie decydował Jarosław Kaczyński, bo Sasin to jego człowiek i pan premier będzie mógł co najwyżej poskarżyć się prezesowi, czyli odwołać się do tej samej instancji, która podjęła decyzję.
A jakie to będą decyzje, z rozbrajającą szczerością poinformował naród sam wicepremier Sasin: „Spółki skarbu państwa wymagają ludzi, którzy utożsamiają się z programem PiS”! A więc żadne tam kompetencje, zyski i temu podobne fanaberie, ale to, co do tej pory: podtrzymywanie innych nierentownych spółek, pakowanie pieniędzy w pisowskie fantasmagorie (CPK, samochód elektryczny), zasilanie marnotrawnych fundacji (Polska Fundacja Narodowa), podtrzymywanie przy życiu przy pomocy reklam umierających pisowskich gazetek, darowizny na cele religijne i dla pewnego redemptorysty i oczywiście zatrudnianie swojaków, tyle że tym razem wskazanych przez prezesa. Szykują się tłumne pielgrzymki, kiedyś rozproszone po ministrach nadzorujących spółki, a teraz skoncentrowane na Nowogrodzkiej. Trzeba będzie chyba zmienić biuro na większe, z dużą poczekalnią, gdzie pani Basia będzie mogła wydawać numerki.

Nieźle się PiS wkopał z tym Banasiem. Teraz główną troską partii rządzącej jest: jak pozbyć się Banasia i nie ujawnić dlaczego. A ja tam zachęcam Mariana Banasia do kontynuowania oporu. Przecież niewinny jest i kryształowy, co sam oświadczył! Niech da przykład rodakom, że Polak, zwłaszcza Polak-katolik (jak o sobie zawsze z naciskiem mówił), nie ugnie się przed oszczerstwami ze strony ludzi podstępnych i obłudnych. Gdyby jednak nie starczyło mu siły woli oraz charakteru i ustąpił (oczywiście jako niewinny, ale dla dobra Polski) – to co dalej? Otóż albo PiS zaproponuje kandydata, którego opozycja w Senacie będzie w stanie zaakceptować, albo będzie utrzymywał się stan bezkrólewia. Rezultat końcowy będzie jednak z grubsza taki sam.
Decyzje i zatwierdzanie raportów NIK mają charakter kolegialny i po to właśnie w szybkim tempie powołano sprawdzonych wiceprezesów, którzy ewentualnego „niepewnego” prezesa przypilnują i przyblokują, a jeśli żadnego prezesa nie uda się powołać – będą kierować izbą do końca kadencji. W ten sposób Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się kolejną kontrolną instytucję – po Trybunale Konstytucyjnym i Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji – uczynić kompletnie niewiarygodną, a przez to zbędną. Na te trzy instytucje wydajemy rocznie ponad 400 mln zł – pieniądze wyrzucone w błoto.

Jak zwykle na początku kadencji parlamentarzyści powołują tzw. zespoły parlamentarne. Jest to coś w rodzaju kółek zainteresowań i grup lobbystycznego nacisku. Np. zespół ds. ochrony zwierząt hodowlanych, składający się wyłącznie z 14-stu posłów Lewicy, będzie zapewne domagał się zlikwidowania hodowli zwierząt futerkowych, a 21 członków (wyłącznie z PSL i PiS) zespołu ds. ochrony praw właścicieli zwierząt będzie bronić prawa norek, tchórzofretek i lisów do oddania swego futra człowiekowi. Oprócz sytuacji anegdotycznych dzieją się także rzeczy mniej śmieszne.
Oto w zespole ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego rozegrał się między Lewicą a Koalicją Obywatelską bój o stanowisko przewodniczącego tego zespołu. Obie strony ściągały do tego zespołu jak największą liczbę posłów (Lewica ponad połowę klubu!), aby tylko wygrać głosowanie. Bardziej skuteczna była Lewica, ale – choć to tylko niewiele znaczący zespół parlamentarny – nie byłoby dobrze, aby przyszłe stosunki wewnątrz opozycji polegały na próbach przechytrzenia partnera. W Senacie na pewno postaramy się do tego nie dopuścić, a w Sejmie?

Halo, halo, tu specjalny korespondent z pola walki z luką VAT-owską. Źle się dzieje i nie ukrywajmy tego! Po 10 miesiącach zebrano tylko o 6,3 proc. VAT-u więcej, niż w zeszłym roku, podczas gdy nominalny wzrost PKB wyniósł ponad 7 proc. a akcyzy nie zebrano nawet o złotówkę więcej! Luka VAT-owska narasta. To może trzeba zadzwonić do Banasia – on przecież był taki skuteczny.


Źródło: POLITYKA

Powrót do "Publikacje" / Do góry