Jakże się więc ucieszyłem, gdy w Rzeszowie zobaczyłem czterech liderów zachwalających wspólnego kandydata na prezydenta miasta. Nareszcie, pomyślałem. Niestety krótko po tym zza chmur ukazała się Agnieszka Osiecka i przypomniała, że:„Co się polepszy, to się popieprzy”. I rzeczywiście. Przy okazji debaty nad ustawą o FO doszło do wzajemnych pretensji, niepotrzebnych wyzwisk i wulgaryzmów, zwłaszcza między KO a Lewicą. Praprzyczyną nieporozumień stała się koncepcja obalenia władzy PiS nie w wyborach, ale przez odwrócenie sojuszy. Przyszły rząd miał opierać się na wszystkich partiach opozycyjnych (z Konfederacją włącznie) oraz na wyłuskanym ze Zjednoczonej Prawicy Porozumieniu Gowina. Zagorzałym zwolennikiem tej koncepcji był Władysław Kosiniak-Kamysz, ale tej - przyznaję, pociągającej wizji - ulegli także liczni moi partyjni koledzy.Tymczasem była to koncepcja nierealna, a nawet gdyby jakimś cudem okazała się realna - niebezpieczna. Była nierealna, bo w najlepszym razie opozycja gromadziła tylko 228 głosów, a i to przy założeniu, że przyłączy się pięciu posłów Polski 2050 i cała dwunastka gowinowców. Była jednak także niebezpieczna - o paradoksie! - gdyby się powiodła! Nowy rząd, wiszący na góra jednym głosie, opierający się na takiej mozaice politycznej, rozdzierany wewnętrznymi sprzecznościami i mający przeciwko sobie prezydenta - ku radości Kaczyńskiego - szybko by się skompromitował. Kiedy przed tym przestrzegałem, słyszałem: „Ależ nie zamierzamy długo rządzić. Dwa, trzy miesiące i rozpisujemy wybory”. Świetny plan, miał tylko jedną wadę: tych wyborów nie dałoby się rozpisać. To nie Wielka Brytania, gdzie premier urządza wybory, kiedy chce. U nas potrzeba 2/3 głosów poselskich, a Kaczyński na pewno by ich nie dał.„Chcieliście rządzić - to rządźcie!”- aż do pełnej kompromitacji.
Z tej koncepcji, po wstępnych rozmowach, trzeba się było szybko wycofać. Niestety połączono ją także z innym pomysłem: głosowaniem przeciw pieniądzom z UE, aby może coś na PiS wymusić, a przy okazji wykazać rozpad rządu i tym łatwiej przejąć władzę. Nie wszystkim się to musiało podobać. Reszta to już konsekwencje i ambicjonalne zagrywki - także ze strony Lewicy.
Nauka z tego taka, żeby nie chodzić na skróty. Wybory są za 2,5 roku i trzeba opracować opozycyjną strategię na cały ten czas, zwłaszcza w warunkach nowego zestawu pisowskich obietnic. Wbrew czarnowidzom uważam, że opozycja ma szanse, ale ten etap walki na kije trzeba już zakończyć. Może Kosiniak-Kamysz (w końcu to on miał być premierem nowego rządu) zaprosi pozostałych liderów na tajne spotkanie, aby pogadać o przyszłości i ustalić jakiś kodeks wzajemnego postępowania. Już się popieprzyło, to może się teraz polepszy?
Źródło: Polityka
Powrót do "Publikacje" / Do góry |  |  |  |

|