Ani ja, ani Socjaldemokracja Polska nie mamy i nigdy nie mieliśmy wątpliwości, kto w tym sporze ( nie pierwszym na tym tle, przed Poznaniem była przecież Warszawa, gdzie Parady Równości zakazał obecny prezydent-elekt Rzeczypospolitej) ma rację. W sprawach dotyczących praw i wolności obywatelskich zawsze zajmowaliśmy jednoznaczne stanowisko i tym razem także daliśmy mu wyraz stwierdzając, że prezydent Poznania a następnie wojewoda wielkopolski, który podtrzymał jego odmowną decyzję, naruszyli art. 54 i 57 konstytucji. Pierwszy mówi o wolności wyrażania swoich poglądów, drugi o wolności organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich. Argument bezpieczeństwa publicznego został przez nich przywołany na wyrost i fałszywie.
Państwo nie może być zakładnikiem chuliganów
Owszem, jest to argument istotny i należy go stosować, ale w przypadku, gdy źródło zagrożenia bezpieczeństwa leży po stronie organizatorów i uczestników zgromadzenia. W Poznaniu tak nie było. Demonstranci nie tylko nikomu tam nie zagrażali, ale przeciwnie - sami byli celem niewybrednego, nierzadko brutalnego ataku członków Młodzieży Wszechpolskiej oraz zwykłych chuliganów. Interweniowała także policja. Siły porządku publicznego - z własnej inicjatywy, czy też na czyjeś polecenie - jakby straciły busolę. Zamiast zająć się rozwydrzonymi osobnikami, którzy krzyczeli "Zrobimy z wami co Hitler z Żydami", "Pedały do gazu" itp., i rzucali jajkami, policjanci wyciągali z tłumu i wlekli po bruku nieagresywnych młodych ludzi, w tym dziewczęta, którzy nie głosili żadnych niebezpiecznych treści.
A jeśli za jakiś czas organizacje kobiece zechcą demonstrować w sprawie nowelizacji ustawy antyaborcyjnej? Przecież też znajdą się grupy, które powiedzą, że są przeciw i że nie dopuszczą do takiej demonstracji. Czy i wtedy jakiś prezydent wyda zakaz pod pretekstem zagrożenia bezpieczeństwa? W ten sposób łamie się prawa obywateli, a państwo pokazuje swą słabość. Ulega naciskom. Staje się zakładnikiem różnych awanturników, szalikowców i ksenofobów gotowych demonstrować nietolerancję, stwarzając zagrożenie dla zdrowia i życia innych osób. Chcąc nie chcąc, staje się też jednostronne ideologicznie. Zdumiewa, że zakaz marszu został wydany i podtrzymany przez polityków związanych z opcjami politycznymi (PO i SLD), które do tej pory propagowały liberalizm w dziedzinie światopoglądowej, a w każdym razie unikały skrajności.
Zamiast widzimisię urzędnika
Stanowisko to jedno - szkoda tylko, że jesteśmy jedną z nielicznych partii, która je przedstawiła - a próba zaradzenia takim incydentom w przyszłości to drugie. Kiedy ograniczanie konstytucyjnych praw i wolności obywatelskich staje się coraz częstszą praktyką, słowa już nie wystarczą. Potrzebne są zmiany w prawie, które uniemożliwią obecną dowolność interpretacyjną ustawy o zgromadzeniach i uchronią ich organizatorów od widzimisię urzędników, którzy ze względu na własne poglądy polityczne, albo zwykłe tchórzostwo na wszelki wypadek mówią: nie.
SDPL takie zmiany zaproponowała. Są one oparte na projekcie konstytucji przygotowanym przez PiS przed wyborami. W art. 29, ust.3 tego projektu czytamy: "Jeżeli organizator zgromadzenia w sposób zgodny z ustawą zawiadomił o zamiarze zorganizowania zgromadzenia, prewencyjny zakaz odbycia zgromadzenia może orzec jedynie sąd w wypadkach przewidzianych w ustawie".
Rzadko zgadzam się z PiS, zwłaszcza co do sposobu pojmowania wolności i praw obywatelskich, ale akurat ten przepis uważam za dobry.
Propozycję PiS uzupełniliśmy o tryb działania sądu - musi on rozpoznać sprawę w 24 godziny, a więc orzekać w takim trybie jak przed wyborami. Na postanowienie sądu okręgowego przysługiwałoby także w ciągu 24 godzin zażalenie do sądu apelacyjnego, który również miałby 24 godziny na jego rozpoznanie. Działanie sądu musi być szybkie po to, żeby był czas na odwołanie się od niekorzystnego orzeczenia i ewentualne uchylenie go.
Obawiam się, że bez odpolitycznienia procesu wydawania zakazu zgromadzeniom publicznym, bez oddania decyzji w tych sprawach apolitycznej i niezawisłej władzy sądowniczej, grożą nam kolejne powtórki z Warszawy i Poznania, kolejne przypadki ograniczania konstytucyjnych praw i wolności obywatelskich. Przy obecnym, nie ma się co oszukiwać, dość niskim stanie kultury politycznej w Polsce, wydaje się to, niestety, nieuniknione. Organy administracji publicznej pochodzą wszak z nadania politycznego (organ gminy z wyborów, wojewoda - z nominacji premiera), a zgromadzenia publiczne mają też zazwyczaj polityczny charakter. Niewielu urzędników ma odwagę, czy też dojrzało już do tego, by wznieść się ponad polityczne podziały.
Stop lżeniu i znieważaniu
W tym samym projekcie ustawy SDPL proponuje - poprzez zmiany w kodeksie karnym - rozwiązanie innego nabrzmiałego problemu, który podczas wydarzeń w Poznaniu również się ujawnił. Cytowane wyżej okrzyki, które wznosili tam zwykli i polityczni chuligani, nie były ani przypadkowe, ani odosobnione. Niedawno obiegły prasę zdjęcia z gier i zabaw uprawianych przez Młodzież Wszechpolską, na których widać było, że ci młodzi ludzie są wychowywani w duchu agresji i nienawiści nie tylko do innych narodowości, ale także do mniejszości seksualnych. Najpoważniejsze i najbardziej brutalne nawoływania do szerzenia nienawiści oraz znieważania ludzi są od pewnego czasu formułowane właśnie na podstawie kryterium orientacji seksualnej.
Dlatego uważamy, że przepis kodeksu karnego, który zabrania propagowania faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa oraz nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość - powinien dotyczyć także orientacji seksualnej. Jeżeli ktoś wzywałby do nienawiści na tym tle, względnie też publicznie znieważał z tego powodu - mówi o tym inny przepis kk - podlegałby sankcji karnej.
Przesłaliśmy nasze propozycje do kilku klubów parlamentarnych oraz do marszałka Sejmu z prośbą o rozważenie możliwości wniesienia inicjatywy ustawodawczej - nam ona nie przysługuje - i czekamy na odpowiedź. Liczymy na to, że rozważni, mądrzy politycy demokratyczni - bez względu na to, czy są lewicowi, czy prawicowi - nie przejdą obojętnie wobec poruszonych przez nas problemów, nie zlekceważą zaproponowanych rozwiązań i nie uchylą się od podjęcia działań. Sprawa tolerancji, stosunku do inności, równouprawnienie mniejszości jest, powinna być, jedną z podstawowych wartości w demokratycznym państwie prawa. Socjaldemokracji Polskiej zależy na tym, żeby budować w Polsce społeczeństwo obywatelskie, w którym ludzie życzliwie ze sobą współpracują, nie patrząc na narodowość, wyznanie, kolor skóry, czy orientację seksualną. Mam nadzieję, że nie jesteśmy w tym odosobnieni.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Powrót do "Publikacje" / Do góry