Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wywiady / 02.04.04 / Powrót

Przewodnik po Borowskim

Marcin Fabjański

Dysydenci z SLD wybierają się z Markiem Borowskim w nową podróż polityczną. My proponujemy jedyny na świecie przewodnik po marszałku Sejmu

1. Podróż inna niż wszystkie
- Byłem inny. W drugiej klasie podstawówki przestałem chodzić do kościoła i natychmiast zacząłem odróżniać się od rówieśników. Dzieci w szkole mnie wyzywały, opluwały i obrzucały kamieniami. Trzeba się było bić - mówi "Przekrojowi" Marek Borowski, dziś marszałek sejmu RP.
- Był inny - przyznaje polityk Unii Wolności Jan Lityński, kolega z podstawówki - Nianiaprzyprowadzała go za rękę do szkoły jeszcze w trzeciej klasie.
Nie pamięta żadnej śliny ani kamieni latających w stronę małego Marka.
- Jestem inny. Nie zgadzam się na utratę wrażliwości społecznej przez moją partię - mówimarszałek.
Dlatego partyjni koledzy są na niego wkurzeni. - Niektórzy w partii przypomnieli sobie, że jestspokrewniony z Jakubem Bermanem, szefem bezpieki w latach 50., latają za nim obelgi, że Żyd isprzedawczyk - mówi anonimowo jeden z polityków SLD. Inny członek SLD: - Jako jeden zpierwszych mówił o tym, że powinniśmy być partią masową, a teraz chce partii kadrowej.
Tak ostry atak wewnątrz partii to nowość - do tej pory historię o wujku Borowskiego z bezpiekiopowiadał Andrzej Lepper na swoich wiecach ludowych, rozpisywali się o niej internauci, z tych,co wszędzie wietrzą syjonistyczny spisek.
Sam Borowski zaprzecza ("Nawet gdybym był daleko spokrewniony z jakimś oprawcą, jakie miałobyto znaczenie?"), ale bez oporów opowiada dziennikarzom o lewicowym domu, ojcu Wiktorze,zastępcy naczelnego "Trybuny Ludu", działalności w ZMS i PZPR. A także o tym, że z partiiwyleciał w roku 1968 za "działalność syjonistyczną".
Przypomniał o tym w ubiegłym tygodniu, gdy jeden z młodzieżowych szefów SLD Andrzej Stefaniakzgłosił wniosek o wykluczenie go z partii.
Stefaniak: - Przywoływanie roku 1968 to nędzna riposta.
Ale Marek Borowski wie co robi, mówiąc, gdzie wtedy był. Stosuje najważniejszą dla niegoprawdę o polityce, która brzmi: "Trzeba być na miejscu". Nauczył się jej w głuszy województwapilskiego.

2. Credo polityczne
Jest rok 1991, wybory parlamentarne. Aleksander Kwaśniewski ostrzega: "Wszyscy nie wejdą z Warszawy". Szmajdzińskiego wysyła do Jeleniej Góry, Iwińskiego do Olsztyna, Jaskiernię do Sandomierza. Borowski nie ma korzeni poza Warszawą - Kwaśniewski przydziela mu Piłę. Kandydat nigdy wcześniej tam nie był. Znajomy organizuje spotkanie wyborcze we wsi Święta pod Złotowem.
Wsiadają w malucha, jadą. We wsi pusto. Biega samotny pies.
Ściągają jakiegoś rolnika z pola. - Fakt, miało być spotkanie - wyjaśnia. - Ale myśleliśmy, że będzie padać. A nie pada. To i wszyscy w polu.
- Jak słońce zaszło, ściągnęliśmy do remizy paru miejscowych - opowiada Borowski. - Jeden z nich ustawił parę krzeseł i stół. Przeciągnął firanką, żeby kurz zszedł. Z czterech, którzyprzyszli, jeden zasnął, trzech było mocno zmęczonych.
Zagadnienia z broszur partyjnych sprzyjały tylko atmosferze senności. Wreszcie Borowski powiedział: - Trzeba skończyć z aferami.
To był dobry strzał.
- Tak jest, koniec! - zaczęli krzyczeć. Tylko jeden nie wyraził entuzjazmu: - Jak pana wybierzemy, też będziesz pan afery robił. Inni pomachali twierdząco głowami.
Marek Borowski: - Pomyślałem: rezygnuję z kandydowania.
Jego karierę polityczną uratował kolega. - Bardzo dobre spotkanie - powiedział. Oni teraz pójdą do knajpy, będą opowiadać o tobie i to wystarczy.
I pobiegł za rolnikami, żeby się upewnić, że dobrze zapamiętali nazwisko kandydata.
Po wyborach poseł Borowski sprawdził - wynik we wsi Święta miał znakomity.
- Do tej wsi od stu lat nie przyjechał żaden oficjel. Docenili mnie. Nauczyłem się wtedy, że najważniejsze to być.

3. Ciało (i okrycie)
58 lat, wzrost - 178 cm, waga - 78 kg. Marek Borowski nie uprawia sportów innych niż brydż, kręgle i szachy, choć kiedyś grał namiętnie w siatkówkę i kosza. Ale wciąż jest szczupły. Nosi najczęściej garnitury, ma ich kilkanaście. Koledzy z elitarnego liceum imienia KlementaGottwalda pamiętają taki jego obraz: okularnik, w rozciągniętym swetrze, kaloszach i kurtce budrysówce, z czarnym parasolem pod pachą. Tak jak teraz, gdy mówił, ostro gestykulował.
Spec od wizerunku Piotr Tymochowicz ocenił kiedyś, że z Borowskiego wychodzi pycha, gdy się zdenerwuje. Ale charyzmy się w nim nie dopatrzył.
Marek Borowski: - Nie uśmiecham się, nie robię gestów przyciągających. Staram się tylko przyciągnąć uwagę przez to, co mówię i jak mówię. Nie czytam książek o socjotechnikach, nie chcę być sztuczny.
Umie przyciągać uwagę nie tylko słowami. I nie tylko do siebie.
Jest rok 1995, wybory prezydenckie. Na trybunach stadionu Polonii Piła ciemno. Nikt nie wie, że Aleksander Kwaśniewski jest na parkingu zawodników, przebrany w strój żużlowca.
Kandydat na prezydenta wjeżdża na stadion na motocyklu, za gwiazdą żużla, Rafałem Dobruckim.
Marek Borowski ogłasza przez mikrofon: - Polonia potrzebuje wzmocnienia, świeżej krwi. Panie i panowie, Aleksander Kwaśniewski.
Borowski sam to wymyślił. Kwaśniewski wygrał w Pile w cuglach.

4. Intelekt
Marek Borowski ma iloraz inteligencji 140, ale ,Przekrojowi" powiedział, że mu się obniża od polityki.
Jan Lityński o czasach szkolnych: - Ciągle mówił coś zbyt błyskotliwego i zrażał sobie do siebie ludzi.
Ewa Milewicz, sejmowa dziennikarka ,Gazety Wyborczej": - Dziennikarze go nie lubią za sarkazm. Ale mi się akurat z nim dobrze rozmawia.
Wojciech Załuska z tej samej gazety: - Podchodzę do niego w chwili desperacji, gdy muszę albo nie mam innego rozmówcy. Nie ma czasu, zawsze w biegu, zbywa dziennikarzy. Odwrotność Rokity. W klubie SLD nie lubią Borowskiego za skrupulatność. Drobiazgowe rozliczanie zagranicznych delegacji, dystans. Odwrotność Janika.

5. Kręgosłup moralny
W roku 1975 Marek Borowski wrócił do PZPR. Protesty robotników z 1976 roku uznał za nieuzasadnione. Akcje milicji - przeciwnie. Ocen moralnych dokonuje bez pomocy Boga.
Marek Borowski: - Łatwo jest wierzyć w coś, co ktoś napisał na tablicach na górze Synaj. Ale ja się nie opieram na prawdach objawionych, tylko na dorobku ludzkości.
Ustalił z żona Haliną - syna nie ma sensu narażać na inność. Kuba poszedł na religię. Egzamin do pierwszej komunii zdał śpiewająco. Tata gruntownie przepytywał go z katechizmu. Siostra zakonna była zachwycona: - Widać, że rodzice dbają - pochwaliła.
Jan Lityński: - Marek jest absolutnie uczciwy. Wierzę w szczerość jego partyjnego buntu.
Brzydzi go to, co się dzieje w SLD, te wszystkie afery korupcyjne.
- To facet honoru - mówi biznesmen i kolega Krzysztof Topolski i na dowód opowiada jak przed wyborami 2001 roku założył się z Markiem Borowskim, że zostanie on marszałkiem sejmu. Gdyby przegrał, musiałby stawiać pięciogwiazdkowy koniak. Ale wygrał, i Marek Borowski musiał znaleźć jakąkolwiek pracę, która pozwoli utrzymać się na studiach dwóm młodym ludziom z niezamożnych środowisk.
Trzy tygodnie po tym, jak został marszałkiem, zadzwonił do Krzysztofa Topolskiego: - Dawaj tych młodych, mam dla nich robotę.
Krzysztof Topolski: - Miał na głowie milion spraw, a jednak pamiętał.

6. Emocje
- Był indywidualistą, słabo działał w grupie - wspomina Jan Lityński.
Inny kolega z klasy, Lech Klupiński: - Mimo piekielnej inteligencji Borówa nie miał najlepszych stopni. Za to przychodził do szkoły z "Trybuną Ludu". Nie był specjalnie lubiany. Ale też nikt go nie nienawidził.
Specjalista od sceny politycznej anonimowo: - Jak na polityka SLD to bardzo kulturalny facet.
Szkoda tylko, że bardziej dba o własną popularność niż o rzetelną pracę u podstaw. Przy okazji afery z ustawą o grach losowych wyszło, jaki jest bałagan w sejmie. Poprawki do ustawy wprowadzają jacyś posłowie - lobbyści na podkomisjach, nie wiadomo nawet kim są ci faceci.
Marek Borowski jest stanowczy. Kazał straży marszałkowskiej wyrzucić z sali obrad posła LPR Gabriela Janowskiego, gdy ten blokował mównicę. Potrafi wywołać emocje u innych.
- To jedyny mężczyzna, któremu kupiłem róże i to od razu 24 - opowiada Krzysztof Topolski. - Za to, że odszedł z rządu, jak mu Pawlak wyrzucił wiceministra.
Luty 1994 roku. Premier Pawlak zwalnia wiceministra finansów Stefana Kawalca za rzekome
nadużycia przy prywatyzacji Banku Śląskiego. Borowski, wicepremier i minister finansów, dowiaduje się o tym z gazet. Natychmiast podaje się do dymisji. Wygłasza słynne: "Funkcje można sprawować różne, ale twarz ma się jedną".
W wieczór dymisji Krzysztof Topolski zaprosił do swojego mieszkania na wódkę Marka Borowskiego i Adama Michnika. Nie spotykali się prywatnie od 25 lat, teraz się wycałowali. - Adam i ja spiliśmy się w trupa - wspomina gospodarz imprezy.
Marek Borowski nawet wtedy pozostał trzeźwy.

7. Środowisko naturalne
Trzech z czterech doradców Marka Borowskiego to kobiety. Dodatkowo, w biurze poselskim zatrudnia na dwóch etatach trzy entuzjastyczne blondynki: Agnieszkę, Klaudię i Marzenę - młodziutkie (21-26 lat), choć weteranki walki frontowej z wyborów 2001 roku. Są z tym małe problemy. Pewien pan odwiedza namiętnie biuro, niby z problemem, który tylko poseł Borowski może rozwiązać, a tak naprawdę, żeby wyswatać syna.
Równie piękne były dziewczyny z Domów Towarowych "Centrum", gdzie Marek Borowski zatrudnił się po studiach jako zwykły sprzedawca (marzec 1968 roku zamknął mu drogę do lepszej pracy). Musiał długo kruszyć lody, bo uznały go za wtyczkę centrali: po studiach na SGPiS i zwykły ekspedient?
Przełamał niechęć, gdy pewnej niezbyt szczupłej pani, po wielu nieudanych próbach dobrania spodni, kazał udać się do innego sklepu niż młodzieżowy "Junior". Skończyło się wpisem do księgi skarg i zażaleń.

8. Charakter
Marek Borowski pożyczył synowi na mieszkanie, ale pożyczkę zarejestrował u notariusza.
- Był bardzo skąpy - wspomina kolega z liceum Lech Klupiński. - Kupował groszki w kioskach Spółdzielni Inwalidów za 81 groszy. Borówa, daj jednego, prosiłem, a on, że paczka musi mu wystarczyć na tydzień.
Nie żałuje za to czasu na podejmowanie decyzji - trawi, myśli. Ale zdarzają mu się też szybkie akcje.
Ostatnio z wyjazdem na wakacje. Żona nalegała, on tłumaczył - nie mogę, obowiązki. W gabinecie marszałkowskim, za gigantycznym biurkiem, zmienił zdanie. - Coś mnie naszło - mówi.
Wyciągnął notes, wykreślił wszystkie spotkania z najbliższych dni. Zadzwonił do hotelu. Z faksem potwierdzającym rezerwację pognał do domu.
Żona zaniemówiła. Gotowała się już na wielką kłótnię. - To poprawiło u niej moje notowania - mówi.
Krzysztof Topolski opowiada historię, po której trudno zrozumieć, dlaczego Halinie Borowskiej tak zależało na wyjeździe.
- Pięć lat temu wybraliśmy się z żonami do Sztokholmu, odwiedzić znajomego. Już pierwszego ranka Marek wyciągnął notes i poinformował nas: o 8.47 odjeżdża tramwaj do muzeum, spędzamy w nim 45 minut, potem jedziemy metrem do innego muzeum. Obok jest restauracja. Mamy 37 minut na lunch, i tak dalej. Miał program na cały tydzień! Minuta po minucie!
Ostatniego dnia Topolscy poszli z Borowskimi i małżeństwem, które ich gościło, do wesołego miasteczka.
- Marek stworzył listę 10 konkurencji, w których musieliśmy się zmierzyć. Miał wszystko spisane, tyle punktów za strzelanie, tyle za rzucanie piłką do kosza, tyle za zrzucanie puszek.
W przeciwieństwie do nas dwóch traktował to śmiertelnie poważnie. Dzięsięciobój wygrał, ale bardzo cierpiał, gdy rozłożyłem go na strzelnicy.

9. Wrażliwość
Marek Borowski: - Ojciec mnie ustawił tak, że nie można przechodzić obojętnie wobec biedy.
- Ogląda pan biedę na co dzień? - pytam. - Zdarza się - mówi i podaje przykład.
W roku 2002 pojechał na wigilię na warszawską Pragę ("Rządową lancią, owszem, nie udaję, że jeżdżę rowerem!") do organizacji "Otwarte drzwi". Wzruszył się. Znalazł dla nich sponsorów, pomógł otworzyć stołówkę.
Podobno uratował pan tysiąc zębów dzieciom?
- Tysiąc trzysta - poprawia trzeźwo i po szczegóły odsyła do entuzjastycznych blondynek z biura poselskiego. One z przejęciem opowiadają, jak marszałek przekonał warszawskich dentystów, żeby za darmo łatali dziury w zębach dzieciom z domów dziecka.
Gdy jednak pod koniec roku 1993 jako minister finansów przedstawiał na Komisji Polityki Społecznej założenia budżetu, koledzy z SLD wpadli w panikę. - Wybrano nas jako lewicę, a to brutalny kapitalizm - krzyczeli.
- Spokojnie - uspokajał. - Ja też mam wyborców. Ale realiów ekonomicznych nie da się przeskoczyć.
Jako minister podniósł podatki dla ludzi o najwyższych dochodach z 40 do 45 procent, co uderzyło w jego żonę, wtedy dyrektora firmy "Polcotex".
Marek Borowski: - Zaraz wprowadziłem ulgi dla inwestorów, to ją ułagodziło.
Ekonomista Waldemar Kuczyński: - Trudno oceniać jego wrażliwość społeczną jako ministra finansów, był nim przez parę miesięcy. Ale to nie jest zimny liberał. Ma program społeczny, ale rozumie, że praw ekonomicznych nie da się nagiąć.

10. Cechy przywódcy
Jan Lityński: - Intelektualnie Marek ma cechy lidera, emocjonalnie absolutnie nie. Trudno się do niego przywiązać. Dlatego dziwi mnie, że poszło za nim tylu ludzi. Może przyciągnął ich właśnie ten intelekt.
Lech Klupiński: - Zdziwiłem się tym jego rokoszem. Myślałem, że jest bierny, że wypłynął na fali. W szkole na pewno nie był przywódcą.
Zdziwiony musi być też prezydent Aleksander Kwaśniewski, który w roku 1994, po odejściu Borowskiego z rządu Pawlaka, powiedział o nim niby żartem: "Oto polityczny nieboszczyk".

Marcin Fabjański

Źródło: "Przekrój"

Powrót do "Wywiady" / Do góry