Marek Borowski: Uczestniczę, ale nie jako tzw. frontman. Wiem, co się dzieje, wspomagam to swoimi sugestiami.
Porozumienie nowe, ale twarze są stare. Jak centrolewica chce zagwarantować sobie wiarygodność?
Wszystkie partie w Polsce powstają wciąż z udziałem znanych polityków. Trzeba łączyć młode wykształcone pokolenie z osobami doświadczonymi, które mają wiedzę. W Polsce jest przynajmniej kilka takich osób, które sytuują się na lewicy i które mają spore zaufanie wyborców.
Kto?
To już pozostawiam wam. Robicie różne sondaże zaufania. Problem w tym, że tzw. aktyw działaczy musi przyjąć to do wiadomości. Im dany człowiek może się nie podobać, bo się np. naraził mówieniem przykrej prawdy w oczy. Ale w opinii wyborców jest to człowiek wiarygodny, jest to dla każdej partii wartość. Wokół takich osób należy budować centrolewicę. Oczywiście starając się w to wciągnąć nowe twarze.
Kogo już macie w swoich szeregach?
Na razie mamy siebie: SDPL i PD. Opowiadam się za formalną koalicją polityczną obu partii - nasze programy są bardzo zbliżone. A jeśli chodzi o inne osoby, to jest za wcześnie, by mówić, że ten się już zadeklarował, a ten się zastanawia. Wszystko na razie jest w stanie dość płynnym.
Dlaczego nie chce pan dalej kierować SDPL?
Nowe otwarcie, nowy ruch wymaga nie tylko doświadczenia , ale i współudziału nowych ludzi, nowych twarzy. Tym bardziej, że takie osoby nie mają najczęściej żadnych obciążeń z przeszłości, zadawnionych urazów personalnych. A co za tym idzie, mniej jest nieporozumień. W SDPL jest sporo ludzi do wykorzystania. Gdybym nadal był przewodniczącym, to włączenie ich do pierwszej linii byłoby bardzo trudne. Poza tym, kiedy ja byłem przewodniczącym, to trochę było to dla nich przygniatające. Bo każdy z nich działał na moją pozycję. Zdawałem sobie z tego sprawę. Dlatego musiałem stworzyć im pewną przestrzeń.
A może pan po prostu ucieka z tonącej tratwy? SDPL nie odniosła przecież sukcesu, nie weszła samodzielnie do Sejmu.
A kto odniósł sukces na lewicy? Lewica jest permanentnie w stanie kryzysu. Poza tym, jak to SDPL nie weszła do parlamentu? Weszła - po dwóch latach przebywania poza parlamentem!
Ale tylko w koalicji.
To nie jest grzech, tylko zasługa, że potrafimy tworzyć koalicje. Na tej koalicji wszyscy skorzystali. Także SLD, które w przypadku dwóch odrębnych list wprowadziłoby do Sejmu może ze 30 posłów. A wracając do pani pytania, ja z niczego nie uciekam. Nie odchodzę z SDPL. Objąłem funkcję przewodniczącego Rady Politycznej, która m.in. zatwierdza listy kandydatów do Sejmu i Parlamentu Europejskiego oraz akceptuje porozumienia między SDPL i innymi partiami.
A w partii pojawiły się głosy, że powinien pan zrezygnować z kierownictwa?
Zdarzały się. Dbałem o to, aby ludzie nie bali się mnie krytykować.
Jakie teraz ma pan ambicje polityczne? Może prezydentura?
Moją ambicją było i jest odbudowanie pozycji lewicy, co uważam za możliwe tylko w ramach szerokiego porozumienia centrolewicowego. A prezydentura? W 2005 r. były jednoczesne wybory do Sejmu i wybory prezydenckie. Każda partia wystawiała swojego kandydata. Sondaże pokazywały, że mam szansę na dobry wynik, niemniej byłem gotów pod pewnymi warunkami nie kandydować. Ale nie udało się ich uzgodnić.
Jakimi warunkami?
Nie wracajmy do tego. To już przeszłość. W każdym razie od momentu, kiedy do wyścigu prezydenckiego włączył się Cimoszewicz i było już dwóch kandydatów lewicy, sytuacja się radykalnie zmieniła.
Nie wystartuje pan w 2010 r.?
Nie zamierzam.
To może wystartuje pan do Parlamentu Europejskiego?
Nie wybieram się tam. Jestem zawodnikiem, który gra na ligę polską. Oczywiście interesuje mnie to, żeby powstała silna ekipa w wyborach do europarlamentu. Najlepiej by było, żeby w SLD się zreflektowali i wrócili do koncepcji listy centrowo-lewicowej, takiej LiD-owskiej. To byłaby najlepsza alternatywa dla PO, która w tych wyborach będzie bardzo mocna: ma pieniądze i poparcie wielu prominentnych zachodnich polityków. PiS też będzie bardzo silne -będzie reprezentować całą antyeuropejską grupę Polaków.
Sondował pan w SLD, czy ktoś jest w ogóle tym zainteresowany?
Nie. Ja się nie zajmuję dywersją na tyłach. Jeżeli ktoś chce ze mną rozmawiać, to jestem zawsze chętny. Jeśli nie dojdzie do takiej wspólnej llisty, to będą dwie listy. My się tego nie boimy - SDPL i PD stać na silną reprezentację - ale tak, jak w przypadku LiD: wspólna lista przyniosłaby bonus każdemu.
Jest szansa, żeby dogadać się z Napieralskim? Był przecież za rozbiciem LiD.
Rozbicie LiD obciąża Napieralskiego i Olejniczaka w sposób ewidentny. Notabene wydaje się, że Olejniczak dziś tego żałuje. Miarą jakości polityka jest to, czy potrafi czytać znaki czasu. Napieralski, jak do tej pory obrał koncepcję na hegemonię SLD, zwasalizowanie SDPL i raczej na zamykanie się, niż na otwieranie. Podejmuje też bardzo ryzykowne decyzje, takie jak choćby współpraca z PiS. Czy porozumienie się dziś z Napieralskim jest możliwe? Jeżeli jest politykiem pragmatycznym, a niektórzy mówią, że jest, to jest to możliwe. Ja nie patrzę na ludzi przez pryzmat osobistych urazów. Nawet, gdy ktoś w przeszłości zachowywał się poniżej standardów, w polityce trzeba patrzeć w przyszłość. No, może tylko trzeba być bardziej ostrożnym.
Olejniczak żałuje, że nie ma już LiD? Skąd pan to wie?
Mam takie wrażenie. Nie rozmawiałem z nim na ten temat, ale wydaje mi się, że widzi, że zwrot, którego dokonał nie przyniósł mu sukcesu. Błędy każdy popełnia. Pytanie, czy się z tego wnioski wyciąga.
Kto powinien wystartować do europarlamentu?
Myślimy o tym. Mamy pewien zespół ludzi, którzy albo już są deputowanymi, albo mają pewne predyspozycje i dorobek i mogliby być niezłymi kandydatami.
Są rozmowy z Cimoszewiczem?
Ja z nim rozmawiałem ostatni raz w czerwcu. Rozmawiał z nim też Celiński, Balicki. Więc toczą się różne rozmowy. Ale jeszcze daleko iidących ustaleń nie ma. Ja w ogóle uważam, że trzeba mniej mówić, a więcej robić.
Rozmawiała: Kamila Wronowska
Źródło: "Dziennik"
Powrót do "Wywiady" / Do góry | | | |
|