Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 11.10.06 / Powrót

Zwycięstwo demokracji
Dział: O polityce i politykach

Fakt, że w ostatnią sobotę w Warszawie mogło w tym samym czasie demonstrować wielu ludzi o odmiennych poglądach politycznych a ich manifestacje przebiegły w spokoju, uważam za zwycięstwo demokracji. Takie jest prawo obywatelskie i jeśli ludzie chcą z niego skorzystać, to muszą mieć taką możliwość. Wcześniejsze straszenie, które uprawiał komisarz Warszawy, Kazimierz Marcinkiewicz, apelując do organizatorów o odwołanie manifestacji, bo może dojść do burd i awantur, było niepotrzebne i na wyrost. Można powiedzieć, że Warszawa stanęła na wysokości zadania, a jej komisarz – niekoniecznie.
Oczywiście, najlepiej by było, gdyby ludzie nie musieli demonstrować na ulicach, bo ich sprawy byłyby załatwiane przez rząd, czy przez posłów, np. w wyniku konsultacji społecznych. Jest to jednak pewien ideał, który nieprędko osiągniemy. Na razie, jak pokazują sondaże, 90 proc. Polaków chce rozwiązania Sejmu, a ponad 60 proc. - ustąpienia rządu PiS. Wielu ludziom, którzy nie mogą w inny sposób wyrazić swojej opinii, bo w gazetach i telewizji nikt nie zamieszcza ich wypowiedzi, pozostaje więc tylko ulica.
Polska ma niewielką tradycję marszów politycznych. Częściej mieliśmy do czynienia z protestami grup zawodowych. Tymczasem w Europie – we Włoszech, Francji, Niemczech, Hiszpanii - takie protesty są bardzo częste. Na ulice wychodzą tam miliony(!), a nie tysiące obywateli, jednak nikt, żadne władze miejskie, nie robią z tego powodu dramatu, nie podgrzewają atmosfery, nie zniechęcają do udziału w tych protestach. Od tego, by uspokoić ewentualnych awanturników są siły porządkowe.
Inna różnica polega na tym, że tam nie są to zazwyczaj marsze jednej partii politycznej, lecz pewnego bloku partii i stowarzyszeń społecznych, które sprzeciwiają się albo polityce rządu w ogóle, albo jakiemuś jej fragmentowi. Jednoczy to wtedy różnych ludzi. Każdy może przyjść bez obawy, że zademonstruje poparcie dla określonego ugrupowania. U nas nie dość, że mieliśmy do czynienia z typowymi manifestacjami partyjnymi - PiS, LPR i PO - to w dodatku ta pierwsza i po części druga odzwierciedlały - wbrew europejskim standardom - stanowisko rządzonych, a nie rządzących. Manifestacja polega na tym, że wolni ludzie mówią otwarcie wybranym przez siebie przedstawicielom władz, co o nich sądzą. Z założenia więc chodzi o to, by władza dzięki manifestacji dowiedziała się, co obywatel ma do powiedzenia, a nie o to, by zwieźć autobusami ludzi z taką samą legitymacją partyjną, którzy będą klaskać na zawołanie i wołać swoje ulubione hasła. PiS i LPR zorganizowały nie tyle manifestacje co zjazdy partii w odpowiedzi na inicjatywę PO.
Marsz PO miał szerszy charakter. Oprócz działaczy partyjnych szło w nim wielu zwykłych ludzi. W sumie – według danych policji - ok. 11 tys. Protestowali przeciwko stylowi i sposobowi sprawowania rządów przez PiS, przeciwko symbolicznemu już „pokojowi Renaty Beger”, koalicjom, które schodzą się i rozchodzą z powodów nie mających nic wspólnego z interesem kraju, choć przywódcy partii tym interesem stale szermują. Ja też jako warszawiak przyłączyłem się do tego marszu razem z rodziną, mimo że nie jestem zwolennikiem Platformy i nie zgadzam się z nią w wielu sprawach. Ale akurat co do oceny rządów Jarosława Kaczyńskiego sporu między nami nie ma.
Generalnie jednak centrolewica nie uczestniczyła w sobotnich demonstracjach. W zamian zaproponowaliśmy e-marsz na stronie www.e-marsz.pl. Takiej manifestacji, przyjaznej dla środowiska, nie zakłócającej spokoju mieszkańców, nie wymagającej przyjazdu do Warszawy i związanych z tym kosztów i przede wszystkim – dającej możliwość zaprezentowania swoich poglądów wszystkim obywatelom RP – jeszcze w Polsce nie było. Chcieliśmy, by Polacy wypowiedzieli się w naszym E-MARSZU na temat najważniejszych problemów dla Polski: kierunków rozwoju kraju, zadań Sejmu i rządu, podatków, prywatyzacji, pomocy społecznej. Nie wprowadziliśmy żadnej cenzury ryzykując także niecenzuralne wpisy. Chcieliśmy wywołać rzeczywistą dyskusję w najważniejszych dla ludzi sprawach – nie tajnych akt, nie szpiegów czy ubeków, ale tego, czym powinni zająć się politycy.

Marek Borowski

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry