Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 08.08.05, 13:01 / Powrót

SLD znów szykuje gruszki na wierzbie - pisze Marek Borowski w "Fakcie"

Odkąd istniejemy musimy odnosić się do SLD. Ciągle nas pytają: czy się połączycie, kiedy się połączycie, dlaczego się nie łączycie? Rzadko który z pytających naprawdę próbuje zrozumieć istotę sprawy.
Przypomnę zatem, że opuściliśmy SLD nie dlatego, że zależało nam na władzy, lecz dlatego, że straciliśmy wszelką nadzieję, iż można naprawić Sojusz. Nie chcieliśmy bowiem kojarzyć lewicy z lewymi interesami, przeszkadzało nam towarzystwo szemranych ,,biznesmenów". Nie chcieliśmy też budować programu wedle aktualnego zapotrzebowania sondażowego. Betonowy aparat SLD okazał się jednak silniejszy od nas. Dlatego w marcu zeszłego roku nie pozostało nam nic innego jak odejść z SLD. Wyszliśmy, jak staliśmy bez pieniędzy i struktur. Po roku jesteśmy licząca się partią.
Dziś nasz powrót do Sojuszu byłby zaprzeczeniem całej naszej drogi życiowej. Rozmowa o jakiejś formule połączenia musiałaby się przecież rozpocząć od sakramentalnego pytania - czy Sojusz się oczyścił? Nie zadamy go, bo znamy odpowiedź, a poza tym to pytanie nie doprowadzi do niczego, poza irytacją członków Sojuszu - i tych betonowych, i tych reformatorów, dla wszystkich bowiem jest to pytanie wysoce niewygodne.
To, co się teraz odbywa w SLD, jest bowiem zaledwie powierzchowną wymianą pokoleniową. W terenie wciąż trwają starzy działacze, a i w centrali ci, którzy popierają Wojtka Olejniczaka okazali się po prostu sprytniejszymi "starymi" niż inni weterani, których udało się wypchnąć do Senatu.
Rzecz jednak w tym, że SLD obciąża nie wiek liderów lecz ich mentalność, a ta jest ponadpokoleniowa. Jej zmiana, to proces trudny i długotrwały. Ta mentalność to traktowanie władzy jako celu, a nie środka do realizacji programu, państwa jako partyjnego(a niekiedy i prywatnego) folwarku, a polityki jako wojny, w której albo my ich zabijemy, albo oni nas. Zwykły obywatel staje się mięsem wyborczym. Brak rewolucji mentalnej stwarza ogromne ryzyko, że po wyborach wszystkie te patologie powrócą jak gdyby nigdy nic.
Aby mówić o jakimkolwiek porozumieniu, należy najpierw podyskutować o programie. Jednak Sojusz nie ma programu i, jak wyżej wspomniałem, mieć nie może, bo jest mieszaniną lewicowych liberałów, lewicowych radykałów, tęskniących za Peerelem, pragnących odciąć się od przeszłości i wreszcie zwykłych karierowiczów i bezideowców. Jedno, co ich łączy, to rodzaj amnezji politycznej.
Manifest, który przyjęli jako namiastkę programu, nie wymienia ani razu słów: korupcja, partyjniactwo, zawłaszczanie państwa, kolesiostwo... . Oznacza to, że zdaniem autorów nie ma w Polsce tych problemów, niepotrzebny jest zatem program ich zwalczania.
My w SDPL dokładnie pamiętamy, co i dlaczego spotkało lewicę i na amnezję nie cierpimy. Nasz program dokładnie wskazuje źródła patologii i podaje sposoby ich likwidacji. Dopiero potem, po naprawie państwa, można mówić o przyszłości, a jest nią w naszym programie nowoczesna edukacja, dzięki której młodzi Polacy nie będą ubogimi krewnymi Francuzów, Anglików czy Niemców.
Dlatego tylko zatwardziały wróg lewicy może mówić, że cała lewica to zło. To pogląd głupi i niewart dyskusji. Otóż ci, którzy swój wybór polityczny traktują serio, dla których lewica to społeczeństwo równych szans, gdzie nikt nie jest obcy, zły i odrzucony, budują w SDPL uczciwą, lewicową ofertę dla wyborców. Takiej oferty na pewno nie przedstawi SLD, bo każda dyskusja programowa rozbije tę partię.
Nasza postawa przysparza nam coraz to nowych zwolenników. Nie podkupujemy bowiem ludzi z innych partii, jak to ostatnio próbowali bezskutecznie z nami koledzy z SLD, nie przechodzi się do nas po pewne miejsca w Sejmie jak do Samoobrony. Jeśli trafia do nas znakomita prawniczka, prokurator Małgorzata Wilkosz - Śliwa, Jolanta Lipszyc - świetny pedagog, dyrektorka jednego z najlepszych liceów w Polsce, Ryszard Szurkowski czy Bożena Łopacka, jeśli przychodzą Zieloni, programowo zbrzydzeni polityką i politykami, a jednocześnie nikt nie ucieka do innych partii - świadczy to o naszej atrakcyjności programowej, o tym, że mamy wyborcom coś ważnego do zaoferowania. Jeśli dołączymy do tego Mezo - znanego hiphopowca, który z przekonania wspiera nas swą sztuką estradową, to okaże się, że i dla młodych, z zasady odrzucających politykę, możemy być interesujący.
Ci ludzie, te sygnały, a nie nerwowe śledzenie tabel sondażowych sprawiają, że jesteśmy przekonani o słuszności naszej drogi, o tym, że zajęliśmy dobre miejsce w polskiej polityce jako samodzielna, niezależna i samorządna partia polityczna. Partia uczciwej, wiarygodnej i umiejącej rozmawiać z innymi opcjami lewicy, której nie będą się już w przyszłości wstydzić jej wyborcy.
"Fakt" - 8 sierpnia 2005 r.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry